Z
perspektywy Zbyszka…
Z imprezy w restauracji zrobiła
się niezła dyskoteka, ale w bilardowi. Nikt nie wiedział jakim cudem
Ignaczakowi udało się o tak późnej porze to załatwić, ale chyba euforia
zdobytego medalu udzielała się także personelowi hotelu. Chłopaki jak zawsze w
takich chwilach tracili nad sobą wszelką kontrole. Pit tańczył z kijem do
biliarda i udawał, że to stalowa rura. Nikogo nie zdziwiło, że po którejś z
prób wykonania jakiegoś skomplikowanego manewru drewno pękło a Nowakowski
wylądował na podłodze. Igła wraz z Łukaszem przejęli stery przy sprzęcie
muzycznym i dawkowali z umiarem różnego rodzaju utwory. Zbyszek sam miał ochotę
się wyszaleć niestety za sprawą kontuzji mógł się tylko przyglądać. Kilka minut
temu odbył dość interesującą rozmowę z Andreą, który był już pod „wpływem”, ale
to nie przeszkadzało mu w przekonywaniu go, że ma być twardy i, że nie wolno mu
się poddawać, a zdrowy zawsze będzie miał miejsce w jego kadrze. Żaneta, gdyby
mogła nie odstępowałaby go na krok, wygonił ją jednak na parkiet, by mogła odpocząć
psychicznie od wszystkich zmartwień. Widział jak bardzo się przejmuje jego
kontuzją, ale nie mogła nic z tym zrobić, dlatego próbował ją od tego
odciągnąć. Ona miała też wiele swoich spraw na głowie, nie mogła ciągle
zaprzątać jej jego stanem psychicznym i fizycznym to było niemożliwe, a on
również tego nie chciał.
- Mam dość – przysiadła w loży,
gdzie Zbyszek siedział od początku imprezy. – Wy tak zawsze po zdobyciu medalu?
- Chyba po Mistrzostwie Europy
było jeszcze gorzej, ale niewiele z tego pamiętam – zaśmiał się patrząc jak
chłopaki przy stole bilardowym kręcili butelką od szampana. Gdy wypadło na
jednego z nich to miał wyściskać i wycałować tego, kto stał po jego prawej
stronie. – Chociaż to, co teraz widzisz to nowość. Zdaje mi się, że to pomysł
Krzyśka, on kocha się przytulać.
- Nie jesteś zmęczony?- znów
się o niego troszczyła.
- Może trochę, ale tak
porządnie to nawet nie mam jak się zmęczyć, tylko ta noga mi dokucza przez cały
czas – dręczyła go też stagnacja i bezczynność, ale nie chciał jej jeszcze tym
przytłaczać.
- Wybacz znów zaczynam drażliwy
temat, zapomnijmy o tym – podejrzewał, że wyczuła napięcie w jakie w sobie
zgromadził i nie chciała teraz tego roztrząsać. – O, której przyjeżdża twój
ojciec? – zapytała.
- Mówił, że koło południa – bał
się tego co go czeka. Do ponownego zgrupowania miał zostać w Warszawie, gdzie
zaplanowano mu już rehabilitacje. Niestety, Makowska wracała prosto do
Bełchatowa, jej sezon i treningi przecież nadal trwały i nie mogła być z nim w
stolicy. Liczył, choć na to, że zajęcia będzie miał tak rozplanowane, że będzie
mógł ją odwiedzać.
- Może powinniśmy się już
zbierać. Nie ukrywam chciałabym cię mieć jeszcze na kilka godziny tylko dla
siebie – pocałowała go w szyję, już dobrze wiedział co jej chodzi po głowie.
- Mogę na chwile? – usłyszał
znajomy, ale niepożądany głos. – Chciałbym pogadać.
- Niby o czym? Wydaje mi się,
że już wszystko sobie wyjaśniliśmy w Spale – nie miał ochoty, by teraz Kubiak
popsuł mu humor.
- Zbyszek daj mu powiedzieć –
Żaneta ścisnęła jego dłoń w geście uspokojenia, ten skinął tylko głową w stronę
byłego przyjaciela.
- Chciałbym ciebie… was
przeprosić. Zachowałem się, jak dupek, sam nie wiem, co chciałem tym osiągnąć.
Nie chcę, by między nami były jakieś niewyjaśnione sprawy, moglibyśmy zacząć od
nowa – wyjaśnił Michał przysiadając w przeciwległym rogu loży.
- Nie uważasz, że to Justynie
należą się przeprosiny, za to co jej zrobiłeś? – Zbyszek tak łatwo nie dał się
zwieść.
- Już z nią i z Bartkiem
rozmawiałem, ale z wami również chciałem. Myślę, że to czas na rozejm – nie był
do końca przekonany czy szatyn ma czyste intencje, czy to nie jest jego kolejna
sztuczka. Zdziwiło go to, że zawsze uparty Kubiak potrafi przyznać się do winy,
ale może i on chociaż trochę się zmienił.
- Skoro Justyna przyjęła twoje
przeprosiny to i ja to zrobię, ale masz jej już więcej nie nękać -postawił
warunek.
- Wierz mi nigdy nie chciałem
jej tak naprawdę skrzywdzić, ale byłem szczeniakiem do końca nie kontrolowałem
tego co robię – Kubiak najwyraźniej miał ochotę wytłumaczyć każde swoje
przewinienie.
- Nie roztrząsajmy tego i
zapomnijmy o wszystkim – nie było sensu dłużej ciągnąć tej farsy. To na nikogo
w kadrze nie wpływało korzystnie.
-Dzięki cieszę się, że mamy to
wyjaśnione – oboje wiedzieli, że na nic więcej nie, na co liczyć ,przyjaźń
między nimi nie była już możliwa, ale jasna sytuacja to, co innego.
- Jestem z ciebie dumna –
szepnęła mu do ucha Makowska a później pożegnali się z resztą imprezowiczów i
ruszyli na górę.
***
Z
perspektywy Bartka…
- Bartek chodź na chwilę –
Justyna poprowadziła go w jeden z rogów pomieszczenia. – Masz – włożyła mu do
ręki małą złożoną karteczkę. – Obiecaj mi, że otworzysz ją dopiero za 10 minut,
a teraz zmykaj bawić się dalej – pocałowała go szybko w policzek i zniknęła za
wahadłowymi drzwiami.
Nie miał pojęcia, co to miało
oznaczać, zastanawiał się co też brunetka wymyśliła o tej porze. Dochodziła
druga w nocy a ta najwyraźniej szykowała mu jakąś niespodziankę. Zamiast iść do
chłopaków usiadł przy pustym stoliku i bawił się złożoną karteczką papieru.
Rozmyślał o tym co wydarzyło się w ostatnim czasie. Kolejny raz przekonał się,
że uporem i nieodpuszczaniem można wiele osiągnąć. Gdyby nie walczył stracił,
by ją na zawsze, ona nie mogła, by zobaczyć tego, że wciąż jest tym samym
spontanicznym Bartkiem. Sam nie wiedział po co mu była w tym wszystkim Emilia,
przy niej stawał się innym człowiekiem, takim niepodobnym do siebie. Przez
Rawicką mógł stracić wszystko, co miał, przyjaźń Żanety i Zbyszka oraz
oczywiście Justynę. Chyba nigdy, by sobie tego nie wybaczył. Zerknął na zegarek
i zauważył, że minęło już 12 minut, z pośpiechem rozłożył karteczkę „ Za 15
minut przy basenie na patio”. Teraz zrozumiał, że Justyna szykuje dla niego coś
specjalnego. Nie tracąc zbędnego czasu ruszył we wskazane miejsce. Basen
znajdował się na dachu hotelu, nie był zbyt okazały, ale sceneria w jakiej się
znajdował rekompensowała jego niewielkie rozmiary. Pamiętał to miejsce z
poprzedniego roku, wtedy z chłopakami oblewali tutaj wygraną nad Brazylią.
Wiele się nie zmieniło, białe lampiony nadal świeciły tym samym bladym
światłem, a woda w basenie była podświetlona, dając niebieską poświatę. Usiadł
na jednym z rozłożonych leżaków i wpatrywał się w niebo, gdzie wśród chmur co
jakiś czas mógł zobaczyć gwiazdy. Niepostrzeżenie ciszę przerwała melodyjna
muzyka, szukał jej źródła, ale nie udało mu się go zlokalizować. Później za
szklanymi drzwiami pojawiła się postać wolno krocząca w jego stronę. Gdy drzwi
się rozsunęły zobaczył brunetkę przebraną w seksowny strój pirata, zbliżała się do niego powolnym krokiem z
rozkosznym uśmiechem na ustach.
- Proszę cię o jedno nie
przerywaj mi – złapała go za podbródek i delikatnie musnęła jego wargi. Był w
takim szoku, że nie odpowiedział na jej słowa. Bartmanówna ponownie oddaliła
się od niego na odległość około 1.5 metra i zaczęła tańczyć do rytmu wygrywanej
muzyki.
***
Z
perspektywy Justyny…
Wiedziała, że ryzykuje z tym
pomysłem. Nie była pewna jak Bartek zareaguje na to, że postanowiła dla niego
wykonać prywatny pokaz. Z drugiej strony chciał mu pokazać, że to czym się
zajmowała wcale nie jest złe, a może przynieść wiele korzyści. Przecież nie
było w tym nic zdrożnego, że dziewczyna chciała sprawić swojemu ukochanemu
trochę przyjemności. Miała nadzieję, że Bartek również odbierze to w podobny
sposób. Odwróciła się do niego patrząc z obawą. Do tej pory siatkarz nie
protestował, na jego twarzy na razie malowało się zaskoczenie, nie widziała
żadnych negatywnych emocji. Była pewna swego i cały czas uśmiechał się w jego
stronę rozluźniając wszystkie mięśnie tak, by móc swobodnie się poruszać.
Powoli zaczęła subtelnie wodzić dłońmi po swoim ciele, nie robiła tego
wyzywająco, to nie o to w tym chodziło. Bardziej zależało jej na zbudowaniu
atmosfery niż na zwykłym striptizie. Muzyka powoli wypełniała jej duszę
oddzielając ją od bodźców zewnętrznych, skupiła się tylko na tańcu i siatkarzu.
- Nie musisz – usłyszała jego
głos. Najwidoczniej dotarło do niego co ma zamiar zrobić.
- Ale chcę – ucięła szybko,
wracając do tego co sobie założyła.
Gdy uporała się z górą kostiumu
wolnym krokiem podeszła do Kurka i położyła jego dłoń na odsłoniętym brzuchu,
kierując ją w górę w kierunku piersi skrytych pod bikini oraz w dół w stronę
spódniczki. Spięty z początku Bartek podjął grę i teraz już obiema dłońmi
wodził po odkrytych skrawkach jej ciała. Jemu nigdzie się nie spieszyło,
delektował się każdym milimetrem skóry. Pieścił jej włosy, które uwolnił spod
obszernego kapelusza, gładził zgrabne uda. Bartmanówna podprowadziła go na
skraj basenu.
- Wejdź do wody – nie miał
chyba zamiaru protestować, bo po chwili zostając w samych bokserkach zanurzył
się po pas. –To ci nie będzie potrzebne – wskazała na napuchnięte przez
powietrze bokserki i cicho się zaśmiała. Zrzuciła z siebie spódniczkę i w
czarnym połyskującym bikini również zanurzyła się w wodzie stając obok Bartka.
Ich usta połączyły się w dzikim tańcu a ciała nie przerywając pocałunku
zanurzył się pod wodą. Gdy zaczęło, im brakować powietrza cali mokrzy wynurzyli
się na powierzchnię. Dłonie siatkarza rozwiązały supeł o góry bikini, to samo
uczynił z troczkami od dolnej części stroju. Woda może rozmywała obraz, ale
Justyna widziała jak patrzy na nią z pożądaniem. Uniósł jej ciało tak, by mogła
opleść go w pasie i z wielką ostrożnością, by nie stracić równowagi podszedł do
brzegu basenu, gdzie woda miała nieco niższy poziom i posadził Justynę w jego
rogu. Jego usta rozpoczęły szaleńczą wędrówkę znacząc ślady na jej ciele.
Powolne ruchy szatyna rozpalały ją coraz bardziej. Odgięła głowę do tyłu i
przymknęła powieki dając dojść do głosu tylko zmysłowi dotyku. Woda z jego
włosów skapywała na jej rozgrzany brzuch i piersi. Sama masowała jego ramiona
ślizgając się palcami po ich wilgotnej fakturze. Ponownie ich usta się
złączyły, tym razem co chwila przerywali pocałunki, by patrzeć sobie w oczy. W
błękitnych tęczówkach Bartka miłość mieszał się z ogromnym pożądaniem.
-Kocham cię – szepnęła, po czym
lekko za pomocą stóp zsunęła jego bokserki.
- Ja ciebie bardziej –
otrzymała w odpowiedzi a później bez żadnego ostrzeżenia poczuła jak znalazł
się w niej, to spodobało jej się najbardziej. Jego ruchy z początku dość
powolne i ostrożne tak jakby badał, na co może sobie pozwolić z każdą kolejną
minutą przybierały na sile i dochodziły do odpowiedniego rytmu. Woda cicho
pluskała między ich rozpalonymi ciałami powodując, że rozkosz wzmagała się
tylko na sile. Nie wiedziała jak długo to trwało, nim dosięgli szczytu, ale
nadal miała ochotę na więcej. Leżeli na jednym z leżaków okryci szlafrokami,
które wcześniej tutaj przyniosła.
- Nie wracajmy do domu –
poprosiła. Sama nie miała żadnych planów na najbliższe dni. – Zostańmy tutaj.
- Może nie tutaj, ale już wiem,
gdzie się zatrzymamy – stwierdził tajemniczo otulając jej ramiona.
***
Kilkanaście dni później…
Z
perspektywy Zbyszka…
Monotonia powoli zaczynała go
dobijać. Może i był przyzwyczajony do tego, że wiele dni w jego życiu wyglądało
tak samo, ale proces rehabilitacji w porównaniu z treningami to była zupełnie
inna bajka. Kilka razy prawie całkiem się załamał. Od rana do późnych godzin
wieczornych miał zajęcia : basen, masaże oraz siłownia. Nie obciążał dolnych
partii ciała, ale ciągle musiał utrzymać organizm w jako takim trybie
treningowym. Myślał, że wszystko pójdzie szybciej, że mięsień zacznie zrastać
się w ekspresowym tempie i już po paru dniach nie będzie tak odczuwał tej
kontuzji. Bardzo się pomylił w tych przekonaniach, przy każdym ruchu a już tych
gwałtownych szczególnie czuł szarpnięcia. Miewał nawet takie chwile, że był
przekonany, że zamiast wszystko polepszać to tylko pogarszał sytuacje. Siedział
w rodzinnym domu zdany na pomoc rodziców, sam nie mógł jeszcze prowadzić
samochodu wiec ojciec odwoził go na wszystkie zaplanowane zajęcia. Było mu
ciężko szczególnie przez to, że Makowska, choć bardzo się starała nie miała dla
niego czasu. Od finałów w Gdańsku widzieli się tylko raz przez kilka godzin.
Wiedział, że rachunki telefoniczne już dawno przekroczyły jakąkolwiek granicę,
ale nie było dnia, by ze sobą nie rozmawiali przynajmniej godzinę. Starał się,
wtedy nie okazywać jak ciężko mu bez niej, przekonywał ją, że nic mu nie jest
i, żeby aż tak bardzo się nim nie przejmowała. Nie mógł pozwolić, by
zaniedbywała przez niego treningi. Wiedział, że, gdyby sytuacja się odwróciła
to wyglądało, by to identycznie i Żaneta, choćby nie wiadomo co wypychała, by
go siłą na trening czy mecz. Akurat w tym aspekcie byli bardzo do siebie
podobni, więc nie skarżył się na nic, by nie przysparzać jej jeszcze większych
rozterek, zwłaszcza, teraz gdy szło jej coraz lepiej i wygrała dwa z ostatnich
czterech startów.
Siedział na kanapie w salonie
przed telewizorem i oglądał jedną z powtórek meczu Ligi światowej.
- Zbyszku powiedz mi jak
wygląda sprawa twojego transferu? – ojciec dosiadł się do niego przyciszając
jednocześnie pilotem głos odbiornika.
-Jeszcze nie zdecydowałem –
miał kilka propozycji, ale nie potrafił podjąć decyzji, trochę też nie chciał.
- Pamiętasz jak się
umawialiśmy, Bełchatów nie wchodzi w grę – przypomniał mu senior Bartman.
- Tato wiem, nie musisz mi o
tym ciągle przypominać – zdawał sobie sprawę, że opcja, by zostać na kolejny
sezon w Bełchatowie była najgorszą z możliwych. Wszyscy dobrze wiedzieli, że
wybrał Skrę głównie z powodów finansowych po jego niezbyt udanych zagranicznych
wojażach.
- Musisz niedługo zdecydować –
ojciec naciskał – Nie czekaj do ostatniej chwili – miał rację, ale Zbyszkowi
jakoś ciężko mu się było do tego przyznać.
- Zdecyduje nie martw się,
dobrze wiem do, kiedy mam czas podjąć decyzję – przekonywał go, czuł jednak
ciężar mijającego czasu, który z dnia na dzień się kurczył.
- Mam nadzieję, że powodem
twoich wahań nie jest Żaneta? – ojciec wkraczał na grząski grunt. – Musisz
wybrać to, co najlepsze dla ciebie, ona albo to zaakceptuje albo… - Zibi miał
ochotę mu odpyskować, ale właśnie w tym momencie przerywając Leonowi z kuchni
wyłoniła się mama a jej twarz była blada i jakby przestraszona.
- Zbyszku, gdzie Żanetka miała
ten dzisiejszy rajd? – spytała jakby nigdy nic, ale ten czuł, że już coś wisi w
powietrzu.
- Mamo już ci mówiłem tutaj
niedaleko pod Garwolinem , dlatego po wszystkim miała po mnie wpaść – nie
podejrzewał co za chwilę usłyszy. – Mamo czy coś się stało? Masz jakąś dziwną
minę - ciągle patrzył na rodzicielkę, która nerwowo zwijała w rękach ściereczkę.
-Tam był wypadek mówili w radio
przed chwilą – po tych słowach poczuł, że serce mu stanęło i aż pociemniało mu
przed oczami. – Nie mówili, kto to, tylko że jeden z samochodów koziołkował i
rozbił się o drzewo, poszkodowanych wiozą do szpitala – docierało do niego co
drugie słowo. Mechanicznie sięgnął po telefon i wybrał numer blondynki,
niestety nie odpowiadała.
- Nie odbiera – powiedział
prawie bezgłośnie. Mama zauważyła jego strach i podbiegła do niego próbując
dodać mu otuchy ściskając jego rękę.
- Zadzwoń może do Bartka –
podpowiedziała.
- To nic nie da, przecież on
jest z Justyną w Sopocie na pewno nic nie wie. Nie chcę go martwić bez
potrzeby. To niemożliwe, żeby jej się coś stało – przekonywał sam siebie. –
Pojadę tam! – zerwał się gwałtownie znów odczuwając kontuzjowaną łydkę.
- W takim stanie nigdzie nie
pojedziesz! – zaprotestował ojciec, ale brunet był głuchy na te protesty i
kuśtykając do drzwi zgarnął kluczyki od BMW z szafki.
- Mówiłem coś! Nie pojedziesz
słyszysz? Jeszcze sam spowodujesz wypadek, ja cię odwiozę – ostatnie zdanie
zadziwiło Zibiego, ale nie protestował i oddał ojcu kluczyki.
Zakorkowana o tej porze
Warszawa nie była ich sprzymierzeńcem, na każdym skrzyżowaniu Zbyszek tracił
wiele cierpliwości . Przekonał się, że w tym stanie sam nie zajechał, by
daleko, ale denerwowała go również prędkość z jaką prowadził Leon. Choć na
wolnych odcinkach przekraczał setkę dla niego było to zdecydowanie za wolno.
Nie potrafił odgonić od siebie najczarniejszych scenariuszy, że to auto
Makowskiej uległo wypadkowi. W lokalnym radio jeszcze raz ponowiono komunikat,
nie dowiedział się z niego niczego nowego. Poważne obrażenie kierowcy i pilota,
brak ofiar śmiertelnych, to było tyle co musiało mu na tę chwilę wystarczyć.
Czuł, że ojciec ma ochotę strzelić mu wykład typu, że miał racje z tym, iż
rajdy wcale nie są tak bezpieczne, jak Makowska twierdziła, ale zachowywał
milczenie. Próbował się do niej dodzwonić, niestety nadal bezskutecznie.
Powtarzał w myślach, że to na pewno nie ona, że nic się jej nie stało, ale
strach rósł z minuty na minutę, a gdy wreszcie dotarli na miejsce przybrał
niewyobrażalny rozmiar. Zbyszek nie bardzo wiedział, gdzie ma się udać i kogo
pytać o pomoc, wreszcie zaczepił pierwszą napotkaną osobę w kombinezonie
podobnym do tego jaki nosiła blondynka.
- Przepraszam nie wiesz, kto
uległ temu wypadkowi ?– oczekiwanie na odpowiedź, mimo że trwało sekundy dla
niego było wiecznością.
-Ekipa 51 – usłyszał i z
nadmiaru emocji musiał przytrzymać się ojca, który stał obok niego.
Tak zła, niedobra ja. Wiem, że
jestem wredna z urywaniem w takim momencie, ale tak jakoś wyszło. Ups… Może
jednak przeżyję i pozwolicie mi dodać kolejny rozdział. A tak na poważnie to
nie lubię tej części. Sama nie wiem czemu wcale nie chodzi o zakończenie,
ogólnie ten rozdział jest jakiś taki dziwny.
Widzę, że niektóre z was zaciekawiło pojawienie się tutaj Magdy. W tym opowiadaniu już się nie pojawi, ale rozwiniecie wątku LŚ planuję na „Pogmatwanym”, więc tam spotkamy się jeszcze z bohaterami „Niepoukładanych”.
Widzę, że niektóre z was zaciekawiło pojawienie się tutaj Magdy. W tym opowiadaniu już się nie pojawi, ale rozwiniecie wątku LŚ planuję na „Pogmatwanym”, więc tam spotkamy się jeszcze z bohaterami „Niepoukładanych”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz