Od autorki.

Opowiadanie w pierwotnej wersji można znaleźć również na onecie pod adresem
www.niepoukladane-marzenia.blog.onet.pl
Jednak po tym jak onet się zaczął psuć przeniosłam je tutaj.

niedziela, 22 lipca 2012

37. Jakiekolwiek bitwy musimy stoczyć wewnątrz siebie zawsze mamy wybór.


Weekend poprzedzający wyjazd chłopaków na Memoriał do Katowic Zbyszek postanowił spędzić w Bełchatowie. Cieszyłam się z tego powodu, ponieważ w ostatnim czasie czułam, że coś się między nami zmieniło. Może byłam przewrażliwiona, ale podczas naszym rozmów często zapadały momenty ciszy, Bartman wykręcał się od odpowiedzi albo niespodziewanie zmieniał temat. Podejrzewałam, że wszystkiemu winne jest to, że nadal nie trenował w pełnym wymiarze, a jego szanse wyjazdu na Mistrzostwa Europy malały. Nic innego o czym wiedziałam przecież się nie wydarzyło, więc to właśnie tutaj upatrywałam problemów. Trener zapewniał Zbyszka, że poczeka z decyzja do ostatniej chwili, ale on sam już czuł, że nie zdąży, organizmu nie da się oszukać. Liczyłam, że spędzimy ze sobą dwa dni, że może namówię Zibiego na to, że tak czy siak pojedziemy na mistrzostwa jako kibice. Justyna chciała zrobić niespodziankę Bartkowi i jechać do Czech, moglibyśmy się, więc wybrać tam we trójkę. Wróciłam do mieszkania późnym popołudniem, zmęczona i umorusana od stóp do głów w smarze, ponieważ mieliśmy usterkę. Spodziewałam się, że zastanę już Zbyszka i nie myliłam się siedział w salonie i przeglądał jakąś gazetę.
- Cześć kochanie – pomachałam do niego ręką, a na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech. – Wiem, że wyglądam koszmarnie, zaraz wezmę prysznic – szybko poszłam odświeżyć się do łazienki. Gdy wróciłam siatkarz nadal siedział w tym samym miejscu.
- To co będziemy robić? Może poszlibyśmy do kina? – przysiadłam obok niego wpatrując się w coraz bardziej zamyśloną twarz bruneta.
- Musimy porozmawiać – te słowa nigdy nie wróżą nic dobrego. Do tego ton w jakich je wypowiedział tylko wzmógł moją czujność.
- Coś się stało? – czyżby chodziło o jego zdrowie?
- Miałem nadzieje, że to raczej tym mi coś o tym powiesz – nie miałam pojęcia do czego zmierza.
- Zbyszek nie rozumiem, o co ci chodzi? – niepokój zaczął wzmagać się na sile.
-O to… – wyciągnął kartkę z tylnej kieszeni spodni i rozłożył na stoliku. – Nie tak się umawialiśmy – zauważyłam w rogu białego papieru logo Racing Drive. Skąd on się o tym dowiedział i najważniejsze skąd u niego wziął się ten dokument?
- To dla mnie nic nie znaczy i tak nigdzie nie jadę – zaczęłam go przekonywać. Może on myślał, że ja zaraz spakuje walizki i wyjadę na trzy lata do Stanów.
- Żaneta bardzo cie proszę przypomnij sobie jedną z naszych rozmów. Obiecałaś mi coś. Miałaś nie rezygnować ze swoich marzeń, a to przecież było jedno z nich, z tego co pamiętam najważniejsze. Chcesz zaprzepaścić taką szansę? A może myślałaś, że nigdy się nie dowiem? – nadal tępo wpatrywałam się w dokument. Nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Nie chciałam spojrzeć mu w oczy, bałam się co w nich zobaczę, a co on dostrzeże w moich.
- Mam studia, już postanowiłam. Nie mówiłam ci o tym, bo i tak nigdzie się nie wybieram – stanowczo starając się powstrzymać łamiący się głos wypowiedziałam to zdanie.
- Dlaczego nadal mnie okłamujesz? Jest przecież inne rozwiązanie i dobrze o tym wiesz – jego głos, choć nie podniesiony ani o ton zaczął brzmieć obco, szorstko. – Dylan znalazł inne wyjście, dlaczego nie skorzystasz z jego propozycji? – teraz już nie wiedziałam jak mam się bronić przed tym argumentem. Nie podejrzewałam, że w tej sprawie Lewinsky znajdzie sprzymierzeńca i to w osobie Bartmana. Oczywiście nie było dnia, żeby Dylan nie namawiał mnie do wyjazdu do Nowej Zelandii na rok, ale ja starałam się być głucha na jego słowa.
- Czemu ty również jesteś przeciwko mnie? Powinieneś być raczej wściekły, że miałabym wyjechać – wstałam i podeszłam do okna opierając się o parapet. Nigdy nie lubiłam, gdy ktoś za moimi plecami stara się zdecydować o moim własnym życiu.
- Jestem wściekły, bo ukrywasz przede mną, że stoisz przed tobą wielka szansa. Jestem wściekły, bo nie chcesz z niej skorzystać i nie mogę pojąć dlaczego? – wzmocnił siłę swojego głosu i mimo że to nadal nie był krzyk coraz bardziej przerażała mnie ta rozmowa.
-A nie pomyślałeś, że nie chce wyjechać, bo cie kocham i nie wyobrażam sobie, by znaleźć się tak daleko od ciebie! – to była prawda, to już nie studia trzymały mnie na miejscu, najważniejszym powodem, dla którego trzymałam się kurczowo swojego zdania była osoba Zbyszka.
- To tylko rok – powiedział tym razem bardzo cicho, ale ja słyszałam to jakby właśnie zabił dzwon Zygmunta.
- Zbyszek teraz to jesteś już śmieszny! Nakłaniasz mnie do wyjazdu, dobrze wiedząc, że nasz związek nie przetrwa ani próby czasu ani odległości. Chcesz powiedzieć, że nie zauważyłeś jak w ostatnim czasie się od siebie oddaliliśmy? Nie wszystko można zwalić na kontuzje i nasze treningi, częściej się mijamy niż jesteśmy razem i oboje znosimy to coraz gorzej! - jego tok myślenia stał się dla mnie kompletnie obcy. On, który twierdził, że związki na odległość nie mają prawa bytu teraz wysyła mnie bez najmniejszego zająknięcia na drugi koniec świata.
- Chcę tylko żebyś spełniła swoje marzenia. To jest najważniejsze. Może jeszcze tego nie rozumiesz, ale za rok może kilka lat zaczniesz rozliczać się ze swojego życia i co, jeżeli, wtedy powiesz, że żałujesz tego, że nie spróbowałaś. W głębi serca tego pragniesz, tylko jeszcze o tym nie wiesz – zaczęło się we mnie gotować. Dlaczego on musiał przytaczać te wszystkie argumenty, które już od jakiegoś czasu podszeptywało mi moje serce. Próbowałam jednak go podejść.
- Ty siebie słyszysz?! A, gdzie w tym wszystkim jest nasz związek, ty sam!? Przecież się kochamy, w dupie mam Racing Drive i to wszystko, wolę ciebie! – odwróciłam się ponownie do niego, wrzeszcząc mu prosto w twarz. Miałam wrażenie, że on już wszystko przekreślił.
- Mnie tutaj też nie będzie, podpisze kontrakt z Cueno. Żaneta i tak bym wyjechał – słysząc, że Bartman ma zamiar wyjechać do Włoch nogi się pode mną ugięły. Nie zabolało mnie to, że chce wyjechać, ale, że nawet nie zapytał mnie co ja na to, zwyczajnie oznajmił mi co ma zamiar zrobić.
- Kłamiesz! – rozedrganym głosem udało mi się krzyknąć, może on mnie tylko tak podpuszcza.
-Nie kłamię, na stoliku jest umowa wystarczy jeden mój podpis. Nie miej wyrzutów sumienia. Bądź egoistką, tak jak ja teraz jestem. Wyjedź zdobądź doświadczenie, osiągnij sukces przecież tego pragniesz. Widocznie tak miało być – przysunął do siebie czarna teczkę i wyciągnął z niej zapisaną kartkę papieru. Podejrzewałam, że to jest ta wspomniana umowa.
- Nie wierzę ci, ty nie wyjedziesz, chcesz mnie tylko zmusić bym to ja wyjechała! Przecież mnie kochasz , nie wierzę, że pozwolisz mi odejść !– zsunęłam się po kaloryferze w dół opadając na podłogę. Ta rozmowa zaczynała mnie przerastać w każdym aspekcie.
- Właśnie dlatego, że cie kocham to zrobię, to – długo się nie zastanawiał tylko złożył podpis w wyznaczonym miejscu – Kocham cię i tym ruchem zmuszam cię byś spełniła swoje marzenia. Nie uciekaj od nich dobrze wiesz, że to nie ma najmniejszego sensu – nie mogłam tego dłużej znieść. Dla mnie nie mieściło się w głowie to, że można tak zwyczajnie wysłać ukochana osobę w świat i robić to jeszcze tak spokojnie.
W ciągu tej rozmowy brunet pokazał mi swoje zupełnie inne oblicze tak dla mnie obce. Nigdy nie podejrzewałam go, że jest skłony do takich kroków. Składając podpis na umowie w pewnie sposób odtrącał moją osobę i spowodował, że budowany wspólnie przez osiem miesięcy świat rozsypał się na kawałki. Nie zastanowiłam się nawet nad tym co robię, podbiegłam do stolika i potargałam podpisany przez niego kontrakt na kawałki.
- I co teraz zrobisz? – spytałam.
- Mam drugi egzemplarz, gdzie indziej. Żaneta to niczego nie zmieni – zdecydowałam się spojrzeć w jego tęczówki były smutne, ale biła z nich pewność siebie.
- Czyli co to koniec, tak mam to rozumieć? – pytałam, choć dobrze wiedziałam, że tak jest.
- To początek czegoś nowego – tym razem jednak usłyszałam w jego głosie wahanie, lekkie zwątpienie.
- Jesteś podły – powiedziałam, na nic więcej nie było mnie już stać. Wybiegłam z mieszkania kierując się do Kurka. Nadal nie rozumiałam co się przed chwilą wydarzyło i dlaczego przytrafiło się to właśnie mnie.
***
Z perspektywy Zbyszka…

Nie wiedział czy w jego życiu spotkało go coś trudniejszego niż ta rozmowa. Długo zastanawiał się nad tym co zrobić i jak to rozegrać. Czy Makowska będąc na jego miejscu postąpiła, by podobnie? Gdy rozważył ten argument był pewien tego co postanowił. Wiedział, że będzie bolało, ją zapewne bolało teraz tysiąc razy mocniej niż jego, ale czuł, że to jest właściwe. On już w głowie rozważał scenariusze co i jak, Makowska też to z czasem zrobi i dostrzeże, że miał racje, może nawet doceni to, co się właśnie wydarzyło. Cierpiał z tego powodu, że musiał przy niej podpisać kontrakt z Cueno, wiedział, że tą decyzją postawił ją pod ścianą, że ona mocno się właśnie w tej chwili na nim zawiodła, może kiedyś mu wybaczy. Ale widział w jej oczach, że ten argument zaważał na tym, by zrozumiała że mówi poważnie. Spowodował, że znów stała się wolnym ptakiem, który nie ma żadnych zobowiązań, które trzymały, by go w jednym miejscu. Doskonale wiedział też, że blondynka ostatnimi jego słowami zdała sobie sprawę, że jego wyjazd do Włoch a jej do Nowej Zelandii jest jednoznaczny z tym, że ich związek właśnie się skończył. Skończył się trochę nietypowo, bo zakończeniem ich wspólnych relacji miała być otwarta nowa droga ku spełnieniu marzeń. Czuł, że zachował się zbyt oschło podczas tej rozmowy, starał się stłumić swoje własne emocje głęboko w sobie, one tylko, by mu wszystko utrudniły. Ta decyzja i rozmowa dały mu do zrozumienia, że się zmienił, postawił jej dobro nad swoim, namawiał ukochaną osobę do odejścia, choć sam nie wyobrażał sobie, jak bez niej przetrwa. Wiedział, że to jedyne wyjście, by Makowska mogła spełnić swoje pragnienia i osiągnąć to, co chciała. Nie było innego rozwiązania, decyzja musiała być podjęta na dniach, miał nadzieje, że Żaneta wykorzysta daną szansę. Nie czuł ulgi, gdy zatrzaskiwała za sobą drzwi, czuł smutek, pustkę, która momentalnie zaczęła go otaczać i nieprzyjemne kołatanie serca. Będzie bolało jeszcze długo i pewnie tak naprawdę nigdy nie przestanie, ale to była jedyna rzecz jaką mógł ją przekonać, by wyjechała z Lewinskim. Nie wiedział, ile czasu upłynęło, odkąd Żanet wyszła, ale chyba nie tak dużo, bo do mieszkania wkroczył rozwścieczony Kurek.
- Kompletnie ci odjebało! Dlaczego z nią zerwałeś?! – usłyszał. Zrozumiał, że udało mu się osiągnąć to co chciał, ale nie poczuł ani grama satysfakcji.
- Nie zerwałem z nią bez powodu. Ona dobrze wie dlaczego tak się stało i czemu nie możemy być dalej razem – wytłumaczył. Szatyn wyglądał tak, że lada moment a rzuci się na niego z pięściami. Bartman zastanawiał się co go jeszcze od tego powstrzymuje.
- Tak wiem wyjaśniła nam wszystko. Ale ani ja ani Justyna nie możemy pojąć dlaczego? Co się opętało? – jak widać Kurek nie pojmował jego intencji.
-Chcę, by robiła to, co kocha, a wiem, że będąc ze mną jest ograniczona i nie podejmie tych samych decyzji, gdyby była sama. To tak jakby ciebie ktoś ograniczał w uprawianiu siatkówki, to działa na tej samej zasadzie – obrazując wszystko przyjacielowi jeszcze raz na nowo układał to sobie w głowie.
- I tak tego nie rozumiem i nie licz na to, że zrozumie to Żaneta. Nie wiem jak możesz pozwolić jej, by wyjechała, wręcz ją do tego zmuszasz. Skąd taka pewność, że będzie tam szczęśliwa? – tego nie był pewien, to właśnie w tym aspekcie podejmował ogromne ryzyko. Liczył jednak na to, że może nie do razu poczuje się szczęśliwa, ale za miesiąc, dwa, gdy wspomnienia wyblakną wszystko może ulec zmianie.
- Bartek nie wiem. Nie oskarżaj mnie, postąpiłem tak samo, jak ona postąpiła, by ze mną. Znasz ją na tyle że tutaj przyznasz mi racje – Kurek przytaknął. – Z resztą wiem, że, gdyby ona dowiedziała się, że mam propozycje z Włoch siłą wymusiłaby na mnie podpisanie kontraktu, więc i tak na jedno wyszło – stwierdził. Obecność szatyna powodowała, że zaczynał widzieć rysy na swoim planie. Wiedział, że prędzej czy później jej dostrzeże, ale nie podejrzewał, że stanie się to już kilka chwili po jego realizacji.
- Włochy są bliżej, dalibyście sobie radę, a tak – załamany Bartek usiadł obok niego.
- Proszę cię nie męcz mnie, mi też jest kurewsko ciężko – pogrążył się w swoich coraz smutniejszych myślach i powtarzanie sobie, że dobrze zrobił przestało mu pomagać. Tak umierał związek, który przecież nigdy nie miał prawa umrzeć.
***
Ostatnie kilkanaście dni to dla mnie jedna wielka czarna plama. Nie byłam w stanie racjonalnie myśleć ani wykonywać świadomie żadnych czynności. Wszystko odbywało się mechanicznie a do mnie nic nie docierało. Jeżeli taki był plan Zbyszka to mu nie wyszło, bo nie potrafiłam podjąć żadnej decyzji. Nie wiem już co bolało mnie bardziej, to, że to on zmusił mnie do podjęcia decyzji, czy to, że zrobił to niemal z zimna krwią. Jedyne, na co byłam w stanie się teraz zdecydować to, to, że wróciła do rodzinnego domu odcinając się od tego co stało się częścią mojego życia. Stałam się milcząca, smutna wiele czasu spędzałam przy grobie Pawła licząc, że może stąd dostanę jakąś odpowiedź. Na próżno. Rodzice martwili się o mnie a ja nie byłam w stanie im powiedzieć co się ze mną dzieje. Wieczory, choć nadal ciepłe dla mnie były chłodne jakby mroczne przepełnione ciszą i pustką. Nie chciałam dać sobie pomóc, Dylan próbował podtrzymać mnie na duchu, Bartek z Justyna ciągle dzwonili, wysyłali wiadomości, powtarzali, że będzie dobrze. Tylko jak ma być dobrze jak ja miałam wrażenie, że dla mnie świat się skończył.
-Ten zakręt weź z trójki, pamiętaj hamulec w ostatniej chwili ścięcia – Paweł wesoło dawał mi wskazówki a ja zagryzając dolną wargę wykonywałam wszystko z aptekarską precyzją.
- Udało się – pisnęłam, gdy manewr wyszedł tak jak oboje tego oczekiwaliśmy.
- Mówiłem ci, że masz ogromny talent, rok, dwa i przegonisz braciszka.
Obraz rozmył się a na jego miejscu pojawił się inny. Ja pełna skupienia już widziałam przed oczami czarnobiałą szachownice przecinającą powietrze. Po wyjściu z wozu ściskana przez wiele rąk. W pewnej chwili powędrowałam w górę, to Jego silne ramiona okręcały mnie wokół powietrza, to Jego zielone oczy biły teraz dumą i zadowoleniem.
- Wiedziałem, że wygrasz! – krzyknął, a potem nie stawiając mnie na ziemi przekazał w inne ramiona. Tym razem wesołe oczy Pawła śmiały się od mnie emanując szczęściem.
- Widzisz miałem racje, jesteś dużo lepsza ode mnie, moja mała siostrzyczko.
Obudzałam się zlana potem Zbyszek i Paweł w jednym śnie, ja wygrywająca ważny wyścig, ich słowa. Czy to miał być ostateczny cios, a może znak? Nie miałam pojęcia. Tego dnia po raz pierwszy od naszego zerwania wróciłam na tor. Prowadząc rajdówkę miałam dziwne wrażenie, że coś się zmieniło, że ktoś jest przy mnie. Naszło mnie jakieś dziwne przeczucie, że nie ważne co się wydarzyło oni oboje zawsze będą przy mnie, że na zawsze zostaną w moim sercu. Nieważne, gdzie na świecie będę i tak będę czuć to samo i o to właśnie chodziło. Porozmawiałam z Dylanem, obiecał się zająć formalnościami. Wiedziałam jednak, że to jeszcze nie koniec musiała porozmawiać ze Zbyszkiem jeszcze ten jeden raz. Mieszkanie jednak było puste, a ja nie wiedziałam co robić, co, jeśli już wyjechał? Skoro na mistrzostwa i tak nie pojedzie może postanowił wcześniej wyruszyć do Italii. Nie miałam zapasowych kluczy, oddałam jej Justynie dlatego teraz nie wiele się zastanawiając dzwoniłam do mieszkania piętro wyżej licząc, że, chociaż ich zastanę. Bałam się, że i tutaj szczęście mnie opuści i, że Bartek już pojechał na zgrupowanie. Myliłam się jednak.
- Żaneta! – zaraz po otwarciu drzwi zostałam porwana w ramiona szatyna. Jego oczy wpatrywały się we mnie z radością przemieszaną z troską i smutkiem.
- Nie wiecie, gdzie jest Zbyszek? – wypowiadając jego imię moje tęczówki mimowolnie się zaszkliły.
- Pewnie jest na hali – szybko poinformował mnie Bartek.
- Dziękuję. Chcę wam powiedzieć, że życzę wam jak najlepiej. Liczę, że zatańczę na waszym weselu – zwróciłam się już do nich obojga, bo Justyna, gdy tylko mnie usłyszała również stanęła obok siatkarza. Nie chciałam, by te słowa zabrzmiały jak pożegnanie, ale chyba tak właśnie wyszło.
- Żaneta czy ty wyjeżdżasz? – zapytała Tyna przytulając mnie do siebie. Z każdą chwilą czułam się coraz gorzej, wspomnienia były zbyt świeże, by było, inaczej.
-Przepraszam, ale muszę iść – nie byłam w stanie odpowiedzieć na jej pytanie.
Zaparkowałam pod halą Energia. Jedno z wejść było otwarte a wokoło rozchodził się dźwięk uderzającej co chwila piłki i parkiet. Po kilku krokach usłyszałam wesołe szczeknięcia a dookoła zapanowała cisza. Biorąc Bobika na ręce ruszyłam w stronę boiska. Zbyszek siedział na jednym z krzesełek.
- Dlaczego to utrudniasz? – zapytał pierwszy czym bardzo mnie zaskoczył. – Żaneta proszę cię dla mnie to też jest ciężkie. Czy ty tego nie widzisz? – nie miałam ochoty wdawać się w kolejną pyskówkę, która i tak niczego już nie zmieni.
-Chcę tylko żebyś mnie przytulił – poprosiłam. Chciałam zapamiętać tę chwilę na zawsze. Puściłam Bobka wolno czekając na ruch siatkarza. W tym momencie do mnie dotarło z czym oboje musimy się zmierzyć. To były i będą nasze niepoukładane marzenia. Czy dążyć do pasji, czy do miłości? Wybrać satysfakcję z własnych osiągnięć czy z tego co zdobyło się razem? Ja albo my, jednostka czy para? Poczułam jego silne ramiona zaciskając się wokół mojej talii, położyłam głowę na jego klatce piersiowej, wsłuchując się w przyśpieszone nierówno bijące serce. Zamknęłam oczy. Po kilku minutach uścisk zelżał aż znikł zupełnie.
- Idź już – usłyszałam i nim się odwrócił zdążyłam dostrzec łzy w jego oczach.
Teraz nie patrzył już na mnie, znów wykonywał zagrywkę po zagrywce. Teraz ruch należał do mnie. Ten jedne krok. Jeden jedyny, który miał zdecydować o moim dalszym życiu. Co miałam wybrać? Wyścigi, o których marzyłam od dziecka i z czym wiązałam cały swój świat. Czy siatkarza, który w najmniej spodziewanym momencie zadecydował w pewnie sposób za mnie zmuszając do czegoś czego nie byłam pewna. Iść w prawo ku Zbyszkowi, czy w lewo ku spełnieniu swoich marzeń, które na chwilę obecna były bardziej karą niż spełnieniem? Podniosłam stopę i ruszyłam ku nowemu życiu. Tutaj nie ważnie było którą drogę wybiorę, już nic nie będzie takie jak dotychczas.

 
Gdy Żaneta namawiała mnie na to opowiadanie chciała czegoś innego, czegoś nietypowego. Mam nadzieje, że tym zakończeniem udało mi się to osiągnąć. Jak już coś to na nią zwalajcie ostatnie zdania tej historii, bo to były jej słowa „ Mel, ale zrób tak, żeby to się kończyło, inaczej niż większość opowiadań” Mówiła, no to teraz mamy. Serce się kraje, może nie wszyscy zrozumieją pobudki bohaterów w tym rozdziale, ale ja się starałam. Cóż najwyżej mi nie wyszło.

Przy okazji tego rozdziału chcę podziękować tym, którzy byli ze mną zawsze lub prawie zawsze, odkąd trafili na tego bloga, poświęcali swój czas na czytanie wcale nie krótkich rozdziałów, odrywali się od nauki czy obowiązków, by zostawić budujące komentarze. To wiele dla mnie znaczyło.
Miło było, by też przeczytać opinię tych, którzy z różnych powodów nie odzywali się za często albo wcale. Czasami sobie myślę, że kto wie, co by było, gdyby, choć połowa z tych osób odzywała się pod każdym wpisem. Może jeszcze bym nie kończyła albo ruszyła z kolejnym dużym projektem ze Zbyszkiem w roli głównej, na którym miałam pomysł. Naprawdę w chwilach zwątpienia słowa pomagają a waszych słów nie było i często zwyczajnie nie czułam się z tym dobrze widząc po 10 lub więcej osób online a opinii żadnej, to samo z osobami informowanymi, których na liście miałam ponad 50.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz