Trwała właśnie
dekoracja po zakończonym finale Pucharu Polski. Zawodnicy Skry z uśmiechami na
twarzach podawali sobie zdobyty dopiero co puchar. Obie z Justyną stałyśmy za
bandami reklamowymi obok statystyków z Bełchatowa. Dziś nigdzie w pobliżu nie
był Kubiaka, nie ukrywajmy rozglądałam się za szatynem, ale go nie widziałam.
Wczorajszy wieczór sporo mi wyjaśnił teraz już wiedziałam dlaczego brunetka
postępuje tak, a nie, inaczej. Wiedziałam również, że Bartman nie ma nic
przeciwko temu aby ta na nowo spotykała się z jakimś siatkarzem. Bartek miał,
więc zielone światło, musiałam mu tylko o tym powiedzieć, bo jeszcze nie miałam
okazji.
-Buuu!!- usłyszałam za swoimi plecami. Nie powiem trochę się przestraszyłam. Gdy się jednak odwróciłam za mną stał Jarski.
-Chcesz żebym dostała zawału?!- najpierw przywaliłam mu w ramię, a potem serdecznie uściskałam na przywitanie.
-A od, kiedy ty taka strachliwa się zrobiłaś? Czyżby Zbyszek straszył cię po nocach zamiast doprowadzać do rozkoszy?
Tak Jarski jak zwykle tylko o jednym. Puściłam jego uwagę mimo uszu, bardzo dziwiło mnie to, że stroi taki uśmiechnięty zamiast być złym, że przegrali finał.
-A ty co w takim humorze powinieneś być raczej wściekły, bo przegraliście- szybko odwiodłam Kubę od moich prywatnych spraw ze Zbyszkiem.
-Bo to pierwszy raz, z tymi mutantami to nikt nie wygra- roześmiał się.
-Poczekaj aż powiem Bartkowi, że nazywasz go mutantem. Jestem ciekawa czy będzie tak samo zadowolony, jak ty?
-No co? Muszę się jakoś rewanżować, ostatnio nazywa mnie Rudą Małpą, nawet nie wiem czym sobie na to zasłużyłem- Jarosz zrobił teatralną minę i schował twarz w dłoniach udając rozpacz.
-Kubulku ty mój już się tak nie smuć- zaczęłam go pocieszać, śmiejąc się przy tym jak głupia.
-Przynajmniej ty mnie rozumiesz- westchnął.- Słyszałem, że ta Justyna też dziś tutaj jest, wiesz może gdzie?- zapytał.
-Cicho!- trzepnęłam go i spojrzałam za siebie, na szczęście Tyna stała troszkę dalej niż myślałam.- Tam jest , to ta brunetka w kremowym golfie- wyjaśniłam.
-Widzę, że Kurek nie kłamał, naprawdę niezła jest. A jak to wygląda między nimi, ruszyło coś?- wypytywał.
-Kuba, a co ty ploteczki sprzedajesz Pudelkowi czy co? To Kuraś nic ci nie mówił.
-Mówił, mówił, ale chciałem zaczerpnąć wiedzy od kogoś, kto jest bardziej obiektywny.
-Później ci powiem, Zbyszek idzie, a on o niczym jeszcze nie wie.
Chłopaki ponownie się ze sobą przywitali, a później Jarosz zostawił nas samych mamrocząc pod nosem coś, co brzmiało jak: „ Gołąbeczki nacieszcie się sobą”. Zibi objął mnie w pasie tak, że teraz stałam przed, nim wtulając się plecami w jego tors.
-To co, szybko się przebiorę i razem z wami wrócę do Bełchatowa. Mam już dość tych oszołomów- wskazał na chłopaków, którzy w większości nadal wygłupiali się na boisku niczym banda przedszkolaków. Nie zauważyłam nawet, kiedy koło nas pojawił się mężczyzna w średnim wieku.
-Dzień dobry- powiedział zdecydowanie. Zbyszek puścił mnie i stanął tuż obok. Ja byłam przekonana ze to jakiś dziennikarz, który ma nadzieję, że Bartman udzieli mu wywiadu.
-Część tato- usłyszałam z ust bruneta. Byłam bardzo zaskoczona, przede mną stał ojciec Zbyszka, sprawiał wrażenie człowieka opanowanego i trochę wyniosłego. Wyglądało na to, że był totalnym przeciwieństwem Zibiego, który zawsze miał wszystkie emocje na twarzy.
-Skoro już jesteś w Warszawie to liczymy matką, że wstąpisz do nas na późny obiad i weź ze sobą Justynę, widziałem, że przyjechała z tobą.
-Mam już inne plany- zaczął Zbyszek.
-Tak, a mogę wiedzieć jakie?- zapytał kpiąco senior Bartman.
-Chciałem z Żanetą wrócić do domu- wskazał na mnie a ja od razu poczułam na sobie badawczy wzrok jego ojca.
-To nie może poczekać? Czasami mamy wrażenie z Marią, że nie posiadamy dzieci. Czy nie możesz poświecić jednego popołudnia? Z tą panią spotkasz się, kiedy indziej.
Nie powiem słowa „Tą panią” mocno mnie uraziły Poczułam się, jak ktoś zupełnie nieważny, niemal jakbym nie istniała.
-To nie jest żadna pani, Żaneta to moja dziewczyna, tato!- Zibi przewrócił oczami ze złości i zacisnął moją dłoń w swojej dodając mi otuchy.
-Dobrze, już dobrze, jeżeli Żaneta będzie chciała to może przyjść z tobą- stwierdził a mi jakoś zaschło w gardle i zamiast odpowiedzieć tylko kiwnęłam głową.
-Dzień dobry- dołączył do nas uśmiechnięty Kurek.
-Witaj Bartosz, gratuluję udanego spotkania i statuetki najlepszego atakującego.
Zauważyłam, że takich gratulacji Zibi nie usłyszał z ust swojego ojca , a przecież w każdym z setów dawał kapitalne zmiany.
-Dziękuję panu, te podziękowania należą się całej drużynie- Bartek zaczął tłumaczyć. Do tego wszystkiego napatoczyła się jeszcze Justyna. Miałam wrażenie, że atmosfera gęstnieje z chwili na chwile. Wiedziała co nieco o tym, że ich ojciec nie akceptuje ani tego, że jego córka tańczy ani również tego, że Zbyszek jej pomaga.
-Dobrze, że jesteś- senior Bartman wysilił się na uśmiech w kierunku córki.- Właśnie mówiłem, że chcę was oboje widzieć na obiedzie u nas w domu, powiedzmy o 18.
Zauważyłam, że i Justynie nie za bardzo spodobała się ta propozycja. Bartkowi, za to na słowo domowy obiad oczy aż się zaświeciły co nie umknęło mężczyźnie.
-Bartoszu, Żaneto, jeżeli będziecie mieć ochotę to również możecie czuć się zaproszeni- dokończył i zostawił nas samych.
-Buuu!!- usłyszałam za swoimi plecami. Nie powiem trochę się przestraszyłam. Gdy się jednak odwróciłam za mną stał Jarski.
-Chcesz żebym dostała zawału?!- najpierw przywaliłam mu w ramię, a potem serdecznie uściskałam na przywitanie.
-A od, kiedy ty taka strachliwa się zrobiłaś? Czyżby Zbyszek straszył cię po nocach zamiast doprowadzać do rozkoszy?
Tak Jarski jak zwykle tylko o jednym. Puściłam jego uwagę mimo uszu, bardzo dziwiło mnie to, że stroi taki uśmiechnięty zamiast być złym, że przegrali finał.
-A ty co w takim humorze powinieneś być raczej wściekły, bo przegraliście- szybko odwiodłam Kubę od moich prywatnych spraw ze Zbyszkiem.
-Bo to pierwszy raz, z tymi mutantami to nikt nie wygra- roześmiał się.
-Poczekaj aż powiem Bartkowi, że nazywasz go mutantem. Jestem ciekawa czy będzie tak samo zadowolony, jak ty?
-No co? Muszę się jakoś rewanżować, ostatnio nazywa mnie Rudą Małpą, nawet nie wiem czym sobie na to zasłużyłem- Jarosz zrobił teatralną minę i schował twarz w dłoniach udając rozpacz.
-Kubulku ty mój już się tak nie smuć- zaczęłam go pocieszać, śmiejąc się przy tym jak głupia.
-Przynajmniej ty mnie rozumiesz- westchnął.- Słyszałem, że ta Justyna też dziś tutaj jest, wiesz może gdzie?- zapytał.
-Cicho!- trzepnęłam go i spojrzałam za siebie, na szczęście Tyna stała troszkę dalej niż myślałam.- Tam jest , to ta brunetka w kremowym golfie- wyjaśniłam.
-Widzę, że Kurek nie kłamał, naprawdę niezła jest. A jak to wygląda między nimi, ruszyło coś?- wypytywał.
-Kuba, a co ty ploteczki sprzedajesz Pudelkowi czy co? To Kuraś nic ci nie mówił.
-Mówił, mówił, ale chciałem zaczerpnąć wiedzy od kogoś, kto jest bardziej obiektywny.
-Później ci powiem, Zbyszek idzie, a on o niczym jeszcze nie wie.
Chłopaki ponownie się ze sobą przywitali, a później Jarosz zostawił nas samych mamrocząc pod nosem coś, co brzmiało jak: „ Gołąbeczki nacieszcie się sobą”. Zibi objął mnie w pasie tak, że teraz stałam przed, nim wtulając się plecami w jego tors.
-To co, szybko się przebiorę i razem z wami wrócę do Bełchatowa. Mam już dość tych oszołomów- wskazał na chłopaków, którzy w większości nadal wygłupiali się na boisku niczym banda przedszkolaków. Nie zauważyłam nawet, kiedy koło nas pojawił się mężczyzna w średnim wieku.
-Dzień dobry- powiedział zdecydowanie. Zbyszek puścił mnie i stanął tuż obok. Ja byłam przekonana ze to jakiś dziennikarz, który ma nadzieję, że Bartman udzieli mu wywiadu.
-Część tato- usłyszałam z ust bruneta. Byłam bardzo zaskoczona, przede mną stał ojciec Zbyszka, sprawiał wrażenie człowieka opanowanego i trochę wyniosłego. Wyglądało na to, że był totalnym przeciwieństwem Zibiego, który zawsze miał wszystkie emocje na twarzy.
-Skoro już jesteś w Warszawie to liczymy matką, że wstąpisz do nas na późny obiad i weź ze sobą Justynę, widziałem, że przyjechała z tobą.
-Mam już inne plany- zaczął Zbyszek.
-Tak, a mogę wiedzieć jakie?- zapytał kpiąco senior Bartman.
-Chciałem z Żanetą wrócić do domu- wskazał na mnie a ja od razu poczułam na sobie badawczy wzrok jego ojca.
-To nie może poczekać? Czasami mamy wrażenie z Marią, że nie posiadamy dzieci. Czy nie możesz poświecić jednego popołudnia? Z tą panią spotkasz się, kiedy indziej.
Nie powiem słowa „Tą panią” mocno mnie uraziły Poczułam się, jak ktoś zupełnie nieważny, niemal jakbym nie istniała.
-To nie jest żadna pani, Żaneta to moja dziewczyna, tato!- Zibi przewrócił oczami ze złości i zacisnął moją dłoń w swojej dodając mi otuchy.
-Dobrze, już dobrze, jeżeli Żaneta będzie chciała to może przyjść z tobą- stwierdził a mi jakoś zaschło w gardle i zamiast odpowiedzieć tylko kiwnęłam głową.
-Dzień dobry- dołączył do nas uśmiechnięty Kurek.
-Witaj Bartosz, gratuluję udanego spotkania i statuetki najlepszego atakującego.
Zauważyłam, że takich gratulacji Zibi nie usłyszał z ust swojego ojca , a przecież w każdym z setów dawał kapitalne zmiany.
-Dziękuję panu, te podziękowania należą się całej drużynie- Bartek zaczął tłumaczyć. Do tego wszystkiego napatoczyła się jeszcze Justyna. Miałam wrażenie, że atmosfera gęstnieje z chwili na chwile. Wiedziała co nieco o tym, że ich ojciec nie akceptuje ani tego, że jego córka tańczy ani również tego, że Zbyszek jej pomaga.
-Dobrze, że jesteś- senior Bartman wysilił się na uśmiech w kierunku córki.- Właśnie mówiłem, że chcę was oboje widzieć na obiedzie u nas w domu, powiedzmy o 18.
Zauważyłam, że i Justynie nie za bardzo spodobała się ta propozycja. Bartkowi, za to na słowo domowy obiad oczy aż się zaświeciły co nie umknęło mężczyźnie.
-Bartoszu, Żaneto, jeżeli będziecie mieć ochotę to również możecie czuć się zaproszeni- dokończył i zostawił nas samych.
***
Z perspektywy
Zbyszka…
-Nie musicie z nami jechać- tłumaczył Bartkowi i Żanecie, która teraz akurat siedziała w łazience.- Wrócimy jak najszybciej się da.
-Zibi przestań, to tylko obiad, nic wielkiego. W ogóle to bardzo miło z jego strony, że nas też zaprosił.
Bartek jak widać nie zauważył tego, że stosunki między ich ojcem są napięte.
-Jak chcecie- zrezygnowany wzruszył ramionami. –Mam tylko nadzieję, że nie odstawi znów jakiejś szopki.
Justyna też nie była zachwycona z takiego obrotu sprawy, nadal nie udało jej się wyprostować ciągle narastającego konfliktu jaki był między nią a ojcem i Zibi wiedział, że idzie tam tylko dlatego, by nie sprawić przykrości matce, która przecież nie była niczemu winna.
-Żaneta chodźmy już!- zawołał.
Kiedy ta wyszła był bardzo zaskoczony tym jak wyglądała. Włosy upięła w wysoki kucyk, który podkreślał jej szyje i uwydatniał kości policzkowe a na sobie miała ciemno bodową bluzkę ze srebrną nitką i czarne jeansy. Zibi zauważył, że była to kolejna odsłona jaką u mniej zobaczył, zastanawiał się, ile jeszcze przed, nim.
-Widzę, że Żanet się wystroiła na spotkanie z teściami- zażartował Kuraś a tej w oczach zapaliły się ogniki złości.
-Przestań się tak szczerzyć, bo twoje zmarszczki robią się większe niż ustawa przewiduje!- odgryzła mu się. Brunet uwielbiał ją właśnie taką, wtedy było widać, że mimo, iż była nie za wysoka i drobna to drzemał w niej potężny charakter…
… siedzieli przy stole, rozmowa toczyła się głownie na tematy siatkarskie. Był to jedyny temat, który nie powodował żadnych rodzinnych spięć. Zbyszek zastanawiał się tylko jak długo można rozmawiać o jednym, nawet to ma przecież swoje granice. Widział te uśmiechy, które jego mama posyłała w kierunku Żanety. Zaczął rozmyślać nad tym, kiedy tak naprawdę ostatnio jego rodzicie widzieli przy, nim jakąś dziewczynę, z którą był.
-Dość już tych rozmów o siatkówce, w tym domu można też czasami porozmawiać o czymś innym- przerwała poirytowana pani Bartman.- Justyno jak ci się tam wiedzie w Bełchatowie?- zwróciła się do córki. –Masz jakąś pracę?
Przeczuwał, że prędzej czy późnej padnie to pytanie niestety wiedział, że najprawdopodobniej będzie to początek kolejnej awantury.
-Tak, uczę dzieci hip-hopu kilka razy w tygodniu. Jestem bardzo zadowolona- Justyna rzuciła ukradkowe spojrzenie w stronę ojca, który już ze złości mocniej zacisnął sztućce.
-Szkoda, tylko że nie chciałaś zostać tutaj. Brakuje mi ciebie, od matury jesteś bardziej gościem w tym domu niż jego mieszkańcem- drążyła Maria. Zibi nie miał pojęcia, po co jego matka kolejny raz zaczyna taką rozmowę przy ojcu. Mogła przecież się powstrzymać i zapytać o wszystko wtedy gdy nie byłoby go w pobliżu a tak to tylko jeszcze bardziej go podjudzała. Może i robiła to nieświadomie a jednak.
-Gdyby studiowała jak każdy normalny człowiek to miałabyś ją w domu- zaczął Leon.
-Tato nie zaczynaj- wydukała Tyna.
-Oczywiście zapomniałem, że moje zdanie się tutaj nie liczy! Wszyscy są mądrzejsi!
-Leonie mamy gości- upomniała go żona.
Zbyszkowi było wstyd, że Żaneta i Bartek muszą być świadkami tej rozmowy.
-Mówię tylko prawdę, czekam aż nasza córka zmądrzeje, ale na to się niestety nie zanosi. Jeszcze do mnie przyjdzie w potrzebie. Wtedy sobie przypomni, że ma ojca.
-Nigdy nie poproszę cię po pomoc, nie dam ci tej satysfakcji!- Justyna rzuciła serwetką o stół i wybiegła z jadalni. Zibi nie wiedział co ma teraz zrobić. Czy zostać czy iść za nią? Z tego dylematu wybawił go Bartek, który przeprosił i ruszył za jego siostrą.
-Nie musicie z nami jechać- tłumaczył Bartkowi i Żanecie, która teraz akurat siedziała w łazience.- Wrócimy jak najszybciej się da.
-Zibi przestań, to tylko obiad, nic wielkiego. W ogóle to bardzo miło z jego strony, że nas też zaprosił.
Bartek jak widać nie zauważył tego, że stosunki między ich ojcem są napięte.
-Jak chcecie- zrezygnowany wzruszył ramionami. –Mam tylko nadzieję, że nie odstawi znów jakiejś szopki.
Justyna też nie była zachwycona z takiego obrotu sprawy, nadal nie udało jej się wyprostować ciągle narastającego konfliktu jaki był między nią a ojcem i Zibi wiedział, że idzie tam tylko dlatego, by nie sprawić przykrości matce, która przecież nie była niczemu winna.
-Żaneta chodźmy już!- zawołał.
Kiedy ta wyszła był bardzo zaskoczony tym jak wyglądała. Włosy upięła w wysoki kucyk, który podkreślał jej szyje i uwydatniał kości policzkowe a na sobie miała ciemno bodową bluzkę ze srebrną nitką i czarne jeansy. Zibi zauważył, że była to kolejna odsłona jaką u mniej zobaczył, zastanawiał się, ile jeszcze przed, nim.
-Widzę, że Żanet się wystroiła na spotkanie z teściami- zażartował Kuraś a tej w oczach zapaliły się ogniki złości.
-Przestań się tak szczerzyć, bo twoje zmarszczki robią się większe niż ustawa przewiduje!- odgryzła mu się. Brunet uwielbiał ją właśnie taką, wtedy było widać, że mimo, iż była nie za wysoka i drobna to drzemał w niej potężny charakter…
… siedzieli przy stole, rozmowa toczyła się głownie na tematy siatkarskie. Był to jedyny temat, który nie powodował żadnych rodzinnych spięć. Zbyszek zastanawiał się tylko jak długo można rozmawiać o jednym, nawet to ma przecież swoje granice. Widział te uśmiechy, które jego mama posyłała w kierunku Żanety. Zaczął rozmyślać nad tym, kiedy tak naprawdę ostatnio jego rodzicie widzieli przy, nim jakąś dziewczynę, z którą był.
-Dość już tych rozmów o siatkówce, w tym domu można też czasami porozmawiać o czymś innym- przerwała poirytowana pani Bartman.- Justyno jak ci się tam wiedzie w Bełchatowie?- zwróciła się do córki. –Masz jakąś pracę?
Przeczuwał, że prędzej czy późnej padnie to pytanie niestety wiedział, że najprawdopodobniej będzie to początek kolejnej awantury.
-Tak, uczę dzieci hip-hopu kilka razy w tygodniu. Jestem bardzo zadowolona- Justyna rzuciła ukradkowe spojrzenie w stronę ojca, który już ze złości mocniej zacisnął sztućce.
-Szkoda, tylko że nie chciałaś zostać tutaj. Brakuje mi ciebie, od matury jesteś bardziej gościem w tym domu niż jego mieszkańcem- drążyła Maria. Zibi nie miał pojęcia, po co jego matka kolejny raz zaczyna taką rozmowę przy ojcu. Mogła przecież się powstrzymać i zapytać o wszystko wtedy gdy nie byłoby go w pobliżu a tak to tylko jeszcze bardziej go podjudzała. Może i robiła to nieświadomie a jednak.
-Gdyby studiowała jak każdy normalny człowiek to miałabyś ją w domu- zaczął Leon.
-Tato nie zaczynaj- wydukała Tyna.
-Oczywiście zapomniałem, że moje zdanie się tutaj nie liczy! Wszyscy są mądrzejsi!
-Leonie mamy gości- upomniała go żona.
Zbyszkowi było wstyd, że Żaneta i Bartek muszą być świadkami tej rozmowy.
-Mówię tylko prawdę, czekam aż nasza córka zmądrzeje, ale na to się niestety nie zanosi. Jeszcze do mnie przyjdzie w potrzebie. Wtedy sobie przypomni, że ma ojca.
-Nigdy nie poproszę cię po pomoc, nie dam ci tej satysfakcji!- Justyna rzuciła serwetką o stół i wybiegła z jadalni. Zibi nie wiedział co ma teraz zrobić. Czy zostać czy iść za nią? Z tego dylematu wybawił go Bartek, który przeprosił i ruszył za jego siostrą.
***
Byłam
zaskoczona tym co przed chwilą się wydarzyło. O, ile mama Zbyszka była bardzo
sygmatyczną kobietą to jego ojciec chyba był despotką, a, jeżeli nie to
niewiele brakowało mu do tego miana. Zastanawiałam się nawet jakim cudem tych
dwoje zostało małżeństwem. Kiedy tak siedziałam i przysłuchiwałam się tej
rozmowie, miała wiele czasu na obserwację. Zibi był wrodzony w panią Marię,
miał identyczne oczy i taki sam odcień włosów teraz również wiedziałam ze to po
mamie odziedziczył to, że, gdy tylko mu nieco podrosną zaczynają się nieznośnie
kręcić. Jego ojciec nie był zbyt przyjemnym człowiekiem, nas traktował z
uprzejmością, ale to jak odnosił się do swojej córki wcale mi się nie podobało.
-Żanetko wybacz nam- zaczęła pani Maria.- Powiedz nam może coś o sobie? Zbyszek nic nam nie wspominał, że u jego boku jest tak piękna dziewczyna.
-Mamo nie wspominałem, bo nie było jeszcze okazji.
-Nic nie szkodzi- odparłam i postanowiłam odpowiedzieć na wcześnie zadane pytanie.- Poznaliśmy się ze Zbyszkiem przez Bartka u, którego od niedawna mieszkam. Tak po za tym to pochodzę z Łodzi i studiuję na tamtejszej Politechnice mechanikę samochodową.
-Co proszę?- uniósł brwi w geście zdziwienia ojciec Zbyszka.
-Żaneta studiuje mechanikę, tak jak słyszałeś! Coś ci nie pasuje?- Zibi nie dał mi sam odpowiedzieć.
-Nie, po prostu dziwi mnie skąd taki kierunek u młodej damy?- uśmiechnął się pod nosem.
-Od zawsze interesowały mnie samochody, wraz z bratem braliśmy udział również w rajdach samochodowych, teraz jeżdżę sama- nie irytowało mnie tak jak Zibiego te dziwne uśmieszki ze strony jego ojca, kiedy inni dowiadywali się co studiuję to była częsta reakcja z ich strony. Tym razem nie było, inaczej.
-Rajdy samochodowe to bardzo interesujące- zaczęła Maria.
-I chyba niebezpieczne- dokończył Leon.
Widziałam jak z każdym kolejnym słowem ojca, Zbyszek coraz bardziej się denerwuje i wierci na krześle, nie miałam pojęcia, ile jeszcze wytrzyma, nim wybuchnie na dobre.
-Wypadki na rajdach zdarzają się rzadko, gównie dlatego, że biorą w nich udział doświadczeni kierowcy, a trasa jest sprawdzana kilkakrotnie przed startem- tłumaczyłam skrupulatnie i spokojnie miałam nadzieję, że Zibi zauważy, że akurat zachowanie seniora Bartmana w tej chwili mnie nie dziwi.
-Wspomniałaś o bracie, ale również, że teraz już z, nim nie jeździsz, czy coś się stało?- zauważyła Pani Maria.
-Tak, niestety mój brat zmarł półtora roku temu- te słowa, ledwo przeszły mi przez gardło. Nadal nie potrafiłam mówić o tym swobodnie i chyba nigdy się tego nie nauczę.
-Tak mi przykro kochanie, wybacz, że cię o to spytałam- zauważyłam zatroskanie w oczach mamy Zibiego.
-W porządku, skąd mogła pani wiedzieć- czułam na swoim udzie ciężką dłoń bruneta, który masażem starał się uspokoić nie tylko siebie, ale też i mnie, wiedział, że rozmowa na ten temat dużo mnie kosztuje.
-Jak zmarł? Zapytał obojętnie jego ojciec, co ja uznałam na objaw bezczelności.
Nie dałam rady na to pytanie odpowiedzieć zwyczajnie zamilkłam, ogromna gula pojawiła się w moim gardle i nie chciała zniknąć.
-Nie wypytuj jej, nie widzisz, że dla Żanety to ciężkie przeżycie!- uratował mnie Zibi.
-Przepraszam, to taka zwykła ludzka ciekawość- odpuścił pan Leon za co byłam mu w tym momencie wdzięczna, ale widziałam po jego oczach ze bardzo zainteresowała go sensacja, że tak to ujmę.
-Cieszę się, że Zbysiu znalazł sobie kogoś na stałe, wyglądacie na szczęśliwych- jego mama szybko zmieniła temat. Naprawdę tą kobietę można było polubić z miejsca.
-Najwyższa pora, by się ustatkował- kolejne zdanie przepełnione jadem wypłynęło z ust seniora Bartmana.
-Ustatkuję się, kiedy przyjdzie mi na to ochota!-, to ostatnie zdanie ojca wyraźnie zdenerwowało bruneta, a mnie zabolała odpowiedź którą udzielił mu Bartman. Dobra przecież nie liczyłam na ślub, dzieci, dom z ogródkiem, ale jednak miała nadzieję, że uda nam się stworzyć coś trwałego, a reszta może i kiedyś, by przyszła.
-Późno już, musimy jeszcze dziś wrócić do Bełchatowa- wstaliśmy od stołu w wyraźnie nie najlepszych humorach i po szybkim pożegnaniu poszliśmy szukać Justyny i Bartka.
-Żanetko wybacz nam- zaczęła pani Maria.- Powiedz nam może coś o sobie? Zbyszek nic nam nie wspominał, że u jego boku jest tak piękna dziewczyna.
-Mamo nie wspominałem, bo nie było jeszcze okazji.
-Nic nie szkodzi- odparłam i postanowiłam odpowiedzieć na wcześnie zadane pytanie.- Poznaliśmy się ze Zbyszkiem przez Bartka u, którego od niedawna mieszkam. Tak po za tym to pochodzę z Łodzi i studiuję na tamtejszej Politechnice mechanikę samochodową.
-Co proszę?- uniósł brwi w geście zdziwienia ojciec Zbyszka.
-Żaneta studiuje mechanikę, tak jak słyszałeś! Coś ci nie pasuje?- Zibi nie dał mi sam odpowiedzieć.
-Nie, po prostu dziwi mnie skąd taki kierunek u młodej damy?- uśmiechnął się pod nosem.
-Od zawsze interesowały mnie samochody, wraz z bratem braliśmy udział również w rajdach samochodowych, teraz jeżdżę sama- nie irytowało mnie tak jak Zibiego te dziwne uśmieszki ze strony jego ojca, kiedy inni dowiadywali się co studiuję to była częsta reakcja z ich strony. Tym razem nie było, inaczej.
-Rajdy samochodowe to bardzo interesujące- zaczęła Maria.
-I chyba niebezpieczne- dokończył Leon.
Widziałam jak z każdym kolejnym słowem ojca, Zbyszek coraz bardziej się denerwuje i wierci na krześle, nie miałam pojęcia, ile jeszcze wytrzyma, nim wybuchnie na dobre.
-Wypadki na rajdach zdarzają się rzadko, gównie dlatego, że biorą w nich udział doświadczeni kierowcy, a trasa jest sprawdzana kilkakrotnie przed startem- tłumaczyłam skrupulatnie i spokojnie miałam nadzieję, że Zibi zauważy, że akurat zachowanie seniora Bartmana w tej chwili mnie nie dziwi.
-Wspomniałaś o bracie, ale również, że teraz już z, nim nie jeździsz, czy coś się stało?- zauważyła Pani Maria.
-Tak, niestety mój brat zmarł półtora roku temu- te słowa, ledwo przeszły mi przez gardło. Nadal nie potrafiłam mówić o tym swobodnie i chyba nigdy się tego nie nauczę.
-Tak mi przykro kochanie, wybacz, że cię o to spytałam- zauważyłam zatroskanie w oczach mamy Zibiego.
-W porządku, skąd mogła pani wiedzieć- czułam na swoim udzie ciężką dłoń bruneta, który masażem starał się uspokoić nie tylko siebie, ale też i mnie, wiedział, że rozmowa na ten temat dużo mnie kosztuje.
-Jak zmarł? Zapytał obojętnie jego ojciec, co ja uznałam na objaw bezczelności.
Nie dałam rady na to pytanie odpowiedzieć zwyczajnie zamilkłam, ogromna gula pojawiła się w moim gardle i nie chciała zniknąć.
-Nie wypytuj jej, nie widzisz, że dla Żanety to ciężkie przeżycie!- uratował mnie Zibi.
-Przepraszam, to taka zwykła ludzka ciekawość- odpuścił pan Leon za co byłam mu w tym momencie wdzięczna, ale widziałam po jego oczach ze bardzo zainteresowała go sensacja, że tak to ujmę.
-Cieszę się, że Zbysiu znalazł sobie kogoś na stałe, wyglądacie na szczęśliwych- jego mama szybko zmieniła temat. Naprawdę tą kobietę można było polubić z miejsca.
-Najwyższa pora, by się ustatkował- kolejne zdanie przepełnione jadem wypłynęło z ust seniora Bartmana.
-Ustatkuję się, kiedy przyjdzie mi na to ochota!-, to ostatnie zdanie ojca wyraźnie zdenerwowało bruneta, a mnie zabolała odpowiedź którą udzielił mu Bartman. Dobra przecież nie liczyłam na ślub, dzieci, dom z ogródkiem, ale jednak miała nadzieję, że uda nam się stworzyć coś trwałego, a reszta może i kiedyś, by przyszła.
-Późno już, musimy jeszcze dziś wrócić do Bełchatowa- wstaliśmy od stołu w wyraźnie nie najlepszych humorach i po szybkim pożegnaniu poszliśmy szukać Justyny i Bartka.
***
Z perspektywy
Bartka…
Znalazł ją siedzącą na schodach, które prowadziły na piętro, była wyraźnie roztrzęsiona. Nie miał pojęcia, o co poszło tak naprawdę przy stole, ale domyślił się, że pan Leon nie do końca akceptuje to, iż jego córka tańczy.
-Hej nie ma co się przejmować- przysiadł obok niej.
-Łatwo ci mówić ty nie musisz na każdym kroku wysłuchiwać, że to co robisz jest rzeczą bezużyteczną- wypowiedziała nadal patrząc gdzieś na dywanik, który miała pod stopami.
-Ale to, co robisz wcale nie jest bezużyteczne- chciał ją jakoś pocieszyć, uspokoić, dowartościować, sam już nie wiedział co jej pomoże.
-Dobra nie zajmujmy się tym, jak widziałeś ojciec nigdy nie pogodzi się z tym, że robię to co kocham. Trudno przeżyję. Ciekawe jak radzi sobie Zibi z Żanetą? Znając go to też długo nie potrwa- uśmiechnęła się i spojrzała na niego pierwszy raz, odkąd tutaj siedzieli.
-Przy Żanet on stara się kontrolować- zauważył i sam się roześmiał na wspomnienie tego, że wcześniej Zbyszek potrafił być jak chodząca bomba zegarowa. Teraz wyglądało to zgoła, inaczej.
-Do czasu Bartek, ale wiesz myślę, że powinniśmy dać mu dziś okazję wyładować te zgromadzone emocje w jakiś miły sposób- zaczęłam tajemniczo.
-Co masz na myśli? Dopytywał i sam nie wiedział jakiego pomysł ma się po niej spodziewać.
-Wydaje mi się, że powinniśmy ich zostawić dziś samych. Ciągle pałętamy się, im pod nogami, oni tak naprawdę nie mają za dużo tych chwili prywatności.
-O to ci chodzi- Bartek nie mógł powstrzymać śmiechu.- No wiesz tego bym się po tobie nie spodziewał, ale też myślę, że taka jedna noc, by, im się przydała- jemu też spodobał się ten plan, znaczył on też to, że i on spędzi z Justyną kilka godzin we dwoje. –Tylko jak to zrobimy, mieliśmy przecież wracać do Bełchatowa?- zastanowił się.
-To już mi zostaw, musisz tylko ze mną współpracować, zgoda?- wyciągnęła do niego rękę, a ten ją lekko uścisnął
-Zgoda- odparł.
Gdy pojawili się w mieszkaniu Zbyszka Justyna zaczęła go przekonywać, że już jest późno i nie ma sensu po nocy tłuc się do Bełka. Kiedy ten się zgodził zaczęła wdrażać w życie kolejny etap swojego planu. Bartek patrzył na nią z podziwem, jak ta starała się, by jej brat miał okazje spędzić romantyczne chwile. Siedzieli właśnie przy stole w kuchni, kiedy Tyna wyszła z pokoju i zmierzała z torbą na ramieniu do drzwi wejściowych.
-Tyna a ty gdzie?- spytał zaskoczony Zbyszek.
-Musze wrócić do Bełchatowa, jutro z samego rana mam zastępstwo za koleżankę, właśnie do mnie dzwoniła. Już jej obiecałam, że ją zastąpię.
-Czemu nic nie mówisz? Już się zbieramy i jedziemy- brunet podniósł się a Bartek zaczął bać się, że z ich planu nici.
-Nie, pojadę pociągiem, już sprawdziłam połączenia!- niemal krzyknęła w ramach protestu.
-Pociągiem w środku nocy czyś ty całkiem zgłupiała! Już jedziemy- Kurek dostrzegł u brunetki nieme wołanie o pomoc i zrozumiał, że teraz jego kolej.
-Ja z nią pojadę- zaproponował dumny z siebie, że wpadł na to tak, by tych dwoje się nie zorientowało.
-I co oboje będziecie się tłuc pociągiem- Zbyszkowi nadal coś tutaj nie pasowało, był zbyt dociekliwy, ale za chwile sam stwierdził- Weźcie lepiej już samochód, my jutro wrócimy pociągiem.
Kurek nie dowierzał w to, co usłyszał, ale wyraźnie było mu to na rękę. Zaczął się nawet zastanawiać czy przypadkiem do Bartmana nie dotarło to, że stworzyli mu wyśmienitą okazje.
-Dobra jak tam chcesz- szybko udając obojętność stwierdziła Justyna.-Chodź Bartek idziemy- ponagliła go jeszcze.
Bartosz z zawrotną prędkością ponownie wrzucił rzeczy do rozpakowanej na pół toby i ani się obejrzał a znaleźli się za drzwiami zbyszkowiego mieszkania
-No to się nam udało- podrzucił w ręce kluczyki od BMW Bartmana a wolną ręką lekko objął Justynę, ta cieszyła się wraz z, nim i wcale nie zareagowała źle na jego gest. Bartek uznał to za dobry znak.
Znalazł ją siedzącą na schodach, które prowadziły na piętro, była wyraźnie roztrzęsiona. Nie miał pojęcia, o co poszło tak naprawdę przy stole, ale domyślił się, że pan Leon nie do końca akceptuje to, iż jego córka tańczy.
-Hej nie ma co się przejmować- przysiadł obok niej.
-Łatwo ci mówić ty nie musisz na każdym kroku wysłuchiwać, że to co robisz jest rzeczą bezużyteczną- wypowiedziała nadal patrząc gdzieś na dywanik, który miała pod stopami.
-Ale to, co robisz wcale nie jest bezużyteczne- chciał ją jakoś pocieszyć, uspokoić, dowartościować, sam już nie wiedział co jej pomoże.
-Dobra nie zajmujmy się tym, jak widziałeś ojciec nigdy nie pogodzi się z tym, że robię to co kocham. Trudno przeżyję. Ciekawe jak radzi sobie Zibi z Żanetą? Znając go to też długo nie potrwa- uśmiechnęła się i spojrzała na niego pierwszy raz, odkąd tutaj siedzieli.
-Przy Żanet on stara się kontrolować- zauważył i sam się roześmiał na wspomnienie tego, że wcześniej Zbyszek potrafił być jak chodząca bomba zegarowa. Teraz wyglądało to zgoła, inaczej.
-Do czasu Bartek, ale wiesz myślę, że powinniśmy dać mu dziś okazję wyładować te zgromadzone emocje w jakiś miły sposób- zaczęłam tajemniczo.
-Co masz na myśli? Dopytywał i sam nie wiedział jakiego pomysł ma się po niej spodziewać.
-Wydaje mi się, że powinniśmy ich zostawić dziś samych. Ciągle pałętamy się, im pod nogami, oni tak naprawdę nie mają za dużo tych chwili prywatności.
-O to ci chodzi- Bartek nie mógł powstrzymać śmiechu.- No wiesz tego bym się po tobie nie spodziewał, ale też myślę, że taka jedna noc, by, im się przydała- jemu też spodobał się ten plan, znaczył on też to, że i on spędzi z Justyną kilka godzin we dwoje. –Tylko jak to zrobimy, mieliśmy przecież wracać do Bełchatowa?- zastanowił się.
-To już mi zostaw, musisz tylko ze mną współpracować, zgoda?- wyciągnęła do niego rękę, a ten ją lekko uścisnął
-Zgoda- odparł.
Gdy pojawili się w mieszkaniu Zbyszka Justyna zaczęła go przekonywać, że już jest późno i nie ma sensu po nocy tłuc się do Bełka. Kiedy ten się zgodził zaczęła wdrażać w życie kolejny etap swojego planu. Bartek patrzył na nią z podziwem, jak ta starała się, by jej brat miał okazje spędzić romantyczne chwile. Siedzieli właśnie przy stole w kuchni, kiedy Tyna wyszła z pokoju i zmierzała z torbą na ramieniu do drzwi wejściowych.
-Tyna a ty gdzie?- spytał zaskoczony Zbyszek.
-Musze wrócić do Bełchatowa, jutro z samego rana mam zastępstwo za koleżankę, właśnie do mnie dzwoniła. Już jej obiecałam, że ją zastąpię.
-Czemu nic nie mówisz? Już się zbieramy i jedziemy- brunet podniósł się a Bartek zaczął bać się, że z ich planu nici.
-Nie, pojadę pociągiem, już sprawdziłam połączenia!- niemal krzyknęła w ramach protestu.
-Pociągiem w środku nocy czyś ty całkiem zgłupiała! Już jedziemy- Kurek dostrzegł u brunetki nieme wołanie o pomoc i zrozumiał, że teraz jego kolej.
-Ja z nią pojadę- zaproponował dumny z siebie, że wpadł na to tak, by tych dwoje się nie zorientowało.
-I co oboje będziecie się tłuc pociągiem- Zbyszkowi nadal coś tutaj nie pasowało, był zbyt dociekliwy, ale za chwile sam stwierdził- Weźcie lepiej już samochód, my jutro wrócimy pociągiem.
Kurek nie dowierzał w to, co usłyszał, ale wyraźnie było mu to na rękę. Zaczął się nawet zastanawiać czy przypadkiem do Bartmana nie dotarło to, że stworzyli mu wyśmienitą okazje.
-Dobra jak tam chcesz- szybko udając obojętność stwierdziła Justyna.-Chodź Bartek idziemy- ponagliła go jeszcze.
Bartosz z zawrotną prędkością ponownie wrzucił rzeczy do rozpakowanej na pół toby i ani się obejrzał a znaleźli się za drzwiami zbyszkowiego mieszkania
-No to się nam udało- podrzucił w ręce kluczyki od BMW Bartmana a wolną ręką lekko objął Justynę, ta cieszyła się wraz z, nim i wcale nie zareagowała źle na jego gest. Bartek uznał to za dobry znak.
Dedykacja dla
wszystkich tych, które wierzyły w nasza reprezentacje do samego końca.
Teraz, choć wcale tego nie chcę trzeba odpocząć od siatkówki tej reprezentacyjnej. Może to i dobrze, muszę w swoim życiu wyprostować kilka spraw, które trochę wszystko komplikują. Dobra nie ważne. Rozdział do waszej oceny, wiem, że Gosia czekał na pewno scenę, nic nie mogę obiecać, ale… Z resztą dokończcie sobie same :P
Na chomiku, gdyby ktoś chciał to udostępniłam wszystkie wcześniej ukazane rozdziały w formie PDF można pobrać tutaj.
Teraz, choć wcale tego nie chcę trzeba odpocząć od siatkówki tej reprezentacyjnej. Może to i dobrze, muszę w swoim życiu wyprostować kilka spraw, które trochę wszystko komplikują. Dobra nie ważne. Rozdział do waszej oceny, wiem, że Gosia czekał na pewno scenę, nic nie mogę obiecać, ale… Z resztą dokończcie sobie same :P
Na chomiku, gdyby ktoś chciał to udostępniłam wszystkie wcześniej ukazane rozdziały w formie PDF można pobrać tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz