Od autorki.

Opowiadanie w pierwotnej wersji można znaleźć również na onecie pod adresem
www.niepoukladane-marzenia.blog.onet.pl
Jednak po tym jak onet się zaczął psuć przeniosłam je tutaj.

niedziela, 22 lipca 2012

10. Ti amerò per sempre.


Nie uwierzyłybyście co teraz robię. Jest niedziela godzina 11 a ja stoję przy garach. Niby nic nadzwyczajnego, przecież w życiu jeść też trzeba. Ale chwileczkę zaglądam do garnka, gdzie od dobrej godziny żwawo podskakuje bulion potocznie zwany rosołem. Ja nie przepadam za tą potrawą, ale na szczęście nie ja ją będę konsumować Wokół moich nóg wesoło pląta się Bobik, tego psa nie da się nie kochać, a i on sam próbuje każdą wolną chwilę wykorzystać na zwrócenie na siebie uwagi, zupełnie jak jego właściciel. Zaraz ja wam przecież nie wyjaśniłam dlaczego Bobik jest ze mną, dla kogo ten rosół i czemu tak właściwie to robię. Proponuje cofnąć się o kilka dni wstecz tak będzie łatwiej.

Kilka dni wcześniej…

-Bartek możesz powtórzyć, bo ja nie rozumiem, jakie Doha?
Kurek od godziny wpychał różne rzeczy do swojej torby podróżnej. To był normalny widok w jego pokoju, zdążyłam się przyzwyczaić, ale dziś chyba przesadzał z ilością wpychanych tam ciuchów.
-Żanet już ci mówiłem. Jakbyś słuchała mnie tak jak należy to wiedziała byś, że jadę na Klubowe Mistrzostwa Świata do Kataru.
Ach, tak, coś tam mi wspominał.
-Ale, że teraz, tak zaraz przed świętami, to już lepszego terminu nie było?
-Termin jak każdy inny, zdążyliśmy się przyzwyczaić. Lecimy jutro wracamy dwa dni przed wigilią. Normalka- machnął ręką tak jakby była to najzwyklejsza rzecz na świecie. No cóż ja nie jestem siatkarzem i takie terminy jednak mnie dziwiły.
Kiedy nadal mi tłumaczył co i jak zadzwonił dzwonek. Poszłam otworzyć w drzwiach stał Steryd a na rękach trzymał Bobika. Czemu mój żołądek w tym momencie wywinął fikołka? Dlaczego ja nie panuję nad swoimi reakcjami organizmu na jego widok?! Nie potrafię tego powstrzymać, to nie fer! Jeszcze te wspomnienia, aż za dokładnie pamiętałam nasze ostatnie spotkanie ten pocałunek i żar, który pojawił się wraz z, nim. Powiedzcie czemu to spotyka właśnie mnie? Nie widziałam Bartmana od naszego wypadu na tor to dlatego tak na niego zareagowałam, po prostu nie uodporniłam się na jego widok jak wcześniej. On przestał nas odwiedzać, a jak coś chciał to zawsze Bartek schodził do niego. Kuraś śmiał się z naszego zachowania, powiedział nawet, że zachowujemy się gorzej jak dzieciaki w gimnazjum. Mądrzył się, a nie wiedział, o co chodzi. Teraz Steryd stał przede mną, ale wyglądał jakoś, inaczej, tak jakby ktoś go wrzucił do bębna wirówki i przemaglował. Był blady jak ściana a jego oczy były przekrwione i szkliste.
-Bartek u siebie- rzuciłam i zamierzałam ulotnić się do swojego pokoju.
-Żaneta ja do ciebie- usłyszałam ciche słowa, które padły z jego ust.
Stanęłam w połowie korytarza i odwróciłam się. Czego on ode mnie chce!?
-Słucham?- odparłam oschle.
-Pewnie wiesz, że jutro lecimy na Klubowe Mistrzostwa Świata, nie zajęłabyś się przez ten czas Bobkiem? Jeżeli nie chcesz to nie, jakoś sobie poradzę. Spróbuję go odstawić do rodziców- spojrzał na mnie a ja wyraźnie w jego oczach dostrzegłam, że nie kłamie i nie ma zamiaru znów mnie w coś wkręcić.
On mnie o coś prosił to byłą jednak nowość. Tego to się po, nim nie spodziewałam, szczególnie po naszym ostatnim spotkaniu.
-A co Nicola nie chcę się, nim zająć?- musiałam mu dogryźć, miał swoją laskę niech ona zrobi coś pożytecznego, a nie tylko daje mu no wiadomo co.
-Nie powierzył bym jej Bobka, po za tym ona to już przeszłość- stwierdził, wypuszczając przy tym yorka, który, odkąd mnie tylko zobaczył wyrywał się z jego uścisku.
I co ja mam teraz zrobić? W sumie Bobek nie był niczemu winien i nie oszukujmy się lubiłam tę włochatą kulkę, można było powiedzieć, że z wzajemnością.
-Ok. niech będzie, ale nie myśl sobie, że robię to dla ciebie robię to wyłącznie dla niego.
W trakcie naszej rozmowy Bartek wyszedł z pokoju, a teraz robił głupie miny w kierunku psa.
-Dzięki, nie będziesz miała z, nim dużo pracy, wystarczy, że go wyprowadzisz 3 raz dziennie przed blok i nakarmisz- wytłumaczył.
-Zbyszek a coś ty taki blady, chory jesteś?- spytał go Bartek, kiedy wreszcie przestał się wydurniać.
-Nic mi nie jest, trochę źle się czuję, ale do jutra mi przejdzie, wezmę jakieś proszki i będzie ok. Jeszcze raz dzięki, podrzucę ci go jutro przed wyjazdem- przywołał psa do siebie o tyle go widziałam.
Kurek spojrzał na mnie pytająco.
-No co obiecałam mu zająć się Bobikiem, to nic wielkiego. Swoją droga przy jego pracy to trochę nieodpowiedzialnie mieć zwierzę, którym, gdy wyjeżdża nie ma, kto się zająć.
-Żaneta przestań, Bobik to nasza maskotka, często jeździ z nami na mecze, a kiedy jedziemy gdzieś dalej to Zbyszek zostawia go rodzicom. Widocznie teraz z jakiegoś powodu nie mogą się, nim zajmować- strzelił mi wykład.
-Dobra już dobra, świat mi się nie zawali, mogę się, nim zająć, więc nie wiem, o co to twoje halo w moim kierunku.
-To ty zaczęłaś- wypominał mi.
Chyba przestanę się odzywać, może, wtedy Kurek przestanie się czepiać mnie o każde słowo.

***
Kolejnego ranka…

Bartman spóźniał się od 10 minut, Bartek nerwowo chodził po kuchni od 20, prze wylotem mieli mieć jeszcze spokojny rozruch na hali, gdzie powinni się pojawić za niecałą godzinę.
-Przestań tak łazić! Denerwujesz mnie!- zrugałam go znad kubka z kawą. Dobrze wiedziałam, że u niego udziela się już stres związany z lotem a nieobecność bruneta wszystko jeszcze nasilała.
Zadzwonił dzwonek.
-Nareszcie!- wykrzyknął Bartek i pognał do drzwi. Ani się obejrzałam a Bobik już stał przy mnie domagając się pieszczoty.
-Co brzdącu pewnie już przeczuwasz, że spędzimy ze sobą najbliższe dni?- zwróciłam się do psiaka i pogłaskałam po łebku. Z korytarza dochodziły strzępki rozmowy między siatkarzami.
-Żaneta chodź na chwilę?- zawołał mnie Kurek.
Ruszyłam się z krzesła i poszłam do przedpokoju. Przy drzwiach wejściowych stał Zbyszek oparty o nie tak jakby tylko one sprawiały, że jeszcze stoi na nogach. Wyglądał jeszcze gorzej niż wczoraj.
-Czy mi się wydaje czy on ma gorączkę?- dopytywał mnie Kuraś.
Dużo się nie zastanawiając podeszłam do niego i sprawdziłam czoło, ono nie było rozpalone, ono było gorące.
-Ja nie wiem jak wy pojedziecie, on, ledwo się trzyma, jak dla mnie to ma około 38 stopni, a może i więcej.
Bartek wyraźnie nie wiedział co robić. Bartmanowi było chyba wszystko jedno, stał tylko i się przyglądał, aż mi się go żal zrobiło.
-Nie wiem może zadzwoń do tego waszego lekarza, niech go zbada.
Jak powiedziałam tak też zrobili. Lekarz powiedział, że Zbyszek ma się położyć i czekać na jego przyjazd. Bartek zszedł z, nim do mieszkania. Po niecałej godzinie wrócił zmartwiony.
-Zbyszek jest chory, ma 39 stopni gorączki. Strzelecki podejrzewa, że to grypa, nie leci z nami, musi minimum 4 dni leżeć- poinformował mnie.- Żaneta wiem, że to pewnie będzie dla ciebie za dużo, ale mogłabyś do niego zaglądać. Mi się wydaje, że on wygląda gorzej niż przed godziną.
I co mi pozostało? Zdecydowanie miałam za miękkie serce, zero asertywności w tej chwili. Zgodziłam się. Bartek przed wyjazdem wręczył mi jeszcze recepty i klucze do mieszkania Zbyszka, a potem zabrał się razem ze Strzeleckim i udali się prosto na lotnisko. Tak właśnie zostałam z tym wszystkim sama. Zabrałam Bobika na spacer, gdzie przy okazji wykupiliśmy recepty w aptece, a potem od razu ruszyłam do jego mieszkania. Gdy tylko otworzyłam drzwi Bobik zniknął na końcu korytarza podejrzewałam, że tam znajduje się sypialnia. Ruszyłam w tamtą stronę pewnym krokiem, jeszcze nigdy nie byłam w jego mieszkaniu. Sama nie wiem czego się spodziewałam, może wiszących na ścianach roznegliżowanych panienek albo czerwonych ścian i czarnej pościeli w sypialni. Widok był jednak zupełnie inny z racji tego ze Zbyszek mieszkał sam, a układ mieszkania miał identyczny jak nasze mógł sobie pozwolić na oddzielną sypialnię, jeden pokój i salon. Kiedy weszłam do środka moim oczom ukazała się szafa zabudowana drewnianymi panelami w ciemny, ale ciepłym kolorze, ściany wytapetowane były stalową tapetą ze worem pod, którym we wnęce znajdowało się dość duże łóżko z jasno szarą pościelą, obok stało biurko z laptopem wykonane z tego samego drewna co zabudowa do szafy, dodatki były w kolorach zielonym i kremowym. Wszystko było stylowe i ze smakiem całkiem, inaczej niż sobie wyobrażałam. Brunet spał, Bobik ułożył się obok niego. Farmaceutka powiedziałam, że najlepiej będzie ja przepisane leki przyjmie się od razu. Poszłam, więc do kuchni nalałam szklankę wody i obudziłam go. Może nie był do końca przytomny, ale zażył wszystkie leki, tak jak go o to prosiłam. Zauważyłam, że koszulka, w której leżał była cała przemoczona. Podeszłam do szafy i znalazłam jakąś na zmianę.
-Zbyszek podnieś się jeszcze na chwile, jesteś cały mokry, musisz się przebrać.
Bez najmniejszego oporu podniósł ręce i pozwolił mi ściągnąć mokry podkoszulek. Gdy go tylko zdjęłam moim oczom ukazała się pięknie wyrzeźbiona klatka piersiowa sile ramiona i gładka skóra. A mi tętno podskoczyło tak, że teraz pewnie serce biło mi tak jakbym przebiegła maraton. Popatrzył na mnie przepraszająco, chyba myślał, że robie to tylko i wyłącznie dlatego, że nie mam innego wyjścia. Szybko, by nie utonąć w tym zielonym spojrzeniu nałożyłam czystą odzież i przykryłam go, by spał nadal.
Kiedy wychodziłam wymruczał:
-Żaneta ja cię naprawdę lubię-, po czym zasnął.
Przez kolejne dni opiekowałam się, nim, zauważyłam, że jak tylko chce to potrafi być miły a w jego głosie nie można usłyszeć żadnej ironii. Mogłam powiedzieć, że powoli zmieniałam o, nim zdanie i przestałam złościć się na to, że przy, nim mój puls gwałtownie przyśpieszał, nawet zaczęłam to lubić. Nie od razu przecież Rzym zbudowano może i miedzy nami nastąpi jakaś nić porozumienia. Ostatniego wieczora obejrzeliśmy razem mecz Skry świetnie się przy tym bawiąc.

***
-Chodź Bobek idziemy do Zbyszka- zwróciłam się do yorka i z garczkiem rosołu w ręce zeszłam na klatkę znajdującą się piętro niżej.
W mieszkaniu panowała cisza, podejrzewałam, że brunet śpi, czuł się już dużo lepiej, ale ciągle był osłabiony. Weszłam do kuchni, by znaleźć jakiś talerz a ukazał mi się widok pobojowiska. Na niemal wszystkich szafkach były jakieś okruchy, rozsypany cukier i brudne kubki, a wczoraj wieczorem sprzątnęłam całą powierzchnię na błysk. Wkurzyłam się. Rozumiem, że jeszcze może nie miał na tyle siły, żeby sprzątać, ale mógł ten bajzel urządzić przynajmniej w jednym miejscu, a nie na całym blacie. Kiedy zajrzałam obok do salonu siedział na kanapie, kompletnie ubrany i wyglądał na całkowicie zdrowego.
-Ten syf w kuchni to mogłeś zrobić mniejszy!
Naprawdę mnie zdenerwował, a wszystko spotęgował fakt, że jak widać mógł po sobie posprzątać, a nie zostawiać wszystko mnie!
-Cześć mi też miło, że cię widzę- odpowiedział czym jeszcze bardziej mnie zirytował.
Jak widać nie dotarło do niego co przed chwilą powiedziałam.
-Co dziś dobrego na obiad?- spytał.
We mnie zaczęło się gotować z każdym kolejnym słowem, które od niego usłyszałam. Wyszłam z salonu i wróciłam do kuchni. Bartman chyba dostrzegł złość moich oczach, bo ruszył za mną. Podbiegł do mnie, kiedy zauważył, że zamierzam jego dzisiejszy obiad wylać do zlewu.
-Żaneta co robisz?!- odsunął mnie przy okazji zabierając mi garnek z bulionem.
-Widzę, że dobrze już się czujesz! Skoro miałeś siły na zrobienie takiego bajzlu to będziesz miał też, by coś ugotować! Widzę, że masz gdzieś to, iż przez ostatnie dni zajmowałam się tobą gotowałam, sprzątałam i pilnowałam, by wszystko było dobrze. Nie jestem niczyją kucharką ani sprzątaczką, żeby mnie tak traktować. Nie szanujesz tego co zrobiła!
Czemu on znów wszystko psuł? Już myślałam, że jest dobrze, a jak widać było dobrze, dopóki mnie potrzebował.
-Nie rozumiem czemu jesteś taki, dajesz się polubić, a potem pokazujesz swoje drugie oblicze, którego ja nienawidzę!- wyrzuciłam z siebie co mi na sercu leżało.
-Powiesz mi, o co tak naprawdę teraz się złościsz? Nikt ci nie kazał sprzątać tego bałaganu, sam bym to zrobił. Robisz aferę tam, gdzie jej nie ma! Wcale się nie dziwię, że ten cały Paweł cię zostawił, jak pewnie na każdym kroku ostawiałaś taką akcję! Pewnie właśnie było tak jak mówię, a tobie nie pozostało nic tylko sobie wytatuować wyznanie, które i tak teraz nic nie znaczy!
Stałam tam przed, nim, patrzyłam na niego jak przysłowiowe ciele w namalowane wrota. Skąd on wiedział? Coś mi się tutaj jednak nie zgadzało, za kogo on brał Pawła?
-Nie wypowiadaj się na temat na, który nie masz bladego pojęcia!
W moich oczach zaczęły zbierać się łzy, było to silniejsze ode mnie. Nie chciałam mu pokazać mojej słabości.
-Co myślisz, że nie wiem, co masz tutaj napisane!- złapał mnie za lewą rękę podciągnął zegarek i wskazał na tatuaż.-„Paweł Ti amerò per sempre” znaczy tyle co „Paweł zawsze będę cię kochać”! Dla mnie, to jest jednoznaczne, szkoda, że jak widać główny zainteresowany miał inne zdanie niż ty, bo jakoś go nie widzę u twojego boku!- wyładował mną mnie całą swoją złość którą przecież tak na prawdę ja spowodowałam.
Tego już nie wytrzymałam, Nie mogłam znieść ani napływających wspomnień ani jego wzroku, kiedy patrzył na mnie z pogardą.
-Taki jesteś mądry, to coś ci powiem panie wszechwiedzący Batman! On nie żyje!- wyszarpałam swoją rękę i zniknęłam za drzwiami zbiegając na parking.

***
Z perspektywy Zbyszka…

Usłyszał trzask zamykanych drzwi, a w głowie ciągle pozostały mu jej ostatnie słowa „ On nie żyje” Bartman ty matole, jak zwykle pozwoliłeś sobie, by ten wybuchowy charakter i niecierpliwość wzięły górę! Wściekał się sam na siebie. Było mu też strasznie głupio, ale, czy to była tylko jego wina, że żył w niewiedzy? Przecież chciał się dowiedzieć, pytał, ale nie dostawał żadnej odpowiedzi. No tak dołożył sobie własną teorię kim był Paweł, ale czy ktoś inny, by tego nie zrobił mając tylko do dyspozycji jakieś poszlaki. Zrozumiał jak bardzo ją teraz zranił, a wcale tego nie chciał. Po prostu nie zapanował nad swoim wybuchem złości nie był przyzwyczajony do tego, że kobieta go atakuje, nie opanował się i teraz nie wiedział co zrobić. Do tego te ostatnie dni, które spędzili wspólnie były najlepszymi jakie przyszło mu przeżyć, odkąd zawitał do Bełchatowa. Wcale nie żałował, że się rozchorował i nie pojechał na mistrzostwa. Miał nadzieję, że teraz zacznie się układać. Jeszcze nie wiedział co zrodziło się między, nim a Żaneta, ale lubił z nią przebywać, tak zwyczajnie siedzieć i czuć, że jest tuż obok, że powie coś śmiesznego, uśmiechnie się i zaproponuje, by obejrzeli razem film albo zagrali w coś na Play Station. Kiedy ona była tuż przy, nim robiło mu się jakoś lżej i cieplej na sercu, to nie było pożądanie Zbyszek dokładnie znał to uczucie, tutaj chodziło o coś jeszcze o jakąś wieź, której na razie nie dane mu było poznać. Wyszedł z mieszkania i ruszył po schodach na górę pod jej drzwi. Dobijał się od 10 minut, ale nikt mu nie otworzył. Nie chciał tego tak zostawić, chciał ją teraz przeprosić, wszystko wytłumaczyć. Wrócił do siebie i wystukał numer Bartka.
-Widzę, że dzwonisz, żeby pogratulować nam wczorajszej wygranej. Nie trzeba było i tak wiemy, że się cieszysz- żartował przyjaciel.
-Bartek powiedz mi czy ten Paweł był ważny dla Żanety?- zaczął.
-Mówiłem co już, że o tym może ci powiedzieć tylko ona- wykręcał się szatyn.
-Właśnie mi powiedziała, że on nie żyje. Do cholery przestańcie przede mną ukrywać kim on dla niej był. Kurek to ważne, zrób, choć raz coś pożytecznego!- teraz wściekał się na niczemu nie winnego Bartka.
-Powiedziała ci co się stało? Jak powiedział, że nie żyje, to znaczy, że o tym gadaliście. Nie rozumiem, po co do mnie dzwonisz i mnie wypytujesz? Żanety o to spytaj.
-Nie mogę jej o to spytać, bo ona ode mnie wyszła z płaczem i nigdzie jej nie ma. Bartek zrób to, o co cię proszę, powiedz mi, gdzie mogę ją znaleźć- naciskał.
-Powiem ci, ale jak ona mnie potem zabije to będzie wszystko na ciebie. Jak pokłóciliście się o Pawła to ona teraz może być w jednym z dwóch miejsc albo jest na torze, gdzie z nią ostatnio byłeś albo na cmentarzu św. Wojciecha w Łodzi- wyjaśnił.
-Dzięki naprawdę mi pomogłeś. Powiedz mi tylko jeszcze jedno, on go musiała chyba bardzo kochać?- zaczął niepewnie Zbyszek.
-Pewnie, że go kochała i kocha nadal w końcu to jej brat. Nie spieprz tego Zibi, choć raz tego nie spieprz ona na to nie zasługuje- zakończył rozmowę Bartek.
Gdy poznał prawdę poczuł się jeszcze gorzej. Tutaj nie chodziło o chłopaka, ale o brata. Jak on mógł posądzić Żanetę o coś innego. Kochała Pawła i na znak pamięci wytatuowała sobie to zdanie, by zawsze jej i, nim przypominało, a on myślał, że to jakiś szczeniacki nieprzemyślany ruch z jej strony.
-Bartman jesteś największym idiotą pod słońcem- powiedział sam do siebie i zgarnął kluczyki od samochodu wyszedł z mieszkania. Musiał ją znaleźć wytłumaczyć, przeprosić. Może mu wybaczy.

Wiecie co sny to dają niezłego powera, a pan Bartman to kazał mi bardzo długo na siebie czekać. Oj, nie ładnie tak, pisze opowiadania od prawie roku a Zbyszek przyśnił mi się dopiero 2 tygodnie temu. Śnił mi się już każdy bohater, o którym pisze obecnie. najpierw był Winiar potem Kuraś z Jarskim w jednym śnie, później Mariusz z Kadziem też w jednym, a ostatnio Zibi. Szczerze warto było czekać, bo ten sen był mega. I chcę więcej, ale znając mnie to nie prędko mi się znów coś przyśni z, nim w roli głównej.
Moje drogie jak dobrze pójdzie to za dwa rozdziały w życiu Pana Bartosza też zacznie się coś dziać, więc, cierpliwości

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz