Z
perspektywy Zbyszka….
Brazylia, Portoryko teraz USA,
drużyny zmieniały się, jak w kalejdoskopie, zmieniało się otoczenie, klimat,
zmieniała się też ich gra. Zbyszek znów był z siebie niezadowolony, po dobrych
meczach rozegranych z Brazylijczykami, z Portoryko kolejny raz dopadł go
słabszy moment. Nienawidził tego i winy jak zawsze upatrywał się tylko w sobie.
Wszyscy wokoło powtarzali, że to normalnie, że takie wahania to żadna nowość
jeszcze u kogoś, kto zmienił pozycję, ale on nie dopuszczał do siebie tych
tłumaczeń. Może było, by mu łatwiej, gdyby obok siebie miał Żanetę, a tak
oddaleni od siebie o tysiące kilometrów, pochłonięci swoimi sprawami sami
zaczęli się kłócić. Wiedział, że to wyłącznie z jego winy, Żanet również
chciała go pocieszać, tłumaczyć a on zamiast potulnie słuchać wkońcu na nią
nawrzeszczał. Od tego czasu trwała między nimi cisza. Był świadom tego, że to
on powinien pierwszy się do niej odezwać, ale bał się, że znów straci nad sobą
kontrolę i przeprosiny zamienią się w awanturę. Musiał oderwać się do tych
nagromadzonych myśli i oczyścić umył. Poszedł do Bartka z propozycją
wyciagnięcia go na małe zwiedzanie Chicago.
- Wiesz, że cię kocham – usłyszał,
gdy przekroczył próg. Kurek zmienił się nie do poznania, odkąd Justyna wreszcie
dopuściła go do siebie. Przybyło mu chyba z tysiąc nowych pokładów energii,
trenował najciężej i nigdy nie był zmęczony. Zbyszek był zadowolony, że siostra
postanowiła dać Bartkowi szanse. Cieszył się szczęściem brunetki, bo widział
jak wpatruje się w szatyna, jak lgnie do niego a wystarczyło tylko przestać się
bać własnych uczuć. Szkoda, że sam teraz właśnie się zablokował w tej sprawie.
Wiedział, że musi to jakoś przetrwać i może już po powrocie do Polski jakoś
wszystko wyprostuje.
- Szkoda, że się spóźniłeś,
właśnie skończyłem rozmawiać z Justyną – siatkarz odłożył laptop na bok a jego
twarz aż promieniała. Zbyszek zaczął się zastanawiać czy sam również tak
wygląda, gdy u niego i Żanet wszystko jest dobrze?
- Rozmawiałem z nią wczoraj
przed jej lotem do Monachium. Pewnie do tego czasu nic się nie zmieniło.
Słuchaj Bartek może byśmy poszli na jakieś zakupy czy coś. Muszę się stąd na
chwile wyrwać, bo zwariuję – szybko nakierował na temat, który go teraz
interesował.
- Jasne, poczekaj tylko się
trochę ogarnę – zniknął w łazience a z jego komputera dobiegł dźwięk
nadchodzącej rozmowy, najwyraźniej Kurek zapomniał się wylogować. Zibi z
ciekawości zerknął, kto jest rozmówcą. Ani trochę go nie zaskoczyło, że to
Żaneta. Wiedział, że Makowska dość regularnie rozmawia z Bartkiem i to w sumie
od niego dowiadywał się co u niej słychać.
- Kurek rozmowa! – krzyknął.
Dźwięk nadal rozchodził się po pokoju.
- Kto dzwoni? – siatkarz
wyszedł zakładając na siebie reprezentacyjną bluzę.
- Żaneta – Bartman patrzył to
na ekran laptopa to na przyjaciela.
- Nie rozmawiałeś z nią jeszcze
od tej waszej kłótni? – pokręcił głową w odpowiedzi. – Jedno i drugie uparte
jak osły – westchnął Bartek. – Wiesz co masz teraz okazję, ja się zmywam, a ty
może zrób coś z tym – nie zdążył zareagować, Kurek zmył się z pokoju, nim
otworzył usta z zamiarem protestu. Żaneta nadal nie dawała za wygraną, pewnie
myślała, że Bartek bierze prysznic. Zastanowił się chwilę i postanowił przyjąć
rozmowę, był pogodzony z tym, że całkiem możliwe, że jak blondynka zobaczy go
na ekranie to przerwie połączenie.
- Zibi? ! – pytała zaskoczona,
ale i z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Żaneta ja cię przepraszam za
wszystko. Wiem jestem strasznie nerwowy mówię, zanim pomyślę. Nie chciałem,
żeby tak to wyszło – zaczął tłumaczyć, gdy widział ją na ekranie przekonał się,
jak bardzo za nią tęskni.
- Wiem Zbyszek, dla nas obojga
to nowa sytuacja. Ja też nie za bardzo wiem jak mam się zachowywać. Mieliśmy
się wspierać, więc może pozwól mi to robić? – prosiła go. Tak sobie obiecali a
on tą obietnicę zerwał przy pierwszej okazji. Nie tak to powinno być.
-Byłem głupi, chciałem
wcześniej się odezwać, ale po tym ostatnim nie wiedziałem czy będziesz jeszcze
chciała ze mną gadać – wyjaśnił skruszony.
- Ty mój głuptasie, wiesz, że
ja myślałam to samo. Następnym razem masz się odzywać, kiedy przyjdzie ci tylko
na to chęć – wiedział, że już się na niego nie gniewa. Pokłady jej
wyrozumiałości chyba nie miały granic.
- Ty masz robić tak samo. Jak
tam twój start? – pamiętał, że Makowską w weekend czeka kolejny rajd w tym
sezonie.
- Denerwuje się, te
wcześniejsze poszły mi słabo. Sama nie wiem dlaczego, z samochodem wszystko
jest w porządku – opowiedziała mu co u niej. Tak zleciały, im kolejne dwie
godziny i, gdyby nie to, że Zbyszek musiał stawić się na odprawie pewnie
rozmawiali, by znacznie dłużej. Cieszył się, że jeszcze niecałe cztery dni i
znów będą razem.
***
Czerwiec był jednym z
najtrudniejszych dla mnie miesięcy. Sesja, rozpoczęcie sezonu rajdowego i
wyjazd Zbyszka. Każde wydarzenie przyniosło inne emocje i wszystkie były równie
intensywne. Po kilku dniach chodziłam wykończona psychiczne. Było mi ciężko,
ale nie tylko mi, Zbyszek przechodził podobne katorgi. Kiedy jeszcze dowiedział
się, że nie dam rady przyjechać do Katowic podłamał się lekko. Wiedziałam, że
chciał bym była przy, nim zawsze na każdym meczu, niestety to pragnienie było
nierealne do zrealizowania, no, chyba że zrezygnowała bym z własnego życia, a
na to ani ja ani on się nie godziliśmy. Na szczęście Justyna mogła być w Spodku
i wspierała brata równie mocno jak ja. Teraz może musiała swoje uczucia
rozdzielać, bo z jednej strony Zibi z drugiej Bartek, ale jej to nie
przeszkadzało. Sama przecież od pewnego czasu robiłam to samo i wiem, że łatwo
to można ze sobą pogodzić.
Finał w Gdańsku również zbiegał
się z ważnym dla mnie startem. Postanowiłam tym razem jednak odpuścić. Musiałam
być w Ergo Arenie, choćby się waliło czy paliło. Naraziłam się tym samym
Dylanowi, który zarzucił mi prosto w twarz, że przestałam traktować rajdy
poważne i jak tak dalej pójdzie to zmarnuje cały swój talent. Ja wiedziałam
swoje, nic się nie stanie jak raz nie wystartuje. Zabrałam Justynę, która
skończyła już występy z zespołem i pojechałyśmy do Gdańska. Z wielką
przyjemnością słuchałam opowieści brunetki jakie relacje łączą ją teraz z
Kurkiem. To była melodia do mojego serca wiedzieć, że im się układa, że po tak
długim okresie, gdy starałam się wepchnąć ich w swoje ramiona wreszcie się, im
to samym udało. Ono byli dla siebie stworzeni, a to co się między nimi stało
nauczyło ich siebie nawzajem jeszcze, nim zostali parą. Wieczorem postanowiłam
zabrać Bartmana na spacer, był to ostatni luźniejszy wieczór przed tym
maratonem, który ich czekał już kolejnego dnia.
- Cieszę się, że ją nosisz –
brunet podniósł moją rękę do góry dotykając bransoletki.
- Zawsze mam ją przy sobie, nawet
w trakcie zawodów, tyle że, wtedy ląduje tutaj – poklepałam się po piesi,
właśnie w tym miejscu w moim kombinezonie znajdowała się kieszonka, gdzie
przechowywałam bransoletkę.
-A teraz możesz zacząć się
śmiać, ale też mam coś dla ciebie. Zamknij oczy – zrobił to, o co go
poprosiłam. – W ten sposób chcę żebyś wiedział, że zawsze nawet, gdy nie mogę
jestem przy tobie – z tylnej kieszeni wyciągnęłam czerwoną silikonową opaskę z
wytłoczona datą, gdy zostaliśmy parą. – Nie powinna ci przeszkadzać, widziałam,
że niektórzy siatkarze noszą podobne. – Spojrzał na opaskę a później mocno
przytulił mnie do siebie.
- Jesteś największym skarbem
jaki mi się przytrafił. Powinni dać ci jakiś medal, że ze mną wytrzymujesz.
- Łatwo nie jest, ale co ja bym
bez Ciebie zrobiła. A, jeżeli chodzi o medal to bardzo proszę możesz mi dać,
ale ten, który zawiśnie na twojej szyi w niedziele wieczorem – spacerujący
nieliczni plażowicze mijali nas z uśmiechem przyglądając się tej czułej scenie.
- To trzymaj za mnie kciuki
najmocniej jak potrafisz, to, kto wie może będzie ten medal. Boje się tego co
będzie, wszyscy pokładają w nas wielkie nadzieje – rozumiałam jego obawy, z
tego co mówiła mi Tyna Bartek miała podobne odczucia.
- Wszyscy w was wierzymy i nie
ważne co będzie i tak jesteście dla nas najlepsi, masz o tym pamiętać –
siedzieliśmy na piasku a na niebie zapalały się kolejne gwiazdy. Każde z nas
było pogrążone we własnych myślach, oboje mieliśmy swoje obawy i nadzieje.
Pewnie siedzielibyśmy tak dalej, gdyby nie to, że w naszej chwilowej samotni
nakryli nas Bartek z Justyną, którzy również wracali z wieczornej przechadzki.
Wróciliśmy do hotelu prorokując co przyniesie kolejny dzień. Nikt z nas nie
spodziewał się tego, że dostarczy nam on aż tak wiele dramaturgii wywracając
wszystko do góry nogami.
***
W tym samym czasie co u Żanety
i Zbyszka…
Z
perspektywy Justyny…
Siedziała oparta o jego tors
wpatrując się w średnie wielkości fale, które rozbijały się o brzeg. Czuła
przyśpieszone bicie serca siatkarza i jego ciepły oddech na jej karku. Dwa
miesiące temu nie uwierzyła, by w to, że cała ta historia potoczy się w tym
kierunku. Teraz była bezgranicznie szczęśliwa, że jej własne serce na spółkę z
rozumiem dało szanse Kurkowi. Nie żałowała tej decyzji ani minuty, odkąd ich
usta po raz pierwszy się spotkały uzależniła się od nich na zawsze.
- Mogła bym tutaj zamieszkać –
stwierdziła. Zawsze lubiła bliskość wody to ją w pewnie sposób uspokajało.
- Bardzo mnie o cieszy, bo też
mam taki plan. Lubię to nasze polskie morze i nie podoba mi się, że jest takie
niedocenianie – zaskoczyło ją to troszkę, ponieważ wcześniej żyła w
przekonaniu, że ludzie pochodzący z południa Polski znacznie bardziej wolą góry
niż morze.
- A wiesz co jeszcze lubię –
odwróciła się do niego zerkając w jego oczy, które w tym świetle były niemal
granatowe.
- Nie wiem, ale pewnie zaraz
sama mi o tym powiesz – roześmiał się czekając na dalsze wyznanie brunetki.
- Właśnie to –pchnęła go na
piasek i usiadła na jego udach. Masowała przez materiał jego koszulki
umięśniony brzuch a później pocałowała tak zapalczywie, że aż jej samej
zabrakło tchu . – I jak podobało się ? – pytała wyraźnie podniecona zaistniałą
sytuacją nie zdejmując dłoni z brzucha szatyna.
- Bardzo, ale to chyba nie jest
odpowiednie miejsce do tego – nie zwracała uwagi na te nieśmiałe protesty
Bartka i jej dłonie wylądowały pod koszulką - Justyna uspokój się, chyba nie
chcesz zrobić tego na plaży, zaraz może ktoś tędy przechodzić!
- Oj, Bartek nie mów, że cię to
nie kręci? – zrobiła naburmuszoną minę.
- Chciałbym mieć cię tylko dla
siebie, a nie rozglądać się na boki i patrzeć czy ktoś przypadkiem nie idzie –
podniósł się do pozycji siedzącej i oplótł swoje ręce na jej pasie – Może innym
razem na jakiejś dzikiej plaży, ale nie teraz.
- Bartek z tobą jest coś nie
tak – spojrzała na niego łapiąc twarz w dłonie, by nie uciekł jej wzrokiem. –
Czy ja ci się nie podobam?
- Oczywiście, że mi się
podobasz – szybko odpowiedział. – Po prostu nie wiem, o co ci chodzi?– widziała
zmieszanie na jego twarzy chyba pierwszy raz, odkąd się poznali.
- Przecież widzę. Każdy facet
wykorzystał, by fakt, że jego napalona dziewczyna usiłuje się na niego rzucić a
ty mnie odpychasz – teraz to już była na serio trochę zawiedziona.
- Podpuszczasz mnie. Pewnie
Żanet ci wszystko powiedziała – spiął się i rozluźnił uścisk. Chyba go uraziła,
ale teraz już kompletnie nie rozumiała co ma do tego Makowska.
- Bartek co mi miała Żaneta
powiedzieć!? Masz przede mną jakieś tajemnice? – sama zeszła z jego kolan
siadając obok. Była gotowa na wszystko, a po jej głowie kołatały się jakieś
niedorzeczne pomysły.
- Naprawdę chcesz to usłyszeć?
– dopytywał wzbudzając w niej jeszcze więcej mieszanych uczuć. – Będziesz się
śmiała i tyle. Ja chciałbym, żeby ten pierwszy raz był wyjątkowy, a nie na
chybcika, bo taki mamy kaprys. Proszę cię teraz możesz się śmiać ze swojego
faceta prawiczka – znalazł gdzieś kamyk i cisnął go prosto w spienione morze.
Tyna była zszokowana
spodziewała się wszystkiego, ale nie, że usłyszy coś takiego z jego ust. W
życiu, by nie powiedział, że Bartek tego nie robił, była raczej przekonana, że
w tej sprawie ma podobne poglądy jak Zbyszek.
- Wiesz co Bartuś? – wcale nie
śmiała się z niego zaskoczenie było zbyt wielkie, by nawet wykrzesać z siebie
śmiech.
- Co? – odparł naburmuszony.
- Kocham cię i z wielką chęcią
zostanę twoją pierwszą – ponownie przewróciła go na piasek tym razem całując go
delikatnie bez pośpiechu. Po raz pierwszy siatkarz usłyszał od niej deklaracje
uczuć , gdy wymawiała te słowa przyjemny dreszczyk przeszedł przez jej ciało.
Naprawdę pokochała Bartka całym sercem.
***
Mecz Polska- Bułgaria rozpalał
nadzieje w naszych sercach. Przecież to z Bułgarami często wygrywaliśmy ważne
mecze. Nikt nie wątpił, że dziś będzie, inaczej. Siatkarzom skrzydeł miała
dodać wypełniona po brzegi Ergo Arena. Wszystko rozpoczęło się dobrze chłopaki
wygrali pierwszego seta, później znów górą była Bułgaria. Wiele nerwowości
przyniósł set trzeci wysoko przegrany przez Polaków, w czwartym znów wróciliśmy
do swojej gry. Czekał, więc na nas tie break. Zaczęło się dobrze, Zbyszek
postanowił zmienić zagrywkę na flot, bo mocna nie siedziała mu wcale i to
okazało się strzałem w dziesiątkę. Drużyna uzyskała kilkupunktową przewagę,
moje serce zaczynało się powoli radować, czułam, że już będzie dobrze , że nie
damy sobie wyrwać tego zwycięstwa. Właśnie, wtedy przekonałam się, jak bardzo
się myliłam. Obserwowałam lot piłki ruchy zawodników po naszej stronie boiska i
w jednej chwili Zibi szedł do ataku a w drugiej trzymał się za łydkę w ogromy
grymasie bólu na twarzy. Akcja trwała nadal, ale ja patrzyłam tylko na niego. W
moich oczach momentalnie zebrały się łzy. Justyna, która siedziała obok
ścisnęła moja rękę, która zaczęła drżeć. Obie byłyśmy przerażone, Zibi nadal
nie wstawał. Sztab medyczny próbował udzielić mu pomocy, on coś tłumaczył,
chłopaki zebrali się wokół niego . Podniósł się o własnych siłach, ale, gdy
stanął na lewą nogę zachwiał się tak, że od upadku uratował go Igła. Nie
kontrolowałam juz tego co się ze mną dzieje ani co dzieje się wokół mnie. Był
tylko on, reszta obrazu została dziwnym sposobem zamazana. Otarłam swoje
policzki, które były już mokre od spadających ciągle łez. Słyszałam jego krzyk,
gdy rzucił krzesełkiem pełen wściekłości. Teraz siedział do mnie tyłem, nie
mogłam widzieć jego twarzy, tego co wyraża. Gra została wznowiona, ale nie
interesowało mnie to ani trochę. Zbliżyłam się do band reklamowych wiedząc, że
i tak niczego przed zakończeniem meczu nie wskóram, ale tutaj byłam bliżej
niego.
- Nic mu nie będzie zobaczysz.
To pewnie tylko tak groźnie wygląda – słyszałam słowa Justyny, ale ich sens do
mnie nie docierał. Ściskała moja rękę, czułam, że ona też się boi.
Euforia, która wybuchła po
wygraniu tego spotkania została jakoś stłumiona, naprawdę w tej chwili było mi
to obojętnie czy wygraliśmy czy przegraliśmy liczył się tylko on. Może brunetka
miała rację patrzyłam na Zbyszka, który wraz z resztą drużyny idzie uścisnąć
rękę przeciwnikom, choć idzie to za dużo powiedziane, podskakiwał na jednej
nodze. Jednak zaraz, potem gdy radość z wygranej zoczeła blaknąć znów zebrał
się wokół niego sztab medyczny. Oglądali nogę z każdej możliwej strony a ten
krzywił się przy każdym dotyku. Protestował, gdy chcieli go wsadzić na nosze.
Chciałam być przy nim, ale to było teraz nie na miejscu, tam na środku boiska
zrobiłabym tylko wielkie zamieszanie, a nie byłabym pomocna. Nie wiedziałam już
co mam robić, stałam tak jak wmurowana w ziemie nie potrafiąc się ruszyć,
choćby na centymetr.
- To mięsień – rozpoznałam głos
Bartka, który tulił do siebie Justynę, tak i jej teraz potrzebne było ukojenie.
- Mogę do niego iść? – spytałam
głupio. Bartek popatrzył na mnie tak, jakby to było przecież oczywiste, że
mogę. Pociągnął mnie za rękę w stronę korytarza, gdzie przed chwilą udał się
Zbyszek z lekarzem kadry.
Bartman siedział teraz na łóżku
z zaciśniętym w pięści dłońmi. Spojrzał ma mnie oczami przepełnionym
wściekłości i strachem, widziałam też łzy. Wiedziałam, że te emocje nie są
skierowane do mnie, jednak rozwścieczenie w jego tęczówkach zawsze mnie
przerażało.
- Zabierz ją stąd! – warknął na
Kurka. Popatrzyłam to na Bartka to na Zbyszka nie mając pojęcia co się dzieje.
– Słyszysz co mówię?! Zabierz ją! – teraz to już huknął tak, że ludzie z
obsługi zaczęli się nam dziwnie przyglądać .
Poczułam jak szatyn prowadzi
mnie ponownie w stronę boiska, czułam się, jak szmaciana lalka nie mogłam
wykrzesać z siebie żadnej reakcji.
- Jest zły i przerażony, nie
bierz tego do siebie – starał się mnie uspokoić a ja na te słowa rozpłakałam
się, jak małe dziecko. Już od dawna moje łzy nie wylewały się takimi
strumieniami jak teraz. Wtulona w Bartka moczyłam jego koszulkę, a ten szeptał
słowa, które nie niosły żadnego pocieszenia. Nie mogłam zrozumieć dlaczego
Zbyszek mnie odtrącił. Chciałam być przy nim, dodać mu sił a on potraktował
mnie jak intruza. Justyna postanowiła pójść do niego sama i już nie wróciła.
Domyśliłam się, że pojechała z nim na badania. W hotelu panował grobowy
nastrój. Wszyscy wiedzieli, że każda kolejna godzina jego nieobecności jeszcze
mocnej utwierdza w tym, że z nogą nie jest dobrze i ten turniej dla Bartmana
dobiegł już końca. Ja nie byłam w stanie myśleć o niczym, zwinięta w kłębek w
pokoju Kurka i Jarosza trzymałam w ręce komórkę czekając na jakąś wiadomość.
Końcówka jest trochę dramatyczna
i przywołuje niemiłe wspomnienia. Ja chyba tą kontuzje zapamiętam jeszcze
długo, z reszta to nie pierwsza którą mocno przeżywałam, to samo było ze
Świdrem. Trochę przydługi ten rozdział, no, ale jak wiecie ten typ (czyt. Ja)
tak ma :)
Sytuacja z Bartkiem zabawna,
pisałam ją wraz z Żanetą, która od początku upierała się, żeby w tej historii
zrobić z Bartka prawiczka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz