Kolejny raz muszę
spakować całe swoje życie do tych pudeł do walizek. Który raz już to robię w
swoim chyba jeszcze nie tak długim bo 23 letnim życiu? Trzeci raz, to jest
trzeci raz i moje przeczucie podpowiada że nie ostatni, bo ja to po prostu
wiem. Ale nie wytrzymam tutaj ani minuty dłużej, nie taka była nasza umowa.
Szukałam współlokatorki bardzo sumiennie a i tak na nic to się nie zdało. Może
to ja nie umiem współegzystować z innymi ludźmi? Sama próbuję siebie oszukać.
Potrafię wiele znieść, wiele już zniosłam. Tego oślizgłego i bezczelnego
spojrzenia nie zdzierżę ani chwili. Pytacie co się stało już wam mówię. Moja
współlokatorka postanowiła po wakacjach wrócić na mieszkanie wraz ze swoim
obleśnym facetem. Dupkiem który na każdym kroku rozbiera mnie wzrokiem, jego
wstrętne łapska niby niepostrzeżenie i przypadkowo szukają mojego ciała, a gdy
ona nie słyszy z jego ust padają niemoralne propozycje. Mogła bym ją wyrzucić,
przecież to ja wprowadziłam się tutaj pierwsza, ale nie chcę się tym dłużej
zajmować.
Gdzie teraz się
wybieram? A no właśnie. Czy nie czeka na mnie trzypokojowe mieszkanie w centrum
Łodzi gdzie spędziłam beztrosko ostatnie 4 lata? No nie czeka, to mieszkanie
jest źródłem mojego utrzymania, dzięki jego wynajmowi mogę spokojnie żyć do
pierwszego. Mam też druga opcję, z której za nic w świecie nie skorzystam. Dom
rodzinnym tak kiedyś go nazywałam. Duży, piękny z ogromnym tarasem i ogrodem.
Sama z niego uciekłam, nie mogłam wytrzymać tej ciągłej kontroli nad własnym
życiem. W dniu 18 urodzin spakowałam się po raz pierwszy i zawitałam do łódzkiej
metropolii.
Paweł przyjął
mnie z otwartymi ramionami, zawsze mogłam na niego liczyć. Był najwspanialszym
bratem pod słońcem. Dzieliliśmy wspólną pasje jaką były samochody. Tak to ja
byłam tym dzieckiem które w wieku 10 lat ledwo wystając znad kierownicy szalało
po bocznych drogach naszego rodzinnego osiedla. Dzięki jego pomocy dostałam się
na łódzką politechnikę na mechanikę samochodową. Na kierunku jestem jedyną
dziewczyną, wcale mi to nie przeszkadza, wiem ze jestem lepsza w tym co robię
od większości facetów na roku. Po co mi taki kierunek, a po to bo w życiu
trzeba robić to co się kocha a jak kocham samochody. Adrenalinę, moc tych koni
mechanicznych które czujesz pod stopa gdy rozpędzasz się do 170 km/h. Z Pawłem
szaleliśmy na różnych europejskich trasach w rajdach amatorskich. Nie
chcieliśmy przejść na zawodowstwo przynajmniej jeszcze nie wtedy. Do dziś
pamiętam naszą rozmowę gdy przyszło do nas zaproszenie żeby wstąpić do jednego
z najlepszych klubów w USA. Rozważaliśmy te propozycje i z niej zrezygnowaliśmy.
Paweł zawsze powtarzał ze oprócz pasji w życiu trzeba mieć też zapewniony
zawód, nigdy bowiem nie wiadomo co się wydarzy. Dlatego wybrałam studia gdy
miałam je skończyć, mieliśmy się zastanowić co dalej. Propozycja została
ponowiona, ale tylko dla mnie rok temu. Czemu również nie dla Pawła? Jego już
ze mną nie było. Siedziałam i zalewałam się łzami pąkując jego rzeczy,
pakowałam również swoje i to był drugi raz kiedy cały mój dobytek wylądował w
pudłach.
Gdyby nie ten
pijany kierowca który nie zauważył ze jest czerwone światło Paweł był by tutaj
ze mną, wszystko było by inaczej. Gdybym nie była wtedy chora, a on nie uparł
by się żeby jechać do apteki dalej by żył. Już się nie obwiniam za jego śmierć,
ale to ni było takie łatwe. Wygrałam żyje dalej, żyje za nas oboje. Propozycji
wyjazdu nie przyjęłam, przecież obiecałam bratu ze skończę studia, tak też
robię.
A teraz znowu
jestem w punkcie wyjścia, znowu przerzucam swoje ciuchy do walizek. Sięgnęłam
po ostatnią rzecz i położyłam ją na wierzchu torby. Była to ramka ze zdjęciem,
zdjęciem naszej trójki, zdjęciem zrobionym niedługo przed jego śmiercią..
Wszyscy byliśmy wtedy tacy uśmiechnięci. Ja stojąca pośrodku z mojej lewej
Paweł, a z prawej największy wariat jakiego w życiu poznałam. Gdy on się uśmiechał
i ja się uśmiechałam, Wakacyjna przyjaźni przetrwała do dziś. Teraz przyjdzie
mi z tym wariatem zamieszkać. Na razie jego mieszkanie jest puste, wczoraj
odleciał do Włoch na Mistrzostwa Świata. Kazałam mu wrócić za niecałe 3
tygodnie i to z medalem, inaczej wymienię zamki w drzwiach. Kiedy zapinałam
suwak ostatni raz popatrzyłam na nasze roześmiane twarze. Na twarze trzech
muszkieterów jak to mawiałam moja babcia, trójka która dogadywała się bez sów
:Paweł, Żaneta i Bartek. A teraz już czas się zbierać, Bełchatów czeka.
Dedykacja dla Bezimiennej za to ze była pierwsza na tym blogu, a tak ze za opowiadanie u
moim kochanym Kadziulcu.
Prolog za mną, mam nadzieje ze się Wam podoba. Ostrzegam ze to
opowiadanie będzie pisane w narracji pierwszoosobowej więc to dla mnie coś
nowego. Proszę o wyrozumiałość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz