Od autorki.

Opowiadanie w pierwotnej wersji można znaleźć również na onecie pod adresem
www.niepoukladane-marzenia.blog.onet.pl
Jednak po tym jak onet się zaczął psuć przeniosłam je tutaj.

niedziela, 22 lipca 2012

28. Nawet, kiedy przyjdzie noc będę czekał na twój głos, nawet, gdy nie będę sam.


Z perspektywy Justyny…
Kwietniowe wieczorne powietrze wypełniało jej nozdrza. Aura była na tyle korzystna, że po zakończeniu kolejnej jazdy w ramach kursu na prawko postanowiła wrócić do mieszkania piechotą. To nic, że wiązało się to z ponad półgodzinnym spacerem przez Bełchatów, miała ochotę na taką wędrówkę. W czasie, gdy wolno przemierzała kolejne ulice mogła spokojnie pomyśleć o tym co ją czeka w najbliższych tygodniach. Od jakiegoś czasu czuła ogromną ulgę. Gdy Zbyszek dowiedział się całej prawdy i zaakceptował to, co się wydarzyło było jej o wiele lżej. Rezygnacja z pracy w klubie też odbyła się bez większych konsekwencji. Teraz mogła się przygotowywać do zbliżającego się egzaminu na prawo jazdy oraz oddać się całkowicie dzieciom, z którymi prowadziła zajęcia z hip hopu. Wiedziała, że musi się nimi nacieszyć nad wymiar, ponieważ już 10 maja w Warszawie czekały ją pierwsze próby z zespołem, do którego się dostała. Nie miała większych wyrzutów sumienia, że zostawi Bełchatów za sobą, Zibi i tak wyjeżdżał na zgrupowanie a Makowska dzieliła czas między jej brata, studia i przygotowania do własnego sezonu rajdowego. Po za tym w stolicy mogłaby raz na zawsze uwolnić się od Bartka, którego ciągle spotykała jak nie przed blokiem, to w sklepie czy pobliskim parku. Nie mogła też zapomnieć o ciągle przesyłanych przez niego kwiatach czy czekoladkach. Każdy ten prezent i bilecik do niego dołączony powodował, że na jej obudowanym w pancerz sercu pojawiała się rysa. Sytuacji nie poprawiał sam siatkarz, który zawsze patrzył na nią błagalnym wzrokiem czekając, choćby na jedno przychylne słowo z jej strony. Dobrze wiedziała, że Kurek bardzo żałuje tego jak postąpił, nie potrafiła mu jednak wybaczyć. Niestety, to wcale nie powodowało, że mogła zagłuszyć swoje serce, które zaczynało się wahać. On się starał a ona nie mogła a trochę też nie chciała zrobić tego kroku na przód. Hamował ją strach, niewiedza i to co czekało, by ją później. Podejrzewała też, że to głównie przez nią z jego oczu zniknęła cała radość którą zawsze obdarowywał wszystkich wokoło i która tak ją urzekła kilka miesięcy temu. Bartek cierpiał za swoje zachowanie, ale i ona cierpiała tak jakby z nim i nie potrafiła zrozumieć czemu tak się dzieje. Może ciągle zbyt dużo o nim myślała? Nic jednak nie mogła na to poradzić.
Nim wstąpiła na osiedle zajrzała jeszcze do sklepu po pomarańcze, na które nasza ją ochota. Gdy wychodziła w oddali zobaczyła twarz, która towarzyszyła jej już od trzech dni. Ten mężczyzna wydawał jej się znajomy jednak nadal nie mogła określić skąd mogłaby go znać. Nie zaprzątając sobie tym głowy ruszyła parkową alejką, która prowadziła prosto pod ich blok. Po kilku chwilach odwróciła się i zobaczyła, że sylwetka mężczyzny znacznie się do niej przybliżyła. Nie popadła jednak w paranoje, może to tylko nowy mieszkaniec z okolicy myślała. Tylko lekko przyśpieszyła kroku i to był błąd. Silne szarpnięcie za ramię spowodowało, że mimowolnie się odwróciła. Dopiero z tak bliskiej odległości rozpoznała kim on jest.
- Dlaczego tak nagle zniknęłaś? – zapytał pełnym wściekłości i rozgoryczenia głosem. Nie mogła się przemóc, by powiedzieć, choć słowo. Najczarniejszy ze czarnych scenariuszy, o których słyszała w klubie właśnie się sprawdzał.
- Wiesz, ile mi przysporzyło trudności odnalezienie ciebie! Tak się nie pogrywa ze mną! – szyderczym wzrokiem lustrował jej twarz.
- Proszę… - wydukała tylko przymykając na chwilę powieki. Siła z jaką ściskał jej ramię z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej nie do zniesienia powodując ogromy ból przeszywający to miejsce.
- Nie tak powinny brzmieć twoje słowa kochana. Powinnaś raczej spytać jak możesz mi wynagrodzić te trudy – nie podejrzewała, że sama stanie się bohaterką takich scen. Wiedziała, że do klubu przychodzą różni faceci, nawet tacy, którzy, mimo że nie znają tancerek snują sobie z nimi rozmaite wyuzdane fantazje. Myślała, że jej to nie spotka, nigdy żaden klient nie nagabywał jej, zwyczajnie dziękowali za taniec oklaskami i wiwatami niczym więcej. Czujność została uśpiona i pewnie teraz, za to zapłaci.
- Niech mnie pan puści – mimo że tego nie chciała, że wiedziała, iż nie powinna okazywać strachu trzęsła się, jak osika.
- Puszczę cię o to się nie martw, ale najpierw jeden taniec „full opcja”, zapewne wiesz, co to znaczy? – tylko przytaknęła. To wyrażenie było jej doskonale znane. –Będziesz grzeczna to nic ci się nie stanie. To jak idziemy do mnie czy do ciebie? – w tym ostatnim pytaniu pojawiła się nadzieja. Może, jeśli zaryzykuje to się uda.
- Chodźmy do mnie, tam mam wszystko, co będzie potrzebne – nawet nie wysilała się na jakikolwiek wymuszony uśmiech, to mogło, by tylko wzmocnić jego czujność. Czując uścisk na nadgarstku ruszyli razem w stronę bloku. Miała tylko jedną próbę, próbę, która mogła zakończyć się fiaskiem, ale, jeżeli nie spróbuje to będzie zgubiona. Na kilka metrów przed drzwiami do klatki jednym mocnym szarpnięciem udało jej się uderzyć go w brzuch i rzuciła się do ucieczki. Nie sprawdziła czy cios doszedł celu, chciała znaleźć się w środku za bezpiecznym drzwiami, które otwierał kod raczej nieznany jej oprawcy. Dopadła drzwi w ostatniej chwili pośpiesznie wstukując ciąg 4 cyfr, cały czas słyszała za sobą kroki i okrzyki mężczyzny. Teraz była już bezpieczna widząc twarz niedoszłego prześladowcy za szybą, która ich oddzielała.
- Nie myśl, że to koniec! Znajdę sposób, by wejść do środka! – te słowa przytłumiły euforię, która się pojawiła, gdy uwolniła się od niego. W sercu na nowo zagościł strach. Bała się, tak bardzo się bała. Potrzebowała teraz pomocy. Zbyszek był jednak w Warszawie a ona nie miała tutaj nikogo innego, nikogo poza Bartkiem. Niesiona bardziej strachem niż rozsądkiem znalazła się pod jego drzwiami mając nadzieję, że jej pomoże.
***
Z perspektywy Bartka…

Nie wiedział co się z nim dzieje. Czy naprawdę wystarczyło tylko, to by Emilia wskoczyła w skąpe ciuchy a na nowo tracił dla niej głowę? Przecież to nie tak miało wyglądać. Rawicka miała rację, ostatnie dni odbiły na nim spore piętno, widoczne teraz gołym okiem. Starał się na każdy kroku i za każdym razem był odtrącany. Wiedział, że na to zasługuje, ale miał cichą nadzieję, że jakoś w końcu przekona do siebie Justynę. Niestety z dnia na dzień malała ona drastycznie a brak jakiegokolwiek planu „B” pogłębiał jego podły nastrój. Każdego dnia czekał na jakiś uśmiech, spojrzenie, przychylne słowo, nocami zastanawiał się co może jeszcze zrobić, wszystko na nic. Każdy z jego pomysłów nie przynosił żadnych oczekiwanych efektów. Teraz jeszcze na nowo pojawił się Emilia. Dobrze wiedział co, by się stało, gdyby nie jego niezdarność. Nie potrafił określić czy dałby radę oprzeć się rozpalonemu przez nią pożądaniu. Może, gdyby oddał się chwili, choć na jakiś czas mógłby zapomnieć o Justynie. Rozlana herbata spowodowała, że oprzytomniał a dzwonek do drzwi tylko to spotęgował. Udało mu się uwolnić ze szponów jakie ponownie starała się zarzucić na niego Rawicka. Nie miał pojęcia, kto to mógł być, ale ktokolwiek, by to nie był przyjmie go z otwartymi ramionami. To co zobaczył po ich otwarciu przeszło wszystkie jego oczekiwania. U progu stała Justyna a na jej twarzy malowało się ogromne przerażenie, ciało za to dygotało niekontrolowane. Nie wiedział co spowodowało, że Bartmanówna jest tak śmiertelnie przestraszona, w głowie pojawił się nawet te najgorsze obrazy, że coś się stało Zbyszkowi. Odgonił od siebie te myśli.
- Justynka to cię stało? – powiedział po chwili szoku jakiego sam doznał, gdy zobaczył ją za drzwiami.
- Pomóż mi proszę – teraz był już kompletnie zbity z tropu. Co przydarzyło się, że doprowadziło ją to do takiego stanu?
- Wejdź , już dobrze – miał ochotę ją przytulić, ale bał się reakcji z jej strony, wolał zachować bezpieczny dystans. Zapomniał całkowicie o Rawickiej, jednak nie na długo, bo ta właśnie stanęła w korytarzu.
- Bartosz co się dzieje? – sytuacja była mocno krępująca, obie panie spojrzały po sobie to znów na niego.
- Justyna proszę cię idź do mojego pokoju zaraz tam przyjdę – nie wiedział, czy to nie za śmiała propozycja, brunetka jednak mechanicznie wykonała to, o co ją poprosił i po chwili zamykała już za sobą drzwi od jego sypialni.
- Co to ma być?! – Emilia nie kryła swojej irytacji.
- O co ci chodzi?!- Bartek nie miał teraz ochoty na utarczki słowne z brunetką. Chciał jak najszybciej się jej pozbyć.
- Mnie to zapraszasz do salonu i proponujesz herbatki a ją co od razu do sypialni! – wymachiwała rozwścieczona ręką.
- Nie bądź ślepa chyba widziałaś w jakim była stanie! – wyraźnie tymi słowami wyprowadziła go z równowagi.
- A co mnie ona obchodzi! – nie miała zamiaru odpuścić.
- W tej chwili się zamknij! Najlepiej będzie, jak już pójdziesz- ściągnął z wieszaka jej płaszcz i cisnął jej go prosto w dłonie. –Do widzenia! – otworzył drzwi na oścież i czekał aż wyjdzie, nie chciał mieć z nią już nic wspólnego. – Podobno byłaś z kimś umówiona?! – był na nią wściekły. Jakim prawem ocenia jego postępowanie nie znając motywów. Co tak naprawdę chciała osiągnąć tym spotkaniem? Nie miał czasu, by się teraz nad tym zastanawiać.
Gdy wszedł do sypialni Justyna siedziała na jego łóżku nieobecna wpatrując się w jeden punkt na ścianie.
- Justynka, jeżeli mi nie powiesz co się dzieje to nie będę w stanie ci pomóc – odezwał się, gdy tylko zamknął za sobą drzwi.
- Boję się tak bardzo się boję – nie mógł doszukać się żadnego sensu w szeptanych przez brunetkę słowach.
- Czego się boisz? Czy chodzi o Zbyszka? – podszedł do niej i uklęknął przy łóżku.
- Nie, to nie Zbyszek, to ja. On chciał mnie, chciał mi, ja nie wiem kto to był… - to, co miała zamiar mu powiedzieć sprawiało jej ogromną trudność.
- Już dobrze, tutaj jesteś bezpieczna – wziął jej dłoń w swoją i rozmasowywał sztywne palce dziewczyny. Od tak dawna nie czuł jej miękkiej skóry, tej gładkości w dotyku. Nadal nic nie rozumiał ,ale liczył na to, że, gdy poczuje się bezpieczniej zdradzi coś więcej.
Cisza zapadła między nimi, a gdy ponownie została przerwana wszystko się odwróciło.
- Niepotrzebnie tu przychodziłam i zawracam ci głowę. Po tym jak cie traktuje nie powinnam w ogóle prosić cię o pomoc. Zepsułam ci jak mniemam ważne spotkanie – to jej głosu zmienił się na mocniejszy, ale nadal niezdrowo cała drżała. Wyszarpała rękę z uścisku i gwałtownie wstała.
- Nie mówmy o tym teraz, ja ci pomogę bez względu na wszystko – starał się mówić spokojnie, by to na nią wpłynęło. –To z Emilią to nie było tak jak myślisz, ona już nic dla mnie nie znaczy.
- Bartek ty nie rozumiesz, ja nie umiem ci wybaczyć, kolejny raz przychodząc tutaj i prosząc o pomoc robię ci niepotrzebną nadzieję. Przepraszam – chciała wyjść, ale ten powstrzymał ją ponownie łapiąc za rękę, wtedy dostrzegł świeże czerwone ślady na jej nadgarstku.
- Co ci się stało?! Proszę cię zapomnij, choć na chwile o tym co się wydarzyło między nami i daj sobie pomóc ten jeden raz – dużo go kosztowały te słowa, gdy stwierdziła, że mu nie wybaczy wszystkie nadzieje legły w gruzach. Nie mógł jej jednak pozwolić odejść w takim stanie.
- Jakiś typ, on, on próbował mnie zmusić… – znów zaczęła, ale nie potrafiła dobrać odpowiednich słów.
- Spokojnie – Kurek zaryzykował i powoli się do niej zbliżył zamykając jej ciało w lekkim uścisku. –Tutaj już nic ci nie grozi – dodał głaszcząc jej splątane włosy.
Dopiero po jakiejś godzinie naciskania dowiedział się co dokładnie się stało i był zszokowany. Miał ochotę rozszarpać tego typa na strzępy. Wewnętrzny głos podpowiadał mu, że miał rację co do tego, że praca w nocnym klubie nie może przynieść nic dobrego . Tę uwagę zachował jednak dla siebie, nie było najmniejszego sensu dobijać jeszcze tym Bartmanównę. Mimo tego co ją spotkało sam odczuwał jakiś promyk nadziei, nadziei na to, że od teraz przynajmniej raz na jakiś czas będą mogli porozmawiać. Oboje doszli do wniosku, że ta sprawa nie może tak zostać. Justyna obiecała, że po powrocie Zbyszka wraz z nim uda się na komisariat a do tego czasu nigdzie nie będzie wychodzić sama. Spacery z Bobikiem miał, więc wziąć na siebie Bartek, bądź miał towarzyszyć przy tym brunetce. Nie pozwolił jej wrócić do pustego mieszkania, przygotował pościel w pokoju Żanety i poprosił, by została. Gdy wychodził usłyszał ciche „Dziękuję”, słowo, które mogło być pierwszym na drodze do odbudowy lepszych relacji miedzy nimi.
***
Klub był pełen osób. Jeżeli tak według Zbyszka wyglądała kameralna impreza Warszawiaków to ja wolałam nawet nie myśleć co, by było, gdyby była huczna. Spoglądam na niego, gdy z szerokim uśmiechem lawirował między znajomymi. Zostawił mnie na chwilę przy barze bym mogła dać odpocząć obolałym od szpilek stopom.
- Dziwne widzieć go takiego całego w skowronkach – usłyszałam za swoim plecami, a gdy odwróciłam głowę na mojej twarzy zapewne malowało się ogromne zaskoczenie. Przede mną stał nie, kto inny a Michał Kubiak. Zbyszek nie wspominał, że on też ma być gościem na tej imprezie.
- My się chyba nie znamy? – no dobra wiedziałam kim on jest, jednak nikt nas sobie nigdy nie przedstawiał.
- Może nie osobiście, ale nie wierzę żebyś o mnie nie słyszała, skoro ja słyszałem o tobie – nie mogłam uwierzyć, że w tak sympatycznie wyglądającym człowieku jest aż tyle złośliwego sarkazmu w stylu bycia i wypowiedzi.
- Słyszałam, ale nie mam pojęcia do czego ma prowadzić ta rozmowa? – sumienie podpowiadało mi, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Miałam ochotę jak najszybciej zakończyć tą wymianę zdań.
- Wiesz zastanawia mnie kim jesteś, że od dobrych kilku miesięcy potrafisz utrzymać go przy sobie? On nigdy taki nie był, a wierz mi znam go jak nikt – wstałam , nie miałam ochoty kontynuować tej dyskusji.
- Ja też go znam, on się zmienił – chciałam odejść, zatrzymał mnie przytrzymując moją dłoń.
- Zostaw ją! – w tej chwili dołączył do nas Zbyszek i odepchnął Michała, tak, że ten cofnął się o kilka kroków.
- Spokojnie, chciałem poznać tylko twoją nową hmmm… - zamyślił się na chwilę . - …zabawkę. – po tych słowach wściekłość jaka pojawiła się na twarzy Bartmana była niewyobrażalna, ja sama nigdy go takiego nie widziałam. Za to na Kubiaku nie robiło to żadnego wrażenia.
- Jeszcze jedno słowo a pożałujesz – kompletnie nie wiedziałam jak ma się odnaleźć w tej słownej utarczce między dawnymi przyjaciółmi. Kipiący złymi emocjami Zibi powodował u mnie jakiś nieznany strach. Nie wiedziałam czy mam go odciągać, uspokajać czy zostawić wszystko własnemu losowi. Ta trzecia ewentualność nie była zbyt obiecująca, by wszystko to skończyło się dobrze. Na szczęście, gdy obaj panowie mierzyli się wzrokiem czekając na ruch przeciwnika między nimi pojawiła się Alicja.
- Chyba mi nie chcecie powiedzieć, że będziecie się tutaj bić? – zapytała trochę żartobliwym tonem uśmiechając się to do Michała to do Zbyszka.
- Mogłaś mi powiedzieć, że on tutaj będzie! – wysyczał w stronę rudowłosej Bartman.
- Myślałam, że już wam przeszło. No już podajcie sobie ręce na zgodę – Ala zachowywała się tak jakby nie widziała w tym wszystkim niczego złego.
- Chyba śnisz! – prychnął Zibi.
- To ty nie możesz się pogodzić z tym co było dawniej. Ona sama tego chciała – Michał wcale nie miał zamiaru odpuszczać.
- Już ja dobrze wiem czego ona chciała na pewno nie tego żebyś ją zdradzał i krzywdził! Jesteś sukinsynem i nic to nie zmieni ! – miałam wrażenie, że jeszcze kilka sekund a Kubiak zapoznał, by się z mocą mięśni bruneta. Wtedy właśnie Alicja szepnęła na ucho najpierw coś Zibiemu, a potem Kubiakowi i oboje spoglądając na siebie rozeszli się w przeciwne strony, a Ala przepraszająco wymigała się jakąś pilną sprawą na zapleczu.
Na tym incydencie skończyła się dla nas impreza. Żadne z nas nie miało już ochoty kontynuować zabawy. Sama byłam na siebie zła, że nie potrafię utrzymać w ryzach własnego faceta. Ani w taksówce ani w windzie nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Po wejściu do mieszkania Zbyszek wyminął mnie znikając w kuchni. Ja zostałam w korytarzu i oparłam się z rezygnacją o komodę. Siatkarz wrócił do mnie po chwili trzymając w ręce otwartą butelkę wina, z której napił się właśnie prosto z gwinta. Zastanawiałam się co robić co powiedzieć? Takie chwile przypominały mi, że nie znamy się wystarczająco dobrze. Zabrałam od niego butelkę i również napiłam się słodko-cierpkiej cieczy.
- Zbyszek – moja dłoń znalazła się na jego, którą miał opartą na komodzie obok mnie.
- Hmmm…- popatrzył na mnie, nie dostrzegłam w jego oczach złości, a raczej smutek.
- Powiesz coś ?– nie wiedziałam czy naciskanie w tym momencie to dobry pomysł.
- Nie chciałem żebyś widziała mnie takiego. Niestety, nadal są momenty, gdy nie panuje nad sobą – stanął naprzeciwko mnie i pocierał moje odsłonięte ramiona rozgrzewając skórę.
- Nie musisz się tłumaczyć, ja to rozumiem – jedyną rzeczą jaką na ten moment przyniosła by ukojenie jemu i mnie była bliskość. Postanowiłam go pocałować najpierw delikatnie czekając na jego reakcje, a gdy poczułam, że łaknie moich ust zanurzyłam język między jego wargami. Z każdym kolejnym oddechem nasze języki splatały się walcząc o jak największą rozkosz. Zibi uniósł mnie lekko sadzając na komodzie, rozsuwając przy tym moje uda, by móc stanąć między nimi. Sama szybko zdjęłam z niego koszulkę patrząc na zielone tęczówki siatkarza, które wypełniło pożądanie. Gdy przejeżdżałam pałacami po idealnie wyrzeźbionym torsie słyszałam miłe pomruki wydobywające się z jego gardła. Sukienka jednym ruchem została sunięta z moich piersi zatrzymując się niżej linii talii. Każda z nich była teraz obdarowywana delikatnymi uściskami tak, że wyprężyłam się, by Zbyszek miał do nich idealny dostęp, gdy zbliży usta, zostawiając  na moim ciele mokre ślady pocałunków. Kiedy podniósł mnie jednym ruchem, by ściągnąć koronkowe figi popatrzył w moje oczy i ja wiedziałam, wiedziałam co się stanie i uprzedziłam go w tym.
- Kocham cię – szepnęłam rozpinając pasek od jego spodni i ścigając wraz z nimi bokserki, które opadły na kostki bruneta.
- Ja ciebie też kocham – dopowiedział mi a chwilę później jednym gwałtownym i zdecydowanym ruchem wtargnął do mojego wnętrza a moim ciałem szarpnął spazmatyczny jęk. Słodki ból pchnięć roznosił się po całym moim podbrzuszu i ciągle nie miałam dość przyciągając go do siebie udami, które zaciskały się na jego pośladkach, by nie uciekał mi zbyt daleko. Pocałunki stały się nieskoordynowane i często nie trafiały tam, gdzie powinny, ale to nam nie przeszkadzało. Dzikość, która się w nas obudziła wynagradzała takie niuanse. Przeważnie, że Zbyszkiem kochaliśmy się delikatnie, celebrując każdy pocałunek czy dotyk, ale nie tym razem. Wsparłam dłonie o boki komody zapierając się z całych sił, by utrzymać się na meblu. Jego nierówny oddech i moje jęki wypełniły pomieszczenie, trwało to aż do czasu, gdy oboje przekroczyliśmy granice największej przyjemności.
No to sobie zaszalałam, prawda? Nie tylko z tym co na końcu, ale i z długością rozdziału. Nie mogłam się opanować pisząc ten rozdział. Może trochę to wszystko naciągane, ale nie potrafiłam wyrzucić tych scen z głowy. Końcówkę dedykuje tym, które czekały na coś podobnego, bo dawno niczego takiego tutaj nie było.

Odgadłyście tajemniczego gościa, ale nie spodziewałyście się takich okoliczności wizyty i dobrze, bo nie lubię być przewidywalna :P Czy między Justyną a Bartkiem będzie już dobrze? To, by było za proste, miłość wymaga cierpienia, niech Bartek cierpi nadal :P
Źle mi się piszę o złym Kubiaku, ale co zrobić, taka jego tutaj rola nic nie poradzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz