Od autorki.

Opowiadanie w pierwotnej wersji można znaleźć również na onecie pod adresem
www.niepoukladane-marzenia.blog.onet.pl
Jednak po tym jak onet się zaczął psuć przeniosłam je tutaj.

niedziela, 22 lipca 2012

30. Miłość nigdy nie jest prosta, ale ważne by się jej nie bać i spróbować dać szanse uczuciom. Zyskać można wiele, stracić jeszcze więcej gdy tej szansy zabraknie.


Przez przymknięte powieki odczuwałam już promienie słońca, które wdzierały się do naszego pokoju. Nie mogłam uwierzyć, że to będzie przedostatni dzień pobytu na Sycylii. Miałam marzenie, by te wakacje nigdy się nie kończyły. Przed wyjazdem byłam pełna negatywnych myśli, które zostały rozwiane, gdy tylko postawiliśmy stopę na włoskiej ziemi, teraz ta beztroska wpływała na nas wszystkich bardzo pozytywnie. Do mych uszu dochodziły ciche ruchy Zbyszka, który najwyraźniej już wstał. Jego sylwetka rzuciła cień na mnie powodując, że pod moimi powiekami znów nastała ciemność. Stał tak już dłuższą chwilę, nie miałam pojęcia dlaczego to robi. Postanowiłam się, jak najszybciej dowiedzieć otwierając oczy.
- Co ty robisz?! – wypaliłam momentalnie, gdy zobaczyłam go stojącego nade mną z kamerą w ręku. Instynktownie zakryłam się po samą szyję, zasłaniając każdy skrawek mojego nagiego ciała.
- Widzicie dzieci jaka wasza mama była wstydliwa, na szczęście nie zawsze taka jest, inaczej nie było, by was na świecie – przysłuchiwałam się jego słowom patrząc na twarz siatkarza, która promieniała szczęściem.
- Mogę wiedzieć o jakich ty dzieciach mówisz? – jego zachowanie było podejrzane.
- Jak to o jakich, o naszych własnych – odparł bez najmniejszego zająknięcia, przemieszczając się lekko, by zmienić kąt nagrywania mnie.
- Chcesz mieć ze mną dzieci?! – naprawdę takie ekscesy nie są wskazane a już szczególnie nie z samego rana.
- Kiedyś na pewno tak – nadal uśmiechając się szeroko wgramolił się na łóżko siadając obok mnie tak, by kamera objęła naszą dwójkę. – No powiedz coś do naszej gromadki – popatrzyłam na niego i miałam ochotę postukać się w czoło, ale ostatnie słowo wyprowadziło mnie trochę z równowagi.
- Gromadki?! – pytałam piskliwie.
- Tak, czwórka w zupełności wystarczy – jak widać Zbyszek miał już wszystko skrupulatnie zaplanowane. Nigdy nie rozmawialiśmy na temat dzieci a on mi teraz wyskakuje z czwórką!
Nie miałam pojęcia czemu ma służyć ta rozmowa, trochę się nawet jej przeraziłam a, z drugiej strony było to jednak miłe. Nie miałam jednak zamiaru tak od razu dać mu tego po sobie poznać.
- Czwórka! To chyba sam sobie będziesz jej rodził – śturchłam go w bok, jednak nie udało mi się przy tym ukryć rozbawienia.
- Nie bądź taka – zerknął na mnie z żalem, a potem odwrócił twarz w stronę kamery. – Widzicie, z kim ja muszę wytrzymać ? No Żanet nie daj się prosić, powiedz coś do naszych dzieciaków – zachęcał mnie a ja, mimo że było to może trochę dziecinne przystałam na to.
- To chyba ja powinnam powiedzieć, z kim to wytrzymuje dzień w dzień. Wasz ojciec zawsze taki był i nigdy się nie zmienił. Postrzelony wariat z niego i tyle – jak się bawić to na całego, niech się Zibi cieszy ze swojego pomysłu.
- I tak mnie kochasz – przysunął nos do mojego policzka.
- Pewnie, że kocham – odwróciłam głowę zanurzając się w zielonym spojrzeniu.
- Pokaż jak bardzo – mówiąc to muskał wargami moje usta a mnie dwa razy powtarzać nie trzeba było, by dać mu ten upragniony dla nas obojga pocałunek. Chwilę później kamera upadła gdzieś w pościeli a my mogliśmy oddać się sobie nawzajem.

***
Z perspektywy Zbyszka…

Szczęście rozpierało go od środka. Ciągle nie mógł uwierzyć, że takie rzeczy zdarzają się naprawdę. Wcześniej był przekonany, że taka miłość nie istnieje bynajmniej nie w realnym życiu, a co najwyżej na kartach powieści bądź ekranie kinowym, A on teraz tego doświadczał tak mocno na swoim ciele i swojej duszy. Miał nadzieję, że to się nie zmieni i, że, gdyby kiedyś stanęli razem, by zmierzyć się z jakimiś przeciwnościami to wygrają a los ich nie rozdzieli, że nie dadzą się pokonać. Od tych wakacji zaczął nawet rozmyślać czy tak właśnie wyglądało, by ich wspólne życie? Wiedział, że jest za wcześnie na jakiekolwiek deklaracje ani on a tym bardziej Makowska nie potrzebowali tego. Miło było jednak pomyśleć, że może za kilka lat będą tworzyć rodzinę. Dlatego wpadł na ten pomysł, żeby uwiecznić niektóre rzeczy na filmach, może kiedyś będzie miał, komu je odtworzyć.
- O czym tak myślisz? –Żaneta wspięła się na jego klatkę piersiową wpatrując się tym niebieskim, badawczym spojrzeniem.
- To najlepsze urodziny jakie miałem – roześmiał się, skrywając swoje myśli dla siebie, przynajmniej na razie.
- Tak, chyba to będzie nasza tradycja poranny urodzinowy seks – odłączyła do niego śmiejąc się jeszcze głośniej. – Wszystkiego najlepszego – obdarowała go jeszcze jednym namiętnym pocałunkiem.
- Żaneta powiedz mi czy mi się wydaje czy między Tyną a Bartkiem coś jest? – zauważył te przeciągłe spojrzenia Kurka w stronę jego siostry, rozmarzony wzrok i zamyśloną twarz. Szatyn się tak wcześniej nie zachowywał.
- Najlepiej będzie jak sam o to spytasz Justynę – stwierdziła dyplomatycznie wykręcając się od odpowiedzi na zadane pytanie.
- Nie powiesz mi? Znasz przecież Bartka dłużej niż ja. Nie jestem ślepy wiedzę, że coś się między nimi dzieje. Chcę wiedzieć, nie mam zamiaru, by powtórzyła się taka sytuacja jak z Kubiakiem, że Justyna znów będzie wszystko przede mną ukrywać – spiął się w sobie opierając się o zagłówek łóżka.
- Miałbyś coś przeciwko temu, by oni byli razem? – teraz to ona pytała jego.
- Nie, jeżeli ona byłaby szczęśliwa to nie. Po prostu jestem uczulony, że znów się o wszystkim dowiem na końcu, nie chcę tak – miał jakieś przeczucie, że Tyna zwyczajnie boi się tego co on, by na to powiedział, a przecież już kiedyś rozmawiali na podobny temat.
- Pogadaj z nią, sam zobaczysz jak jest. Weź ją może na spacer – poradziła. Chciałby jego siostra również zaznała szczęścia. Lubił przecież Bartka, tutaj na Sycylii do końca oczyścili między sobą atmosferę i już nie miał mu za złe, że krył brunetkę i jej pracę w klubie. Teraz ich relacje ponownie wyglądały tak jak dawniej. Podejrzewał, że Justyna przez to, jak skończył się jej związek z Michałem teraz boi się ponownie zaufać, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz



- Ten wyjazd wyszedł ci na dobre – podsumował, gdy spacerowali razem po plaży wymijając innych turystów.
- Tak, ale ja się założę, że tobie on dał więcej – spojrzała na niego mrużąc powieki.
- Nie będę ukrywać – uśmiechnął się. Musiał szybko przejść do rzeczy, bo Justyna już chciała sprowadzić temat na strefę jego związku. – Wiesz nigdy nie byłem dobry w lawirowaniu między wierszami dlatego spytam wprost: czujesz coś do Bartka? – bacznie przyglądał się jej reakcji, bo wiedział, że z niej może wyczytać więcej niż ze słów, które padną. Nie mylił się i tym razem.
- Nie! – gwałtownie zaprzeczyła odwracając wzrok na morze.
- Siostrzyczko a kogo ty chcesz oszukać? – złapał ją za podbródek odwracając głowę, by mógł spojrzeć w jej oczy. – To widać na kilometr. Przyciągacie się, jak magnesy, ale i odpychacie zarazem . Tak , tak nie patrz tak na mnie nawet ja już to zauważyłem.
- Zbyszek to nie jest takie proste – jęknęła, ledwo słyszalnie.
- Miłość nigdy nie jest prosta. Znam cię, widzę to nawet teraz w twoich oczach, boisz się, ale Bartek on cie nie skrzywdzi – był jakoś dziwnie o tym przekonany, że, komu jak, komu, ale Kurkowi może w tej sprawie zaufać.
- Skąd ty to możesz wiedzieć?! – Justyna zaczęła się rzucać zdenerwowana, nie mógł pojąć dlaczego z pozoru dość łatwa rozmowa wywołuje u mnie aż tyle emocji.
- Czemu się złościsz? Bo mówię prawdę? Tyna kiedyś musisz spróbować, a ja ci mówię, że Bartek to może być odpowiedni kandydat – przekonywał siostrę, bo, inaczej ona nadal będzie stała w miejscu i nigdy nie podejmie decyzji.
- Ekspert się znalazł! – prychnęła, ale zauważył, że lekki uśmiech maluje się na jej twarzy.
- Ekspert ze mnie żadne to taka rada od dzisiejszego solenizanta – przyciągnął ją do siebie zamykając w braterskim uścisku. Życzył jej tego co najlepsze. Szkoda, że nie wiedział o tym jaką wewnętrzną walkę ze sobą na tych wakacjach przechodziła Justyna, by wybrać to, co dla niej najlepsze.


***
Urodziny Zbyszka spędziliśmy na popołudniowym zwiedzaniu u zakupie różnych drobiazgów. Dzisiejszego wieczora wyjątkowo nie wybraliśmy się na żadne tańce a na patio restauracji postanowiliśmy świętować urodziny we czwórkę. Nie było żadnej kolacji, romantycznej scenerii czy czegoś podobnego. Za to był sporych rozmiarów tort i głośne sto lat, które co chwila śpiewał Bartek a ja mu w tym skrupulatnie pomagałam. Nasze wspólne śmiechy niosły się wokoło, ale jakoś nikomu z innych gości to nie przeszkadzało. Ukradkiem spoglądałam na Kurka i Justynę. Zwykły obserwator może nie zauważył, by żadnej znaczącej zmiany w relacjach tej dwójki, ale ja wiedziałam swoje. Siatkarz przez cały wyjazd się starał, raz było lepiej raz gorzej, ale postęp był widoczny. Wcześniej rozmawiali ze sobą na tak błahe tematy, że i głupi zauważył, by, że coś jest nie tak, teraz było lepiej. Jak pomyślałam o tym, że jeszcze kila miesięcy temu Bartek był tak blisko niej, a potem oddalił się na niewyobrażalną odległość to ich relacje z dnia dzisiejszego to był milowy krok na przód. Znałam ostateczny ruch Bartka, miał on nastąpić właśnie dziś. Gdy już wszyscy nie mogliśmy patrzeć na resztki tortu i słodkie drinki przejęłam inicjatywę przy okazji trącając szatyna w kostkę, by był przygotowany.
- Zbyszek chodzimy na spacer – brunet ani śmiał protestować. Czyżby i on dawał naszej dwójce szansę?
Oddaliliśmy się szybko schodząc krętymi schodami prosto na wychłodzony już piasek. Spacerowaliśmy głównie w milczeniu, upajając się magiczną atmosferą, ciepła woda muskała nasze stopy a światło gwiazd i księżyca w pełni oświetlało drogę. Kiedy zdecydowaliśmy się na powrót jeszcze przez chwilę usiedliśmy w pobliżu hotelu na pisaku.
- Nie dałam ci jeszcze prezentu urodzinowego, ale nie martw się czeka na ciebie w Polsce. Teraz mogę ci tylko pokazać jak wygląda – wyciągnęłam z kieszeni spodenek komórkę odszukując zdjęcia, które wczoraj przesłał mi Adam. – Mam tylko nadzieję, że trafiłam w twój gust – pokazałam Bartmanowi zrobioną fotografię, która przedstawiała wykonana na specjalne zamówienie srebrno czarne felgi do jego BMW. Na środku każdej z nich lśniła złota 9. – Nie wiem czy ci się spodobają – zaczęłam nerwowo mówić. Gdy ten nadal milczał wpatrując się w zdjęcie.
- Są wspaniale, już nie mogę się doczekać, kiedy je zamontujemy – ton zadowolonego głosu dał mi wielką satysfakcję. – Skoro już jesteśmy przy takiej oficjalnej atmosferze to ja… - zamilkł na chwilę, po czym wyciągnął z kieszeni czarne kwadratowe pudełeczko.
Mnie dopadła jakaś nieopisana panika i ze zdenerwowania zaczęła strzelać oczami na boki, byle by tylko nie spojrzeć Zbyszkowi w oczy. Byłam dziś jakaś przewrażliwiona na tym punkcie. Czy dzisiejszy poranek nie miał mnie jakoś w ten sposób przygotować do tego co się stanie?
- Żanetka nie denerwuj się to nie było drogie – dostrzegł moje zdenerwowanie chwała mu za to, że w taki sposób je sobie zinterpretował. Ja sama musiała się szybko uspokoić. Może to nic wielkiego. – Może to trochę takie oklepane, ale chciałbym… - denerwowało mnie już to jego ciągłe przerywanie, podnosiło mi ono tylko ciśnienie do kosmicznie niezdrowych rozmiarów. – Chyba prościej będzie jak sama zobaczysz – otworzył pudełko a ja bałam się spuścić na nie wzrok, po chwili wahania zerknęłam jednak i cały niepokoju odleciał w siną dal. Moim oczom ukazała się piękna srebrna bransoletka wysadzana perłami i jakimiś niebieskimi kamyczkami. – Te kamienie kojarzą mi się z błękitem twoich oczu i myślę, że będą ci idealnie pasować – nie pytając minie o zdanie już zapinał ją na moim przegubie. – Niech to będzie taka pamiątka z naszych pierwszy wspólnych wakacji – ucałował wewnętrzną stronę mojej dłoni a ja odetchnęłam z ulgą.
- Dziękuję – szepnęłam wtulając się w jego bok. Tak śmiejcie się, ale przed oczami miałam już obraz klękającego Zbyszka i pytającego mnie czy za niego wyjdę. Powiecie, że każda, by tak chciała, no to ja nie jestem KAŻDA!. Dla mnie byłoby to zdecydowania za wcześnie i nie wiem chyba poczułabym się jakoś osaczona. Na szczęście Zibi był na tyle rozsądny, że nie wpadł na taki pomysł a mnie bransoletka zadowoliła o wiele bardziej niż pierścionek, którego chyba nie mogłabym przyjąć. Jeszcze nie teraz.

***
Z perspektywy Justyny…

- Ja też już pójdę – odezwała się, gdy sylwetka brata i Żanety zniknęła jej z oczu. Rzadko, kiedy pozwalał sobie zostać sam na sam z Bartkiem. Wtedy cała jej uwaga musiała być skupiona na nim, a gdy to robiła w jej sercu coraz częściej pojawiały się jakieś denerwujące podszepty. Podczas wieczoru, gdy uległa mu tańcząc z nim coś pękło. Jakaś jedna tama którą się zabudowała legła w gruzach. Jednak w tańcu wszystko było prostsze, w życiu to już tak nie wyglądało.
- Justyna daj mi jeszcze pół godziny – błagalnie wbił w nią swój wzrok.
- Bartek, ale ja…- chciała odmówić ,ten, za to już trzymał jej dłoń w subtelnym uścisku i prowadził w stronę odgrodzonego patio.
- Pół godziny i jesteś wolna – szepnął podprowadzając do pięknie udekorowanego stolika, na którym świeciło się kilka świec. Kelner już otwierał wino i, gdy usiedli przy stole napełnił ich kieliszki.
- Sam to zorganizowałeś? – zaskoczona nie mogła się nadziwić, ile jeszcze w tym dwumetrowcu determinacji i zapału, by przebić się na powrót do jej serca.
- Tak, chciałem żebyśmy ten ostatni wieczór spędzili miło, może być nawet na milczeniu, ale chcę byś była tu ze mną. Będę szczęśliwy, jeżeli zjesz ze mną deser a później już nigdy nie będę ci się naprzykrzał . Zrozumiałem, że popełniłem karygodny błąd traktując się tak źle przez wiele miesięcy. Bądź pewna, że gdy wrócimy do Polski będzie tak jakbyśmy się nigdy nie znali. Już się pogodziłem z tym, że mi nie wybaczysz – z jego wypowiedzi bił smutek, ale i dojrzałość oraz przekonanie o mocy tych słów. Ona sama zdała sobie sprawę z tego, że nie jest wcale taka pewna czy chce już nigdy o nim nie usłyszeć.
- Bartek ja naprawdę nie wiem, co mam z tobą i z tym zrobić. Pokazałeś mi tutaj, że nadal jesteś tym samym Bartkiem, którego polubiłam i przed, którym uciekałam na początku naszej znajomości. Nie wiem, co się stanie, gdy wrócimy do kraju. Nie wiem czy będę ci wstanie zaufać, zwyczajnie boję się, że nie wyjdzie – chciał jej przerwać, ale podniosła rękę, by go powstrzymać. – Przebaczyłam ci, ale nie zapomniałam i nie wiem czy kiedykolwiek zapomnę. Wiem, że czujesz do mnie coś więcej, ale ja nie potrafię wykrzesać w sobie aż tylu emocji względem ciebie. Są chwile, gdy w twoim towarzystwie czuję się dobrze, jestem szczęśliwa, ale ciągle pamiętam i to mnie blokuje, żeby iść tej jeden krok dalej – postanowiła powiedzieć mu prawdę, zasługiwał na nią po tylu dniach starania się. Niech wie, że osiągnął wiele jednak nie wszystko tak do końca zależało tylko od niego. Nie dane mu było złamać tego oporu jaki pojawił się u brunetki.
- Ja poczekam, może ty potrzebujesz czasu – łapał się jeszcze tej możliwości. Justyna na te słowa uśmiechnęła się gorzko.
- Nie wiem czy będzie, na co czekać. Bartek znam siebie i w tej kwestii chyba już nic się nie zmieni. Przykro mi – może traciła tymi słowami szanse na szczęście, ale nie mogłaby żyć i oszukiwać siebie, że wszystko jest w porządku.
- I tak poczekam – wyszeptał szatyn chyba bardziej do siebie niż do niej. Nie odpowiedziała na te słowa sama też musiała jeszcze poczekać . Może w konfrontacji z powrotem do zwykłych obowiązków coś pęknie coś się zmieni. Może będzie mogła bez żadnych wyrzutów powiedzieć sobie tak na sto procent, że warto zaryzykować i się opłaci. A może wręcz przeciwnie poczuje, że nie tęskni, że nic się nie zmienia i dobrze jej tak jak jest bez tych roześmianych ciągle oczu. Tego jeszcze nie wiedziała ani ona ani nikt inny. To co się wydarzy miał spowodować mijający czas. Cieszyła się, że wyjaśnili sobie z Bartkiem tą kwestię, bo, ile można było ciągnąć to w nieskończonych domysłach. Teraz już nie do końca od nich samych zależało co się stanie oni zrobili wszystko, co mogli. Każde z nich stoczyło ze sobą walkę i w jakiś sposób ją wygrało i przegrało zarazem. Reszta zależy od ich serc, które we właściwej chwili zadecydują za nich i ich rozum, który nie do końca zawsze podejmuje takie decyzje jak trzeba. Czy serca wybiorą tak samo i czy będzie to właściwa decyzja?
   
Rozdział trochę jak z kosmosu przynajmniej ten wstęp, ale dobra, czasem lubię sobie tak pofolgować. Hmm u Żanety i Zbyszka jest sielankowo, ale do czasu, po prostu czekam na pewne wydarzenie, które się zbliża do nich wielkimi krokami :P
Co do Justyny i Bartka, nużące to się robi. Może trochę i tak, ale, kiedy ja się zastanowiłam czy wybaczyłabym osobie, która traktowała mnie tak jak Bartek Justynę to nawet nie wiem czy skłonna byłabym to zrobić. Na pewno musiałabym widzieć, że tej drugiej osobie zależy tak szczerze, a potem bym się zastanowiła. Dlatego wygląda to tak, a nie, inaczej.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz