Od autorki.

Opowiadanie w pierwotnej wersji można znaleźć również na onecie pod adresem
www.niepoukladane-marzenia.blog.onet.pl
Jednak po tym jak onet się zaczął psuć przeniosłam je tutaj.

niedziela, 22 lipca 2012

21.Dwie strony medalu.


Od tego idiotycznego spięcia ze Zbyszkiem o status na FB minęło prawie dwa miesiące. Gdyby ktoś mi powiedział, że w tym czasie tak wiele się zmieni nigdy bym mu nie uwierzyła. Zwyczajnie tyle spraw uległo zmianie, że sama nie mogłam tego do końca ogarnąć. Teraz, gdy dni w kalendarzu wskazywały na przedostatni tydzień marca odliczałam już godziny do rozpoczęcia przygotowań do sezonu rajdowego. Zbyszek zaś doliczał coś zgoła innego, bo koniec zmagań w Plus lidze. Potem czekały nas krótkie wakacje. Sami jeszcze nie wiedzieliśmy, gdzie, ale ważne, że mieliśmy je spędzić razem. Moje myśli, mimo że powinny być teraz skierowane na jak najlepsze przygotowanie samochodu uciekały do lutowych nocy, które spędziłam z Bartmanem. Tak jak mi obiecał nasze relacje uległy zmianie. Wreszcie poczułam, że jestem teraz na dobre częścią jego życia, że to co tworzymy wspólnie ma sens dla nas obojga. Do końca życia zapamiętam nasze pierwsze walentynki. Walentynki, które wymazały nawet moją całą złość, która nagromadziła się tego dnia.

14 lutego…

Wróciłam wściekła z zajęć, nie mogłam w to uwierzyć, że u profesora Zarzyckiego nie dostałam zaliczenia. Ok. zawsze był na mnie cięty i lubił się na mnie wyzywać, w końcu byłam jedyną dziewczyną u niego w grupie, ale jeszcze nigdy z powodu zwykłej złośliwości nie musiałam powtarzać u niego egzaminu. Do teraz. Sama nie wiem, o co staremu dziadowi chodziło? No dobra, wiem, że może naprawiłam usterkę silnika nie według jego wytycznych, ale chyba ważne, że mój sposób również działał. Wszyscy się z tym zgadzali, wszyscy poza głównym zainteresowanym. Do tego wracając do Bełchatowa złapałam gumę. Zmiana opony przy ciągle prószącym śniegu i ponad 15 stopniowym mrozie może i była by przyjemnością, ale dla Eskimosów, a nie dla mnie. Z tego wszystkiego wypadło mi z głowy co dziś za dzień. Rano jeszcze pamiętałam, wieczorem jednak mój mózg był tak wykończony, że przyswajał tylko najprostsze wiadomości. Marzyłam o ciepłej kąpieli i niczym więcej. Kiedy rzuciłam torbę na łóżko zwróciłam uwagę na ciemnozieloną kopertę położoną na poduszce. Nie zastanawiając się wiele rozdarłam ją a w środku na kartce tego samego koloru było wypisane kilka słów pismem Zbyszka. Dopiero teraz ponownie do mnie dotarło jaki dziś dzień. Przeczytałam szybko treść: Bądź moją Walentynką. Czekam na ciebie. Zibi. Później jak poparzona rzuciłam się w kierunku szafy, by ubrać coś odpowiedniego. W ekspresowym tempie po szybkim prysznicu i przebraniu się byłam gotowa. Założyłam beżową bieliznę a na to brązową kopertową sukienkę z kremowym wykończeniem przy rękawach do tego dobrałam również zamszowe jasne szpilki wysadzane ćwiekami. Serce łomotało mi w piersi coraz mocniej, kiedy stawiałam każdy kolejny krok na schodach, które prowadziły do jego mieszkania. Gdy otworzyłam drzwi drogę do jego sypialni wskazywała ścieżka utworzona z maleńkich świeczek, które roznosiły po pomieszczeniu wiśniowy aromat. Wiedziałam, że stukot moich obcasów oznajmił gospodarzowi moje nadejście. Delikatnie pchnęłam drzwi widząc, że i tutaj pokój skąpany jest jedynie w blasku świec. Obok łóżka na stoliku stała taca z szampanem i dwa kieliszki a w głębi przy oknie stał on. Opierał się o parapet i patrzył na mnie wzrokiem pełnym pożądania. Stwierdziłam, że dość delikatności i skrywania się, ostatni odcinek, który nas dzielił pokonała biegiem, by jak najszybciej połączyć się z jego gorącymi ustami, poczuć jego język w ustach a silne ręce na swoim ciele. Zbyszek wiedział jak na mnie działa, ale i ja wiedziałam jak działam na niego. Gdy tylko stanęłam przy, nim wziął mnie w ramiona lekko podnosząc i pozwolił moim udom opleść się wokół niego, potem wpił się w moje usta. Całowaliśmy się zachłannie tak, jakby to miał być nasz ostatni pocałunek, języki walczyły o dominacje, nachalnie ocierały się o siebie pieszcząc się wzajemnie. Czułam jak jedna z jego rąk znika za materiałem mojej sukienki szybko odszukując pierś skrytą pod koronkowym stanikiem. Spowrotem postawił mnie na podłodze tak bym mogła, jak najszybciej pozbyć się koszuli, która oddzielała mnie od jego wysportowanego ciała. Każdy kolejny guzik sprawiał mi coraz większą trudność ,ale i z tym sobie poradziłam, po chwili odsłaniając to, na co czekałam. Zbyszek w tym czasie powoli odwiązał troczki mojej sukienki, która teraz zwisała delikatnie po moich bokach, jednym ruchem sprawił, że materiał zsunął się na podłogę.
-Jesteś najśliczniejszą i najmądrzejszą dziewczyną jaką spotkałem- wyszeptał i zanurzył usta w zagłębieniu szyi zjeżdżając językiem coraz niżej.
Jego palce zręcznie zsunęły ramiączko stanika odsłaniając tym samym moją pierś to samo powtórzył, z drugiej strony pozwalając, by bielizna opadła niżej linii mojego biustu, który raz za razem był obdarowywany słodkimi pocałunkami. Moja ręka zawędrowała w kierunku spodni Bartmana szukając jego męskości. Dziś nie było między nami wstydu, była, za to żądza i pożądanie, ale czułość. Ciężko było mi się skupić na jakimkolwiek ruchu, jego język wyczyniał takie, a nie inne rzeczy, jego usta badały każdy cal mojego ciała, a ja drżałam chcąc więcej. Szybko pociągnęłam go za pasek od spodni w kierunku łóżka i popchnęłam na nie. Gdy już ułożył się wygonie patrząc na mnie z podziwem wdrapałam się na niego i usiadłam okrakiem na Zbyszka udach.
-Będziesz dziś moim kociakiem?- zapytał łapiąc obie piersi w swoje ogromne dłonie.
-Będę ty mój tygrysie- pochyliłam się nad, nim i ugryzłam go w ucho, na co on tylko zamruczał z rozkoszy.
Ręce bruneta wędrowały po moich bokach, gdy ja sama pozbyłam się zarówno spodni jak i bokserek siatkarza, tak, że teraz leżał przede mną tak jak go pan Bóg stworzył. Moje usta urządziły sobie galopującą wędrówkę zaczynając od jego ust a kończąc na podbrzuszy. Ręka zaś poruszała się miarowo na jego męskości. Nie dane mi było jednak długo dominować. Zibi ponownie znalazł się nade mną i teraz to on zataczał językiem koła na moim ciele. Ani się spostrzegłam a zsunął jedyną części garderoby jaka mi została i nim znalazł się we mnie pocałował delikatnie moje usta oraz powiedział.
-Chciałbym żebyś została ze mną na zawsze- a później jednym pewnym ruchem znalazł się tam, gdzie od dawna pragnęła.
Kochaliśmy się długo i gdy nasze ciała nie mogły znieść już dłużej tego napięcia oboje osiągnęliśmy spełnienie. Nie wiem, ile razy w ciągu tego wieczora wykrzykiwałam jego imię i jęczałam z rozkoszy jaką mi sprawiał. Wiedziałam za to, że teraz przed nami otwiera się kolejny wspaniały etap. Gdy leżeliśmy obok siebie w milczeniu uspokajając oddechy i pijąc szamana, który niestety był już letni sama szepnęłam do niego.
-Zostanę z tobą na zawsze- i choć nie była to może deklaracja, której wszyscy, by oczekiwali w tym momencie, czyli kocham cię to dla nas te słowa znaczyły o wiele więcej i miały magiczną moc. Nim nastał ranek kochaliśmy się jeszcze dwukrotnie zasypiając, gdy na dworze czerń powoli przechodziła w szarość.

***
W tym samym tygodniu co Walentynki obchodziłam swoje 24 urodziny. Nie spodziewałam się żadnej spektakularnej imprezy ani czegokolwiek innego. A atmosfera jednym słowem od jakiegoś czasu była dość gęsta. Sama nie wiedziała co tak naprawdę się dzieje, ale Kurek zachowywał się dziwnie i za nic nie mogłam tego zachowania rozgryźć. To samo zresztą tyczyło się Justyny. Zbyszek niczego nie zauważył może i tak było lepiej. O wspomnianej dwójce opowiem później, za to urodziny przyszło mi spędzić w gronie tylko jednej osoby, za to tej najważniejszej. Zbyszek zabrał mnie w góry dokładnie do Karpacza. Do tej pory zastanawiam się jakim cudem udało mu się wyłudzić trzy dni wolnego, a nawet namówić Piechockiego do tego, że pozwolił mu opuścić mecz z Politechniką Warszawską, ale mu się to udało. W piątkowy poranek kompletnie nie mówiąc mi, gdzie mnie zabiera dosłownie zapakował mnie do swojego BMW i wiózł na południe Polski.
***
-Nie powiesz mi, gdzie jedziemy?- ciągle wypytywałam go a ten tylko się uśmiechał tajemniczo.
Z każdym kolejny kilometrem zbliżały się wizerunki gór a tabliczki mijających miejscowości wskazywały, że zmierzamy w stronę Sudetów. Po kilku godzinach drogi samochód zatrzymał się pod niewielkim drewnianym góralskim domkiem. Zibi z uśmiechem chwycił mnie na ręce i niósł w kierunku domu.
-Zbyszek nie wygłupiaj się, ludzie patrzą!- w niewielkich odległościach były ustawione podobne chaty a wokoło znajdowało się pełno turystów.
-Niech sobie patrzą i zazdroszczą.- powiedział naciskając na klamkę i kolanem pchnął drzwi wnosząc mnie do środka.
To był zarazem śmieszne i romantyczne. Dobrze wiedziałam, że pewnie większość świadków tej sceny wzięła nas za nowożeńców, ale jakoś nie miałam nic przeciwko. Po szybkich oględzinach domku na który składała się kuchnia połączona z salonem oraz sypialnia z łazienką na piętrze siedziałam przy kominku, a Zbyszek starał się rozpalić ogień.
-Zbyszek, ale wiesz, że ja nie umiem jeździć na nartach- zaczęłam nieśmiało, przecież w góry zimą to głównie w tym celu się jeździ.
-Ja też nie- zaśmiał się.- Zresztą trener zabronił mi nawet próbować. Chciałem spędzić ten czas tylko z tobą. Możemy pochodzić po jakiś szlakach albo zostać tutaj- zaproponował, a w tym samym czasie ogień wesoło zatańczył między ułożonymi w kominku polanami.
-Zostać tutaj mówisz? To co powiesz na to żebyśmy wypróbowali nasze nowe łóżko?- nie musiał nawet odpowiadać. W jednej chwili ponownie znalazłam się w jego ramionach, gdy zanosił mnie na górę do sypialni.
Rankiem obudził mnie chłód i puste łóżko. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy to co się wczoraj działo to nie był zwykły sen, ale po chwili ciszy usłyszałam krzątaninę na dole i charakterystyczny zapach kawy.
-Jak tam moja solenizantka?- spytał wnosząc tace ze śniadaniem do sypialni.
-Nie wiem chyba dobrze. To raczej jak ty się czujesz będąc ze starszą kobietą?- roześmiałam się spoglądając na tacę, na której oprócz zastawy pojawiło się czarne pudełeczko obwiązane złotą wstążką.
-E tam starszej, to tylko dwa miesiące- pocałował mnie w czoło niczym małą dziewczynkę i czekał.
-Mogę?- wskazałam na pudełko.
-Oczywiście, to twój prezent.
Złapałam w dłonie pudełeczko i podniosłam wieczko. Moim oczom ukazał się brelok, na którym wtopione było nasze wspólne zdjęcie zrobione przez Bartka po Pucharze Polski.
-Pomyślałem, że to będzie bardziej praktyczne niż postawienie tego zdjęcia zwyczajnie w ramce na komodzie. Ja swój przypiąłem do kluczy.- wyciągnął z kieszeni identyczny brelok. –Będę cię miał zawsze przy sobie.
-Dziękuję- pocałowałam go z całych sił wychodząc z pod kołdry i siadłam mu na kolanach.
-A śniadanie?- zapytał rozbawiony.
-Później- odparłam równocześnie ściągając z niego koszulkę.

***
To były zdecydowanie szczęśliwe dni i było ich jeszcze więcej, ale niestety tak jak wspominałam była też druga strona medalu. Justyna i Bartek. Do dzisiejszego dnia nie mam pojęcia co się między nimi wydarzyło. To, że coś się stało wiem na pewno. Niestety, gdy pytałam o cokolwiek oboje milkli tylko na wzmiankę o tej drugiej osobie. Sama nie wiem kogo mi było trudniej podejść? Justyny nie znałam na tyle dobrze, by wiedzieć jak to zrobić. Kurek to za to była inna sprawa. Z przykrością musiałam stwierdzić, że jego zachowanie zmieniło się, zmieniło się na gorsze. Próbowałam wszystkiego od wypytywania miedzy wierszami do chamskiego pytania wprost. Szkoda, tylko że odpowiedzi zawsze były takie same: Nic się nie stało, Zwyczajnie się pomyliłem, Mam inne sprawy ma głowie, aż w końcu zbył mnie krzykiem: Daj mi już spokój! Pewnie, gdybym z nim nie mieszkała i nie widziała jak wcześniej reagował na Bartmanównę odpuściłabym, ale nie teraz. Mnie nie jest tak łatwo oszukać. Myślałam również, że Justyna wreszcie wyciągnie rękę po jakąś pomoc w naprawie tych relacji, nawet pewnego razu byłam przekonana, że to właśnie robi.
***
Siedziałyśmy obie w moim Subaru znajdując się na jednej rzadko uczęszczanej uliczce Bełchatowa. Obiecałam Tynie, że nauczę ją podstaw tego jak prowadzi się samochód. Zdziwiła mnie jej prośba, ponieważ Kurek jeszcze przed kilkoma dniami chwalił mi się, że ustalili to między sobą. Widocznie coś się zmieniło. Postanowiłam, więc jej pomóc bez wahania.
-Jesteś pewna, że chcesz bym to ja cię uczyła? Może jednak Zbyszek lub Bartek byli by lepsi, nie wiem czy mam tyle cierpliwości- spytałam, gdy znalazłyśmy się na miejscu. Teraz Tyna siedziała za kierownicą a ja robiłam za pasażera.
-Na pewno masz więcej cierpliwości od Zbyszka, a Bartek teraz jest zajęty przygotowaniem do Ligi Mistrzów, nie będę mu zawracać głowy.
Może i miała rację, ale Kurek wcześniej nawet w czasie snu rwał się, by jej pomóc a teraz zauważyłam że mijają się bez słowa. Tylko przy nas starali się stwarzać jakieś pozory, ale to już nie było to samo.
-Czy miedzy wami do czegoś doszło?- postanowiłam drążyć temat dalej.
-Nie! Mówię przecież, że Bartek nie ma teraz czasu!- nerwowo zacisnęła kierownicę.
-Justyna mnie nie oszukasz!- co ona przede mną ukrywa?
-Dobrze chcesz wiedzieć?! On zwyczajnie nie był dla mnie! Nie możemy się dogadać a ja nie mam zamiaru się z nim kłócić- spojrzała na mnie wzrokiem, który mówił, że nic więcej nie powie na ten temat.- Możesz mi powiedzieć co mam teraz robić?- wiedziałam, że rozmowa na temat ich relacji jest już skończona. Ograniczyłam się, więc do tego, po co tak naprawdę tutaj przyjechałyśmy. Dałam brunetce pierwszą poważną lekcje kierowania samochodem.

***
Mimo tego incydentu Justyna nadal była dla mnie życzliwa, złapałyśmy nic porozumienia i każda z nas wiedziała, że będzie to trwać, dopóki nie zacznę znów wspominać o Bartoszu. Od pewnego czasu nawet cieszyłam się, że zawsze mam ten azyl w mieszkaniu Bartmanów, bo mój własny został niejako naruszony przez Emilię- dziewczynę Kurka. Nie dziwicie się, sama nie wierzyłam, gdy usłyszałam to po raz pierwszy. Ten Bartek, który szukał swojej wybranki tak skrupulatnie po dwóch tygodniach znajomości związał się z Emilią Rawicką. W tym właśnie momencie przestałam się z nim kompletnie dogadywać. Czekałam na moją ostatnią deskę ratunku jaką był Kuba. Przecież on znał Kurka jak nikt innym. Teraz nadarzyła się okazja, by z nim pogadał jak przyjaciel z przyjacielem. Jutro mieli grać przeciwko sobie mecz, teraz Skra trenowała na hali wiedziałam, że drużyna z Kędzierzyna ma przyjechać dzisiejszego przedpołudnia i właśnie na teraz zaplanowałam spotkanie z Jarskim. Nie myliłam się właśnie ktoś zadzwonił do drzwi i był to nie kto inny tylko mój kochany Rudzielec. Po pierwszych uściskach i uśmiechach szybko weszliśmy do kuchni.
-No dawaj Żanet, nie mam teraz za dużo czasu, bo mamy trening po Skrze- poczułam od razu to ciepło bijące od Rudego, miałam nadzieję, że on coś zdziała.
-Musisz pogadać z nim tak od serca, może tobie powie co go skłoniło do tego, że związał się z tą Emilią – skrzywiłam się na samo to, iż musiałam wypowiedzieć jej imię.
-Widzę, że już zalazła ci za skórę- roześmiał się Jarosz, ale po chwili spoważniał, on też wiedział o co gramy.
-Opowiadałam ci już trochę o niej. Przyjechała z Koszalina na odbycie stażu jako statystyk. Ona jest tutaj od 5 tygodni ma mam wrażenie, że ino się pojawiła a już owinęła sobie Bartka wokół palca. On jest na każde jej skinienie, sama nie wiem jak ci mam to wytłumaczyć. On zachowuje się, jak jakaś marionetka. Nie mogę zrozumieć dlaczego to robi. Do tego jeszcze ta sprawa z siostrą Zbyszka, przecież Kurek świata poza nią nie wiedział, a teraz puszy się na każda wzmiankę o niej.
- Żaneta a ty przypadkiem nie przesadzasz? Może ta Emilka jest zwyczajnie lepsza od Justyny. Może on chciał spróbować czegoś nowego? Z tego co pamiętam ona ma 27 lat, wiesz związek ze starszą od siebie- Kuba poruszył charakterystycznie brwiami.
-Proszę cię nie żartuj. I pamiętaj, broń Boże, w jej obecności nie mów do niej Emilka, chyba że chcesz zginąć od samego spojrzenia- przypomniałam mu o tym dla pewności.
-To ja już nie wiem może Justyna go spławiła? Ja wiem, że ty byś chciała aby oni byli razem, ale nie zawsze mamy to czego chcemy- kombinował dalej.
-Kuba ja chcę wiedzieć co między nimi zaszło, dlaczego teraz traktują się, jak powietrze? Justyna zachowuje się podobnie jak Kurek. Nie wiem może Bartek nie chce mi powiedzieć ze względu na to, że jestem ze Zbyszkiem. Ale na Boga nikt go nie zmuszał do tego, by wiązać się z tą całą Emilką. Może to, co powiem to przesadza, ale mam wrażenie, że on zrobił to specjalnie, by sprawić Justynie większy zawód. Z reszta, gdy zobaczysz ich razem sam się przekonasz, Kurek przy niej jest jak tresowana chichuachua.- na to porównanie oboje się roześmialismy, ale oddawało to dokładnie, to co chciałam Kubie przekazać.
-Zobaczę co da się zrobić. Trzeba nawrócić Bartka, Ja też zauważyłem, że ostatnio nawet przez telefon jest jakiś dziwny, ale z tego co mu tutaj mówisz, jest chyba jeszcze gorzej- Kuba spojrzał na zegarek i zaczął się zbierać ściskając mnie przed wyjściem.
Jedyna nadzieja teraz w tym naszym Rudzielcu. Oby znalazł jakiś sposób na wyciągnięcie od Bartka czegokolwiek co wyjaśniło, by, choć po części jego zachowanie. Inaczej ciężko będzie utrzymać naszą przyjaźń. Wcześniej myślałam, że nic jej nie zniszczy, teraz jednak pojawiła się Emilia.
  
  
Długo myślałam nad tym jak poprowadzić dalej akcję i tak sobie pomyślałam, że chyba nie była bym sobą, gdybym jeszcze bardziej nie namieszała. Postanowiłam zrobić ten przeskok czasowy a narracje oddać w całości Żanecie, by to właśnie ona jako obserwator z boku wszystko zarysowała. W następnych odsłonach wrócę do perspektywy innych bohaterów. Nie wiem czy nie jesteście złe za taki obrót sprawy, może się przekonacie do tego.

W ostatni rozdziale nie podobało wam się to jak Kurek zareagował, ale po części zrozumiałyście jego zachowanie. Muszę powiedzieć, że czasami mam po prostu ochotę pokazać Bartka z innej strony. Pokazać wam, że czasami jedna rzecz zmienia nasze zachowanie o 180 stopni. Ludzie to zmienne istoty, nikt nie jest taki sam przez cały okres życia. Nie raz zmiany zachodzą powoli i nie są drastyczne innym razem jedno wydarzenie potrafi zmienić wszystko i odwrócić do góry nogami. Czasami nawet nie wiemy, że swoim zachowaniem ranimy najbliższych. Może uda mi się to tutaj pokazać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz