Od autorki.

Opowiadanie w pierwotnej wersji można znaleźć również na onecie pod adresem
www.niepoukladane-marzenia.blog.onet.pl
Jednak po tym jak onet się zaczął psuć przeniosłam je tutaj.

niedziela, 22 lipca 2012

33. Wpuść szczęście drzwiami, pech sam wejdzie oknem.

Z perspektywy Zbyszka….

Brazylia, Portoryko teraz USA, drużyny zmieniały się, jak w kalejdoskopie, zmieniało się otoczenie, klimat, zmieniała się też ich gra. Zbyszek znów był z siebie niezadowolony, po dobrych meczach rozegranych z Brazylijczykami, z Portoryko kolejny raz dopadł go słabszy moment. Nienawidził tego i winy jak zawsze upatrywał się tylko w sobie. Wszyscy wokoło powtarzali, że to normalnie, że takie wahania to żadna nowość jeszcze u kogoś, kto zmienił pozycję, ale on nie dopuszczał do siebie tych tłumaczeń. Może było, by mu łatwiej, gdyby obok siebie miał Żanetę, a tak oddaleni od siebie o tysiące kilometrów, pochłonięci swoimi sprawami sami zaczęli się kłócić. Wiedział, że to wyłącznie z jego winy, Żanet również chciała go pocieszać, tłumaczyć a on zamiast potulnie słuchać wkońcu na nią nawrzeszczał. Od tego czasu trwała między nimi cisza. Był świadom tego, że to on powinien pierwszy się do niej odezwać, ale bał się, że znów straci nad sobą kontrolę i przeprosiny zamienią się w awanturę. Musiał oderwać się do tych nagromadzonych myśli i oczyścić umył. Poszedł do Bartka z propozycją wyciagnięcia go na małe zwiedzanie Chicago.
- Wiesz, że cię kocham – usłyszał, gdy przekroczył próg. Kurek zmienił się nie do poznania, odkąd Justyna wreszcie dopuściła go do siebie. Przybyło mu chyba z tysiąc nowych pokładów energii, trenował najciężej i nigdy nie był zmęczony. Zbyszek był zadowolony, że siostra postanowiła dać Bartkowi szanse. Cieszył się szczęściem brunetki, bo widział jak wpatruje się w szatyna, jak lgnie do niego a wystarczyło tylko przestać się bać własnych uczuć. Szkoda, że sam teraz właśnie się zablokował w tej sprawie. Wiedział, że musi to jakoś przetrwać i może już po powrocie do Polski jakoś wszystko wyprostuje.
- Szkoda, że się spóźniłeś, właśnie skończyłem rozmawiać z Justyną – siatkarz odłożył laptop na bok a jego twarz aż promieniała. Zbyszek zaczął się zastanawiać czy sam również tak wygląda, gdy u niego i Żanet wszystko jest dobrze?
- Rozmawiałem z nią wczoraj przed jej lotem do Monachium. Pewnie do tego czasu nic się nie zmieniło. Słuchaj Bartek może byśmy poszli na jakieś zakupy czy coś. Muszę się stąd na chwile wyrwać, bo zwariuję – szybko nakierował na temat, który go teraz interesował.
- Jasne, poczekaj tylko się trochę ogarnę – zniknął w łazience a z jego komputera dobiegł dźwięk nadchodzącej rozmowy, najwyraźniej Kurek zapomniał się wylogować. Zibi z ciekawości zerknął, kto jest rozmówcą. Ani trochę go nie zaskoczyło, że to Żaneta. Wiedział, że Makowska dość regularnie rozmawia z Bartkiem i to w sumie od niego dowiadywał się co u niej słychać.
- Kurek rozmowa! – krzyknął. Dźwięk nadal rozchodził się po pokoju.
- Kto dzwoni? – siatkarz wyszedł zakładając na siebie reprezentacyjną bluzę.
- Żaneta – Bartman patrzył to na ekran laptopa to na przyjaciela.
- Nie rozmawiałeś z nią jeszcze od tej waszej kłótni? – pokręcił głową w odpowiedzi. – Jedno i drugie uparte jak osły – westchnął Bartek. – Wiesz co masz teraz okazję, ja się zmywam, a ty może zrób coś z tym – nie zdążył zareagować, Kurek zmył się z pokoju, nim otworzył usta z zamiarem protestu. Żaneta nadal nie dawała za wygraną, pewnie myślała, że Bartek bierze prysznic. Zastanowił się chwilę i postanowił przyjąć rozmowę, był pogodzony z tym, że całkiem możliwe, że jak blondynka zobaczy go na ekranie to przerwie połączenie.
- Zibi? ! – pytała zaskoczona, ale i z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Żaneta ja cię przepraszam za wszystko. Wiem jestem strasznie nerwowy mówię, zanim pomyślę. Nie chciałem, żeby tak to wyszło – zaczął tłumaczyć, gdy widział ją na ekranie przekonał się, jak bardzo za nią tęskni.
- Wiem Zbyszek, dla nas obojga to nowa sytuacja. Ja też nie za bardzo wiem jak mam się zachowywać. Mieliśmy się wspierać, więc może pozwól mi to robić? – prosiła go. Tak sobie obiecali a on tą obietnicę zerwał przy pierwszej okazji. Nie tak to powinno być.
-Byłem głupi, chciałem wcześniej się odezwać, ale po tym ostatnim nie wiedziałem czy będziesz jeszcze chciała ze mną gadać – wyjaśnił skruszony.
- Ty mój głuptasie, wiesz, że ja myślałam to samo. Następnym razem masz się odzywać, kiedy przyjdzie ci tylko na to chęć – wiedział, że już się na niego nie gniewa. Pokłady jej wyrozumiałości chyba nie miały granic.
- Ty masz robić tak samo. Jak tam twój start? – pamiętał, że Makowską w weekend czeka kolejny rajd w tym sezonie.
- Denerwuje się, te wcześniejsze poszły mi słabo. Sama nie wiem dlaczego, z samochodem wszystko jest w porządku – opowiedziała mu co u niej. Tak zleciały, im kolejne dwie godziny i, gdyby nie to, że Zbyszek musiał stawić się na odprawie pewnie rozmawiali, by znacznie dłużej. Cieszył się, że jeszcze niecałe cztery dni i znów będą razem.
***
Czerwiec był jednym z najtrudniejszych dla mnie miesięcy. Sesja, rozpoczęcie sezonu rajdowego i wyjazd Zbyszka. Każde wydarzenie przyniosło inne emocje i wszystkie były równie intensywne. Po kilku dniach chodziłam wykończona psychiczne. Było mi ciężko, ale nie tylko mi, Zbyszek przechodził podobne katorgi. Kiedy jeszcze dowiedział się, że nie dam rady przyjechać do Katowic podłamał się lekko. Wiedziałam, że chciał bym była przy, nim zawsze na każdym meczu, niestety to pragnienie było nierealne do zrealizowania, no, chyba że zrezygnowała bym z własnego życia, a na to ani ja ani on się nie godziliśmy. Na szczęście Justyna mogła być w Spodku i wspierała brata równie mocno jak ja. Teraz może musiała swoje uczucia rozdzielać, bo z jednej strony Zibi z drugiej Bartek, ale jej to nie przeszkadzało. Sama przecież od pewnego czasu robiłam to samo i wiem, że łatwo to można ze sobą pogodzić.
Finał w Gdańsku również zbiegał się z ważnym dla mnie startem. Postanowiłam tym razem jednak odpuścić. Musiałam być w Ergo Arenie, choćby się waliło czy paliło. Naraziłam się tym samym Dylanowi, który zarzucił mi prosto w twarz, że przestałam traktować rajdy poważne i jak tak dalej pójdzie to zmarnuje cały swój talent. Ja wiedziałam swoje, nic się nie stanie jak raz nie wystartuje. Zabrałam Justynę, która skończyła już występy z zespołem i pojechałyśmy do Gdańska. Z wielką przyjemnością słuchałam opowieści brunetki jakie relacje łączą ją teraz z Kurkiem. To była melodia do mojego serca wiedzieć, że im się układa, że po tak długim okresie, gdy starałam się wepchnąć ich w swoje ramiona wreszcie się, im to samym udało. Ono byli dla siebie stworzeni, a to co się między nimi stało nauczyło ich siebie nawzajem jeszcze, nim zostali parą. Wieczorem postanowiłam zabrać Bartmana na spacer, był to ostatni luźniejszy wieczór przed tym maratonem, który ich czekał już kolejnego dnia.
- Cieszę się, że ją nosisz – brunet podniósł moją rękę do góry dotykając bransoletki.
- Zawsze mam ją przy sobie, nawet w trakcie zawodów, tyle że, wtedy ląduje tutaj – poklepałam się po piesi, właśnie w tym miejscu w moim kombinezonie znajdowała się kieszonka, gdzie przechowywałam bransoletkę.
-A teraz możesz zacząć się śmiać, ale też mam coś dla ciebie. Zamknij oczy – zrobił to, o co go poprosiłam. – W ten sposób chcę żebyś wiedział, że zawsze nawet, gdy nie mogę jestem przy tobie – z tylnej kieszeni wyciągnęłam czerwoną silikonową opaskę z wytłoczona datą, gdy zostaliśmy parą. – Nie powinna ci przeszkadzać, widziałam, że niektórzy siatkarze noszą podobne. – Spojrzał na opaskę a później mocno przytulił mnie do siebie.
- Jesteś największym skarbem jaki mi się przytrafił. Powinni dać ci jakiś medal, że ze mną wytrzymujesz.
- Łatwo nie jest, ale co ja bym bez Ciebie zrobiła. A, jeżeli chodzi o medal to bardzo proszę możesz mi dać, ale ten, który zawiśnie na twojej szyi w niedziele wieczorem – spacerujący nieliczni plażowicze mijali nas z uśmiechem przyglądając się tej czułej scenie.
- To trzymaj za mnie kciuki najmocniej jak potrafisz, to, kto wie może będzie ten medal. Boje się tego co będzie, wszyscy pokładają w nas wielkie nadzieje – rozumiałam jego obawy, z tego co mówiła mi Tyna Bartek miała podobne odczucia.
- Wszyscy w was wierzymy i nie ważne co będzie i tak jesteście dla nas najlepsi, masz o tym pamiętać – siedzieliśmy na piasku a na niebie zapalały się kolejne gwiazdy. Każde z nas było pogrążone we własnych myślach, oboje mieliśmy swoje obawy i nadzieje. Pewnie siedzielibyśmy tak dalej, gdyby nie to, że w naszej chwilowej samotni nakryli nas Bartek z Justyną, którzy również wracali z wieczornej przechadzki. Wróciliśmy do hotelu prorokując co przyniesie kolejny dzień. Nikt z nas nie spodziewał się tego, że dostarczy nam on aż tak wiele dramaturgii wywracając wszystko do góry nogami.
***
W tym samym czasie co u Żanety i Zbyszka…

Z perspektywy Justyny…
Siedziała oparta o jego tors wpatrując się w średnie wielkości fale, które rozbijały się o brzeg. Czuła przyśpieszone bicie serca siatkarza i jego ciepły oddech na jej karku. Dwa miesiące temu nie uwierzyła, by w to, że cała ta historia potoczy się w tym kierunku. Teraz była bezgranicznie szczęśliwa, że jej własne serce na spółkę z rozumiem dało szanse Kurkowi. Nie żałowała tej decyzji ani minuty, odkąd ich usta po raz pierwszy się spotkały uzależniła się od nich na zawsze.
- Mogła bym tutaj zamieszkać – stwierdziła. Zawsze lubiła bliskość wody to ją w pewnie sposób uspokajało.
- Bardzo mnie o cieszy, bo też mam taki plan. Lubię to nasze polskie morze i nie podoba mi się, że jest takie niedocenianie – zaskoczyło ją to troszkę, ponieważ wcześniej żyła w przekonaniu, że ludzie pochodzący z południa Polski znacznie bardziej wolą góry niż morze.
- A wiesz co jeszcze lubię – odwróciła się do niego zerkając w jego oczy, które w tym świetle były niemal granatowe.
- Nie wiem, ale pewnie zaraz sama mi o tym powiesz – roześmiał się czekając na dalsze wyznanie brunetki.
- Właśnie to –pchnęła go na piasek i usiadła na jego udach. Masowała przez materiał jego koszulki umięśniony brzuch a później pocałowała tak zapalczywie, że aż jej samej zabrakło tchu . – I jak podobało się ? – pytała wyraźnie podniecona zaistniałą sytuacją nie zdejmując dłoni z brzucha szatyna.
- Bardzo, ale to chyba nie jest odpowiednie miejsce do tego – nie zwracała uwagi na te nieśmiałe protesty Bartka i jej dłonie wylądowały pod koszulką - Justyna uspokój się, chyba nie chcesz zrobić tego na plaży, zaraz może ktoś tędy przechodzić!
- Oj, Bartek nie mów, że cię to nie kręci? – zrobiła naburmuszoną minę.
- Chciałbym mieć cię tylko dla siebie, a nie rozglądać się na boki i patrzeć czy ktoś przypadkiem nie idzie – podniósł się do pozycji siedzącej i oplótł swoje ręce na jej pasie – Może innym razem na jakiejś dzikiej plaży, ale nie teraz.
- Bartek z tobą jest coś nie tak – spojrzała na niego łapiąc twarz w dłonie, by nie uciekł jej wzrokiem. – Czy ja ci się nie podobam?
- Oczywiście, że mi się podobasz – szybko odpowiedział. – Po prostu nie wiem, o co ci chodzi?– widziała zmieszanie na jego twarzy chyba pierwszy raz, odkąd się poznali.
- Przecież widzę. Każdy facet wykorzystał, by fakt, że jego napalona dziewczyna usiłuje się na niego rzucić a ty mnie odpychasz – teraz to już była na serio trochę zawiedziona.
- Podpuszczasz mnie. Pewnie Żanet ci wszystko powiedziała – spiął się i rozluźnił uścisk. Chyba go uraziła, ale teraz już kompletnie nie rozumiała co ma do tego Makowska.
- Bartek co mi miała Żaneta powiedzieć!? Masz przede mną jakieś tajemnice? – sama zeszła z jego kolan siadając obok. Była gotowa na wszystko, a po jej głowie kołatały się jakieś niedorzeczne pomysły.
- Naprawdę chcesz to usłyszeć? – dopytywał wzbudzając w niej jeszcze więcej mieszanych uczuć. – Będziesz się śmiała i tyle. Ja chciałbym, żeby ten pierwszy raz był wyjątkowy, a nie na chybcika, bo taki mamy kaprys. Proszę cię teraz możesz się śmiać ze swojego faceta prawiczka – znalazł gdzieś kamyk i cisnął go prosto w spienione morze.
Tyna była zszokowana spodziewała się wszystkiego, ale nie, że usłyszy coś takiego z jego ust. W życiu, by nie powiedział, że Bartek tego nie robił, była raczej przekonana, że w tej sprawie ma podobne poglądy jak Zbyszek.
- Wiesz co Bartuś? – wcale nie śmiała się z niego zaskoczenie było zbyt wielkie, by nawet wykrzesać z siebie śmiech.
- Co? – odparł naburmuszony.
- Kocham cię i z wielką chęcią zostanę twoją pierwszą – ponownie przewróciła go na piasek tym razem całując go delikatnie bez pośpiechu. Po raz pierwszy siatkarz usłyszał od niej deklaracje uczuć , gdy wymawiała te słowa przyjemny dreszczyk przeszedł przez jej ciało. Naprawdę pokochała Bartka całym sercem.
***
Mecz Polska- Bułgaria rozpalał nadzieje w naszych sercach. Przecież to z Bułgarami często wygrywaliśmy ważne mecze. Nikt nie wątpił, że dziś będzie, inaczej. Siatkarzom skrzydeł miała dodać wypełniona po brzegi Ergo Arena. Wszystko rozpoczęło się dobrze chłopaki wygrali pierwszego seta, później znów górą była Bułgaria. Wiele nerwowości przyniósł set trzeci wysoko przegrany przez Polaków, w czwartym znów wróciliśmy do swojej gry. Czekał, więc na nas tie break. Zaczęło się dobrze, Zbyszek postanowił zmienić zagrywkę na flot, bo mocna nie siedziała mu wcale i to okazało się strzałem w dziesiątkę. Drużyna uzyskała kilkupunktową przewagę, moje serce zaczynało się powoli radować, czułam, że już będzie dobrze , że nie damy sobie wyrwać tego zwycięstwa. Właśnie, wtedy przekonałam się, jak bardzo się myliłam. Obserwowałam lot piłki ruchy zawodników po naszej stronie boiska i w jednej chwili Zibi szedł do ataku a w drugiej trzymał się za łydkę w ogromy grymasie bólu na twarzy. Akcja trwała nadal, ale ja patrzyłam tylko na niego. W moich oczach momentalnie zebrały się łzy. Justyna, która siedziała obok ścisnęła moja rękę, która zaczęła drżeć. Obie byłyśmy przerażone, Zibi nadal nie wstawał. Sztab medyczny próbował udzielić mu pomocy, on coś tłumaczył, chłopaki zebrali się wokół niego . Podniósł się o własnych siłach, ale, gdy stanął na lewą nogę zachwiał się tak, że od upadku uratował go Igła. Nie kontrolowałam juz tego co się ze mną dzieje ani co dzieje się wokół mnie. Był tylko on, reszta obrazu została dziwnym sposobem zamazana. Otarłam swoje policzki, które były już mokre od spadających ciągle łez. Słyszałam jego krzyk, gdy rzucił krzesełkiem pełen wściekłości. Teraz siedział do mnie tyłem, nie mogłam widzieć jego twarzy, tego co wyraża. Gra została wznowiona, ale nie interesowało mnie to ani trochę. Zbliżyłam się do band reklamowych wiedząc, że i tak niczego przed zakończeniem meczu nie wskóram, ale tutaj byłam bliżej niego.
- Nic mu nie będzie zobaczysz. To pewnie tylko tak groźnie wygląda – słyszałam słowa Justyny, ale ich sens do mnie nie docierał. Ściskała moja rękę, czułam, że ona też się boi.
Euforia, która wybuchła po wygraniu tego spotkania została jakoś stłumiona, naprawdę w tej chwili było mi to obojętnie czy wygraliśmy czy przegraliśmy liczył się tylko on. Może brunetka miała rację patrzyłam na Zbyszka, który wraz z resztą drużyny idzie uścisnąć rękę przeciwnikom, choć idzie to za dużo powiedziane, podskakiwał na jednej nodze. Jednak zaraz, potem gdy radość z wygranej zoczeła blaknąć znów zebrał się wokół niego sztab medyczny. Oglądali nogę z każdej możliwej strony a ten krzywił się przy każdym dotyku. Protestował, gdy chcieli go wsadzić na nosze. Chciałam być przy nim, ale to było teraz nie na miejscu, tam na środku boiska zrobiłabym tylko wielkie zamieszanie, a nie byłabym pomocna. Nie wiedziałam już co mam robić, stałam tak jak wmurowana w ziemie nie potrafiąc się ruszyć, choćby na centymetr.
- To mięsień – rozpoznałam głos Bartka, który tulił do siebie Justynę, tak i jej teraz potrzebne było ukojenie.
- Mogę do niego iść? – spytałam głupio. Bartek popatrzył na mnie tak, jakby to było przecież oczywiste, że mogę. Pociągnął mnie za rękę w stronę korytarza, gdzie przed chwilą udał się Zbyszek z lekarzem kadry.
Bartman siedział teraz na łóżku z zaciśniętym w pięści dłońmi. Spojrzał ma mnie oczami przepełnionym wściekłości i strachem, widziałam też łzy. Wiedziałam, że te emocje nie są skierowane do mnie, jednak rozwścieczenie w jego tęczówkach zawsze mnie przerażało.
- Zabierz ją stąd! – warknął na Kurka. Popatrzyłam to na Bartka to na Zbyszka nie mając pojęcia co się dzieje. – Słyszysz co mówię?! Zabierz ją! – teraz to już huknął tak, że ludzie z obsługi zaczęli się nam dziwnie przyglądać .
Poczułam jak szatyn prowadzi mnie ponownie w stronę boiska, czułam się, jak szmaciana lalka nie mogłam wykrzesać z siebie żadnej reakcji.
- Jest zły i przerażony, nie bierz tego do siebie – starał się mnie uspokoić a ja na te słowa rozpłakałam się, jak małe dziecko. Już od dawna moje łzy nie wylewały się takimi strumieniami jak teraz. Wtulona w Bartka moczyłam jego koszulkę, a ten szeptał słowa, które nie niosły żadnego pocieszenia. Nie mogłam zrozumieć dlaczego Zbyszek mnie odtrącił. Chciałam być przy nim, dodać mu sił a on potraktował mnie jak intruza. Justyna postanowiła pójść do niego sama i już nie wróciła. Domyśliłam się, że pojechała z nim na badania. W hotelu panował grobowy nastrój. Wszyscy wiedzieli, że każda kolejna godzina jego nieobecności jeszcze mocnej utwierdza w tym, że z nogą nie jest dobrze i ten turniej dla Bartmana dobiegł już końca. Ja nie byłam w stanie myśleć o niczym, zwinięta w kłębek w pokoju Kurka i Jarosza trzymałam w ręce komórkę czekając na jakąś wiadomość.
   
Końcówka jest trochę dramatyczna i przywołuje niemiłe wspomnienia. Ja chyba tą kontuzje zapamiętam jeszcze długo, z reszta to nie pierwsza którą mocno przeżywałam, to samo było ze Świdrem. Trochę przydługi ten rozdział, no, ale jak wiecie ten typ (czyt. Ja) tak ma :)
Sytuacja z Bartkiem zabawna, pisałam ją wraz z Żanetą, która od początku upierała się, żeby w tej historii zrobić z Bartka prawiczka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz