Od autorki.

Opowiadanie w pierwotnej wersji można znaleźć również na onecie pod adresem
www.niepoukladane-marzenia.blog.onet.pl
Jednak po tym jak onet się zaczął psuć przeniosłam je tutaj.

niedziela, 22 lipca 2012

04. Znajomy nieznajomy gość.


Spałam sobie w najlepsze, kiedy mój urzekający sen o Orlando Bloomie przerwał piskliwy dźwięk dzwonka do drzwi. Bzzzz! Zignorowałam go niech sobie bzyczy. Cisza spokój, śpię dalej, prawie odpłynęłam. Bzzzz! Znów!!! Ktoś musi być nienormalny, by tak się dobijać, kiedy jest środek nocy. A może nie jest. Otworzyłam jedno oko potem drugie, w tle ciągle słysząc bzzz. Sięgnęłam po komórkę sprawdzając, która godzina 8.21, więc nie środek nocy, ale to nie zmieniało nic, była przecież niedziela. Bzzz. Ten, kto stoi za drzwiami ma naprawdę coś z głową.
-Kurek, otwórz!!- wrzasnęłam.
Nic, żadnej odpowiedzi. Bzzzz!
-Kurek!!
-Co!?- zachrypiał.
-Co nie słyszysz, dzwoni ktoś, idź otwórz! Bzzzz!
-Jarski idź otwórz!- usłyszałam drącego się Kurka i ciągłe bzzz nad głową. Może dzwonek się przepali i będzie święty spokój. Bzzz!
-Kurek, rusz dupę!
-Niech Kuba otwiera!
Pieprzony leń, nawet dupy mu się nie chce ruszyć do drzwi!
-Kubuś idź otwórz!- chociaż krzyknęłam udało się w moim głosie usłyszeć czułość, ale i tak odpowiedziało mi tylko bzzz, Jarskiego ani śladu. No nic pozostanie mi samej iść otworzyć.
-Jak w końcu ruszysz to swoje królewskie dupsko to nie ręczę za siebie!- wykrzyknęłam w stronę jego pokoju.- Zobaczysz, jak to domokrążca to dam mu wszystko, co zechce! Nie będę się wcale przejmować, czy to twoje czy nie. Bzzz!
Przechodząc do drzwi przelotnie popatrzyłam jak się prezentuje. Nie było najgorzej, nie chciało mi się wkładać nic więcej na siebie. Koszulka i tak sięgała mi do kolan, a to, że nie była to moja koszulka tylko Bartka to czysty przypadek. Dał mi ją w zeszłym roku, kiedy u niego nocowałam. Jakoś jeszcze nie było okazji, żeby mu ją oddać. Nie musze jednak wspominać, że i tak mu jej nigdy nie zwrócę. Skończyłam swoje wewnętrzne rozważania i podeszłam do drzwi.
-Żanet otwórz wreszcie!- stękał w pokoju Bartosz.
Kurcze, on tracił cierpliwość mogła zostać w łóżku, widać sam, by niedługo otworzył. Bzzz! Jezu, ile determinacji w tym nieznajomym, ja już dawno bym się zabrała stąd i poszła, gdzie indziej.
-Czego?!- otworzyłam drzwi ze złością.
Zamurowało mnie, dobrze, że nie tylko mnie, bo tego nieznajomego/znajomego za drzwiami również. Nie wiem czy miałam zamknięte usta, ale pewnie wyglądałam jak idiotka tak się w niego wpatrując.
-Sorry, chyba pomyliłem mieszkania- spojrzał w górę na numer widniejący nad futryną.
-Kto to?- odezwał się Bartek, a temu tutaj oczy zaświeciły się ze zdumienia. Wyminął mnie posyłając kpiący uśmieszek i jakby nigdy nic wszedł do mieszkania kierując się prosto do kurkowego pokoju. Czemu ja dalej stałam w tym samym miejscu nie miała pojęcia.
-Kuraś od, kiedy ty korzystasz z takich usług?- zapytał brunet.
-Zibi? Jakich usług, nic nie rozumiem?- teraz Bartek nie wiedział o czym on gada.
Do mnie, za to dotarło pytanie Bartka. Zibi, ten Zibi. Poczułam się, jak te postacie z kreskówek, którym zapala się ta malutka lampeczka nad głową. Ścisnęłam ze złości ręce w pięści, cała gotując się w środku. To ten Zibi! Bóg nie ma poczucia humoru albo ja się nie znam.
-Nie udawaj, że nie wiesz- śmiał się Zbyszek.
Postanowiłam wkroczyć do akcji.
-Ja mu wyjaśnię. Twój znajomy…
-Wystarczy Zibi- wtrącił.
-Zibi…- wykrzywiłam się, gdy wypowiedziałam jego imię- …posądza mnie o to, że jestem dziwką. A teraz jak widać jeszcze utwierdził się w tym przekonaniu.- Kurek siedział na łóżku przecierając zaspane oczy. Miałam wrażenie, że wcale do niego nie dotarło co przed chwilą powiedziałam.
-A, kto mnie niby wczoraj zaczepiał w środku nocy- ten palant zlustrował mnie od góry do dołu tak, że poczułam się jakbym była kompletnie goła. Normalnie miałam ochotę zakryć się rekami w strategicznym miejscach.
-Sterydzie widzę, że do ciebie ciągle nie dotarło, a zresztą mam to gdzieś! Bartek myślałam, że lepiej sobie dobierasz przyjaciół.
Kurek, za to zaczynał się zachowywać jak stereotypowa blondynka. Mówiłam do niego, a on wpatrywał się w nas z coraz głupszym wyrazem twarzy.
-Skąd znasz Żanetę?- odezwał się w końcu mówiąc w miarę coś sensownego.
-Żanetę?!- Steryd uśmiechnął się do mnie, na co tylko prychnęłam w jego kierunku- Ładnie, ale Żyleta bardziej, by pasowała.
Tego było za wiele. Jak on śmie mnie nazywać Żyletą. Gdzie do cholery jest Jarski?! Jedyny normalny w tym towarzystwie poza mną. Kurek był chyba opóźniony w rozwoju, a temu środki dopingujące mózg przeżarły.
-Mam na imię Żaneta, a nie żadna Żyleta!
-Już się tak nie złość, złość piękności szkodzi. Chociaż, z drugiej strony jesteś bardzo seksowna teraz. Jakbyś tak w łóżku warczała, mhmm, to jest podniecające- rozmarzył się.
Wrr nie wytrzymam! Odwróciłam się na pięcie i zatrzasnęłam się w swoim pokoju. Ciągle jednak słyszałam ich podniesione głosy. Starałam się w nie, nie wsłuchiwać aż wreszcie wcisnęłam sobie słuchawki do uszu mając wszystkiego dość.
***
Jak zdążyłyście się zorientować nie jestem tchórzem i, kiedy ochłonęła i założyłam na siebie coś, co zakryje mnie wystarczająco nie budując żadnych skojarzeń weszłam do kuchni. Zbyszek siedział na moim krześle, ale nie pokazałam, że to mnie w najmniejszym stopniu ruszyło. Wyminęłam go i zaczęłam przyrządzać sobie kawę.
-To jak to z wami jest sypiacie ze sobą?- spytał szeptem Bartka, a gdy tylko spojrzałam na przyjaciela myślałam, że udławi się kanapką którą jadł.
-Bartek odpowietrz się, ja mu odpowiem, jak jest taki ciekawy- uśmiechnęłam się do Zbyszka z przesadną życzliwością i zaczęłam- Nie sypiamy ze sobą dla twojej wiadomości, nie uprawiamy też dzikiego seksu bez zobowiązań! Nie jesteśmy parą i nic poza przyjaźnią nas nie łączy!
Nie wiem czemu, ale miała ochotę odpowiedzieć mu zupełnie coś odwrotnego. Wolałam nie ryzykować życia Kurasia, bo jeszcze, by po tych słowach zszedł na zawał.
-Mówiłem, że ostra jak żyleta. Gdzieś ty ją znalazł?- wypytywał ciągle, totalnie ignorując moje spojrzenia, które ciskały pioruny w jego stronę.
-Znamy się z Żanet od dzieciństwa, teraz ona mieszka ze mną po tym..
No, nie mogę, czy Kurek ma ochotę mu opowiedzieć cały mój życiorys? Nie ma mowy!
-A co książkę piszesz?- wtrąciłam.- Myślę, że to co ci Bartek opowiedział wystarczy.
-Nie chcesz żebym wiedział to nie mów i tak mi kiedyś opowiesz- puścił do mnie oczko.
On do mnie puścił oczko. Co on sobie wyobraża, że tak na niego polecę, bo tego w każdym razie chce. Niedoczekanie!
-Dobra kochani…- czemu on się gapi na mnie?-… ja lecę. Bartek pamiętaj wieczorem pierwsze rozruch w sezonie nie spóźnij się. Żegnaj piękna- wyminął mnie specjalnie w odległości kilku centymetrów żebym poczuła jego bliskość i zniknął.
-Dlaczego mówisz od niego steryd?- zainteresował się Kurek.
-A co nie wolno mi? Po za tym wygląda na takiego co pakuje bez umiaru.
-Wcale nie, Zbyszek jest spoko. Może ma specyficzne poczucie humoru, ale go polubisz.
Czy on siebie słyszy? Mam polubić tego przerośniętego mięśniaka?
-Nie przejmuj się nim, on zawsze tak podrywa dziewczyny. Nie masz się czym martwić, on leci tylko na brunetki. Jeszcze nigdy go nie widziałem z żadną blondynką, możesz być spokojna.
Czemu słowa Bartka mnie nie uspokoiły. Bartman zachowywał się, jak chodzący testosteron usiłujący zaciągnąć do łóżka wszystko, co ma cycki.
-Mogę wiedzieć co on tutaj robił o tak wczesnej godzinie?
-Zibi mieszka piętro niżej, od tego sezonu gramy razem w Skrze.
Nie tylko nie to!! O takich rzeczach trzeba uprzedzać z rocznym wyprzedzeniem.
-Polubicie się, musisz się tylko do niego przekonać.
-Hej co się stało? Wyglądacie jakoś dziwne- Kuba właśnie wrócił z porannego biegania, szkoda, że Kurek tak o formę nie dba, mógł by, choć raz wziąć przykład z przyjaciela.
-Zibi był u nas- poinformował Bartek, nim zdążyłam otworzyć usta.
-To wszystko wyjaśnia- roześmiał się Jarski, patrząc na mnie wymownie.
O co mu chodziło?! To już pozostanie słodką tajemnicą Rudzielca, za to wiedziałam, że niejaki pan Bartman niedługo zagości na podium moich najzagorzalszych wrogów o ile jeszcze tego nie zrobił. Nad tym się muszę zastanowić.
***
-Żanet pójdziesz z nami na trening?- Kurek zapukał do mojego pokoju, po czym jego wielka głowa i plastusiowe uszy ukazały się w drzwiach.
-Nie, jestem zajęta-stwierdziłam.
Już ja dobrze wiedziałam co kryło się pod słowami „z nami”. Nie wiecie to ja może rozwinę: Bartman i Kurek.
-Czym niby jesteś zajęta? Leżeniem i obijaniem się?- roześmiał się.
Od, kiedy to on taki spostrzegawczy się zrobił? Czy leżenie to nie jest zajęcie? Pewnie, że jest, może pochłania mało energii, ale leżeć tez trzeba umieć.
-Nic ci do tego! Mogę robić co mi się podoba.
Sama nie wiem czemu, ale przez pół dnia wyżywałam się na Bartku. To pewnie przez to, że osoba na, którą tak naprawdę byłam zła znajdował się piętro niżej. A Kurkowi tak czy siak się należało, bo wcale mnie nie bronił. Nie żebym potrzebowała, ale brak interwencji, gdy ten Steryd nazwał mnie dziwką zabolał mnie gdzieś tam w środku.
-No weź nie bądź taka, poznasz chłopaków z drużyny- kontynuował.
-Jednego już poznałam, wystarczy mi na dziś!
-Tu cię mam! Ty nie chcesz iść, bo Zbyszek tam będzie.
Tu mnie ma, cholera jedna. Chyba mu jednak przybyło w ciągu tych kilku godzin trochę inteligencji.
-Wcale, że nie!- odpyskowałam.
-Wcale, że tak!- zawtórował Bartek. Takie przekomarzanie zostało nam jeszcze z czasów dzieciństwa, nie cierpiałam tego, a on dobrze o tym wiedział.
-A wy znowu to samo, chyba się nigdy do tego nie przyzwyczaję, normalnie jak dzieci-filozofował Jarski i bezpardonowo wpakował mi się do pokoju, spychając moje nogi z łóżka, tak, by zrobić miejsce dla siebie.
-Żaneta nie chce iść, bo Zbyszek będzie na treningu- szczerzył się Kuraś. Zachowywał się przy tym tak jakby dostał od mamusi upragnionego cukierka.
-Przecież mu tłumaczę, że nie!
Jeszcze tylko brakuje, żeby mnie z równowagi wyprowadził, chociaż już rano pewnemu osobnikowi się to udało.
-To czemu nie chcesz iść?- ciekawski Kubuś zaczął wpatrywać się we mnie tym swoim detektywistycznym wzrokiem.
-Bo nie!- foch. Tak będę się fochać, wolno mi.
-Ty, ona naprawdę nie chce iść tam przez Bartmana. Co on jej zrobił?
Dlaczego Kuba zaczął się zachowywać się tak jakby mnie tutaj nie było? I jeszcze on przeciwko mnie. Ty wstrętny Jaroszu, zapamiętam to sobie!
-Dobra pójdę, ale Rudy idzie z nami i jadę swoim autem. A jak dostanę piłką czy czymś innym to popamiętasz- wskazałam na Bartka.- Pan filozof niech ruszy ten swój tyłeczek, idziemy- pociągnęłam Jarosza za ramię.
Kiedy schodziliśmy na dół Bartman szarpał się z zamkiem w drzwiach. Idiota, nikt mu nie mówił że to trzeba robić delikatnie i z wyczuciem, a nie na siłę. No to mu powiem.
-Z tym trzeba delikatnie, brutalu- rzuciłam w jego stronę, nawet nie siląc się na to, by spojrzeć w tamtym kierunku.
-Żyleta idzie z nami? No to będzie ciekawie- dreptał za nami dobrze, że nie czułam jego oddechu na swoim karku.
-Tylko się do mnie zbliż, a nie ręczę za siebie.
Ten człowiek mnie psychicznie wykończy. Ile czasu z nim spędziłam? Niewiele, a czułam się zupełnie, inaczej. Minuta w jego towarzystwie to, jak cała doba. Dodam niemile spędzona doba.
-Gdzie ona idzie?- spytał pogubiony Steryd, kiedy znaleźliśmy się na parkingu.
-Do samochodu, a niby, gdzie.
-Przecież możemy jechać moim- poklepał swoje
białe BMW.
-Nie dziękuję, wolę swoje sprawdzone i czyste autko. Nie usiądę w tym twoim. Bóg wie, co ty tam wyprawiałeś. Nie mam najmniejszej ochoty natknąć się na twoją zaschniętą spermę na siedzeniu.
Ha! Zagięłam go, nawet przez moment zrobił się lekko czerwony, a potem wsiadł poirytowany do środka.
-Kuba jedź ze mną, nie wiem, gdzie macie tę cholerną halę.
-Tak, jasne- Jarski chyba dalej był w szoku po tym co przed chwilą powiedziałam do Bartmana, ale przydreptał do mnie- Co ty masz do Zbyszka?- spytał.
-Nic, on mnie denerwuje i już.
Jak na Bełchatów przystało po 10 minutach byliśmy na miejscu. Trening, a raczej lekki rozruch jak zdążył mi Kuba wytłumaczyć już się zaczynał. Piłki latały w górę, w dół, w prawo i w lewo. Jedna niewiele brakowało, a uderzyła, by mnie w łeb. O mamuniu ratuj i czuwaj nade mną, żeby wyszła z tego żywo.


Dedykacja dla
Indovinello. Nie wiem kochana czy się nie obrazisz, bo nie jestem do końca pewna czy ten rozdział nadaje się na dedykację, ale chciałam Cię tutaj wyróżnić siostrzyczko, dziękuje że jesteś :*.

Ponad miesiąc tutaj mnie było rozdziału, sama nie wiem jak to się stało. Postanowiłam to zmienić, zabrałam laptopa pod pachę i chciałam sobie wypełnić 2,5 godziny w swoim życiorysie. Nie wiem czy był to do końca dobry pomysł, a pisanie z wenflonem w ręce wcale nie jest przyjemne. Za wszystkie błędy przepraszam, ale nie chce mi się ich poprawiać. Nie wiem, kiedy będzie kolejny rozdział. Niby mam jakiś plan na to opowiadanie, ale ciągle są w nim czarne dziury.

A tak na marginesie ostatnio stwierdziłam że zdecydowanie za szybko się przyzwyczajam do pewnych osób, a potem one się zmieniają, a mi zostaje pustka. Trudno trzeba dziękować losowi za to, że były chociaż przez chwilę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz