Od autorki.

Opowiadanie w pierwotnej wersji można znaleźć również na onecie pod adresem
www.niepoukladane-marzenia.blog.onet.pl
Jednak po tym jak onet się zaczął psuć przeniosłam je tutaj.

niedziela, 22 lipca 2012

35. Póki mamy siebie nie obchodzi nas to wszystko, co było złe, tylko ja i ty więcej nie liczy się.

Z perspektywy Zbyszka…
Z imprezy w restauracji zrobiła się niezła dyskoteka, ale w bilardowi. Nikt nie wiedział jakim cudem Ignaczakowi udało się o tak późnej porze to załatwić, ale chyba euforia zdobytego medalu udzielała się także personelowi hotelu. Chłopaki jak zawsze w takich chwilach tracili nad sobą wszelką kontrole. Pit tańczył z kijem do biliarda i udawał, że to stalowa rura. Nikogo nie zdziwiło, że po którejś z prób wykonania jakiegoś skomplikowanego manewru drewno pękło a Nowakowski wylądował na podłodze. Igła wraz z Łukaszem przejęli stery przy sprzęcie muzycznym i dawkowali z umiarem różnego rodzaju utwory. Zbyszek sam miał ochotę się wyszaleć niestety za sprawą kontuzji mógł się tylko przyglądać. Kilka minut temu odbył dość interesującą rozmowę z Andreą, który był już pod „wpływem”, ale to nie przeszkadzało mu w przekonywaniu go, że ma być twardy i, że nie wolno mu się poddawać, a zdrowy zawsze będzie miał miejsce w jego kadrze. Żaneta, gdyby mogła nie odstępowałaby go na krok, wygonił ją jednak na parkiet, by mogła odpocząć psychicznie od wszystkich zmartwień. Widział jak bardzo się przejmuje jego kontuzją, ale nie mogła nic z tym zrobić, dlatego próbował ją od tego odciągnąć. Ona miała też wiele swoich spraw na głowie, nie mogła ciągle zaprzątać jej jego stanem psychicznym i fizycznym to było niemożliwe, a on również tego nie chciał.
- Mam dość – przysiadła w loży, gdzie Zbyszek siedział od początku imprezy. – Wy tak zawsze po zdobyciu medalu?
- Chyba po Mistrzostwie Europy było jeszcze gorzej, ale niewiele z tego pamiętam – zaśmiał się patrząc jak chłopaki przy stole bilardowym kręcili butelką od szampana. Gdy wypadło na jednego z nich to miał wyściskać i wycałować tego, kto stał po jego prawej stronie. – Chociaż to, co teraz widzisz to nowość. Zdaje mi się, że to pomysł Krzyśka, on kocha się przytulać.
- Nie jesteś zmęczony?- znów się o niego troszczyła.
- Może trochę, ale tak porządnie to nawet nie mam jak się zmęczyć, tylko ta noga mi dokucza przez cały czas – dręczyła go też stagnacja i bezczynność, ale nie chciał jej jeszcze tym przytłaczać.
- Wybacz znów zaczynam drażliwy temat, zapomnijmy o tym – podejrzewał, że wyczuła napięcie w jakie w sobie zgromadził i nie chciała teraz tego roztrząsać. – O, której przyjeżdża twój ojciec? – zapytała.
- Mówił, że koło południa – bał się tego co go czeka. Do ponownego zgrupowania miał zostać w Warszawie, gdzie zaplanowano mu już rehabilitacje. Niestety, Makowska wracała prosto do Bełchatowa, jej sezon i treningi przecież nadal trwały i nie mogła być z nim w stolicy. Liczył, choć na to, że zajęcia będzie miał tak rozplanowane, że będzie mógł ją odwiedzać.
- Może powinniśmy się już zbierać. Nie ukrywam chciałabym cię mieć jeszcze na kilka godziny tylko dla siebie – pocałowała go w szyję, już dobrze wiedział co jej chodzi po głowie.
- Mogę na chwile? – usłyszał znajomy, ale niepożądany głos. – Chciałbym pogadać.
- Niby o czym? Wydaje mi się, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy w Spale – nie miał ochoty, by teraz Kubiak popsuł mu humor.
- Zbyszek daj mu powiedzieć – Żaneta ścisnęła jego dłoń w geście uspokojenia, ten skinął tylko głową w stronę byłego przyjaciela.
- Chciałbym ciebie… was przeprosić. Zachowałem się, jak dupek, sam nie wiem, co chciałem tym osiągnąć. Nie chcę, by między nami były jakieś niewyjaśnione sprawy, moglibyśmy zacząć od nowa – wyjaśnił Michał przysiadając w przeciwległym rogu loży.
- Nie uważasz, że to Justynie należą się przeprosiny, za to co jej zrobiłeś? – Zbyszek tak łatwo nie dał się zwieść.
- Już z nią i z Bartkiem rozmawiałem, ale z wami również chciałem. Myślę, że to czas na rozejm – nie był do końca przekonany czy szatyn ma czyste intencje, czy to nie jest jego kolejna sztuczka. Zdziwiło go to, że zawsze uparty Kubiak potrafi przyznać się do winy, ale może i on chociaż trochę się zmienił.
- Skoro Justyna przyjęła twoje przeprosiny to i ja to zrobię, ale masz jej już więcej nie nękać -postawił warunek.
- Wierz mi nigdy nie chciałem jej tak naprawdę skrzywdzić, ale byłem szczeniakiem do końca nie kontrolowałem tego co robię – Kubiak najwyraźniej miał ochotę wytłumaczyć każde swoje przewinienie.
- Nie roztrząsajmy tego i zapomnijmy o wszystkim – nie było sensu dłużej ciągnąć tej farsy. To na nikogo w kadrze nie wpływało korzystnie.
-Dzięki cieszę się, że mamy to wyjaśnione – oboje wiedzieli, że na nic więcej nie, na co liczyć ,przyjaźń między nimi nie była już możliwa, ale jasna sytuacja to, co innego.
- Jestem z ciebie dumna – szepnęła mu do ucha Makowska a później pożegnali się z resztą imprezowiczów i ruszyli na górę.
***
Z perspektywy Bartka…

- Bartek chodź na chwilę – Justyna poprowadziła go w jeden z rogów pomieszczenia. – Masz – włożyła mu do ręki małą złożoną karteczkę. – Obiecaj mi, że otworzysz ją dopiero za 10 minut, a teraz zmykaj bawić się dalej – pocałowała go szybko w policzek i zniknęła za wahadłowymi drzwiami.
Nie miał pojęcia, co to miało oznaczać, zastanawiał się co też brunetka wymyśliła o tej porze. Dochodziła druga w nocy a ta najwyraźniej szykowała mu jakąś niespodziankę. Zamiast iść do chłopaków usiadł przy pustym stoliku i bawił się złożoną karteczką papieru. Rozmyślał o tym co wydarzyło się w ostatnim czasie. Kolejny raz przekonał się, że uporem i nieodpuszczaniem można wiele osiągnąć. Gdyby nie walczył stracił, by ją na zawsze, ona nie mogła, by zobaczyć tego, że wciąż jest tym samym spontanicznym Bartkiem. Sam nie wiedział po co mu była w tym wszystkim Emilia, przy niej stawał się innym człowiekiem, takim niepodobnym do siebie. Przez Rawicką mógł stracić wszystko, co miał, przyjaźń Żanety i Zbyszka oraz oczywiście Justynę. Chyba nigdy, by sobie tego nie wybaczył. Zerknął na zegarek i zauważył, że minęło już 12 minut, z pośpiechem rozłożył karteczkę „ Za 15 minut przy basenie na patio”. Teraz zrozumiał, że Justyna szykuje dla niego coś specjalnego. Nie tracąc zbędnego czasu ruszył we wskazane miejsce. Basen znajdował się na dachu hotelu, nie był zbyt okazały, ale sceneria w jakiej się znajdował rekompensowała jego niewielkie rozmiary. Pamiętał to miejsce z poprzedniego roku, wtedy z chłopakami oblewali tutaj wygraną nad Brazylią. Wiele się nie zmieniło, białe lampiony nadal świeciły tym samym bladym światłem, a woda w basenie była podświetlona, dając niebieską poświatę. Usiadł na jednym z rozłożonych leżaków i wpatrywał się w niebo, gdzie wśród chmur co jakiś czas mógł zobaczyć gwiazdy. Niepostrzeżenie ciszę przerwała melodyjna muzyka, szukał jej źródła, ale nie udało mu się go zlokalizować. Później za szklanymi drzwiami pojawiła się postać wolno krocząca w jego stronę. Gdy drzwi się rozsunęły zobaczył brunetkę przebraną w seksowny strój pirata, zbliżała się do niego powolnym krokiem z rozkosznym uśmiechem na ustach.
- Proszę cię o jedno nie przerywaj mi – złapała go za podbródek i delikatnie musnęła jego wargi. Był w takim szoku, że nie odpowiedział na jej słowa. Bartmanówna ponownie oddaliła się od niego na odległość około 1.5 metra i zaczęła tańczyć do rytmu wygrywanej muzyki.
***
Z perspektywy Justyny…

Wiedziała, że ryzykuje z tym pomysłem. Nie była pewna jak Bartek zareaguje na to, że postanowiła dla niego wykonać prywatny pokaz. Z drugiej strony chciał mu pokazać, że to czym się zajmowała wcale nie jest złe, a może przynieść wiele korzyści. Przecież nie było w tym nic zdrożnego, że dziewczyna chciała sprawić swojemu ukochanemu trochę przyjemności. Miała nadzieję, że Bartek również odbierze to w podobny sposób. Odwróciła się do niego patrząc z obawą. Do tej pory siatkarz nie protestował, na jego twarzy na razie malowało się zaskoczenie, nie widziała żadnych negatywnych emocji. Była pewna swego i cały czas uśmiechał się w jego stronę rozluźniając wszystkie mięśnie tak, by móc swobodnie się poruszać. Powoli zaczęła subtelnie wodzić dłońmi po swoim ciele, nie robiła tego wyzywająco, to nie o to w tym chodziło. Bardziej zależało jej na zbudowaniu atmosfery niż na zwykłym striptizie. Muzyka powoli wypełniała jej duszę oddzielając ją od bodźców zewnętrznych, skupiła się tylko na tańcu i siatkarzu.
- Nie musisz – usłyszała jego głos. Najwidoczniej dotarło do niego co ma zamiar zrobić.
- Ale chcę – ucięła szybko, wracając do tego co sobie założyła.
Gdy uporała się z górą kostiumu wolnym krokiem podeszła do Kurka i położyła jego dłoń na odsłoniętym brzuchu, kierując ją w górę w kierunku piersi skrytych pod bikini oraz w dół w stronę spódniczki. Spięty z początku Bartek podjął grę i teraz już obiema dłońmi wodził po odkrytych skrawkach jej ciała. Jemu nigdzie się nie spieszyło, delektował się każdym milimetrem skóry. Pieścił jej włosy, które uwolnił spod obszernego kapelusza, gładził zgrabne uda. Bartmanówna podprowadziła go na skraj basenu.
- Wejdź do wody – nie miał chyba zamiaru protestować, bo po chwili zostając w samych bokserkach zanurzył się po pas. –To ci nie będzie potrzebne – wskazała na napuchnięte przez powietrze bokserki i cicho się zaśmiała. Zrzuciła z siebie spódniczkę i w czarnym połyskującym bikini również zanurzyła się w wodzie stając obok Bartka. Ich usta połączyły się w dzikim tańcu a ciała nie przerywając pocałunku zanurzył się pod wodą. Gdy zaczęło, im brakować powietrza cali mokrzy wynurzyli się na powierzchnię. Dłonie siatkarza rozwiązały supeł o góry bikini, to samo uczynił z troczkami od dolnej części stroju. Woda może rozmywała obraz, ale Justyna widziała jak patrzy na nią z pożądaniem. Uniósł jej ciało tak, by mogła opleść go w pasie i z wielką ostrożnością, by nie stracić równowagi podszedł do brzegu basenu, gdzie woda miała nieco niższy poziom i posadził Justynę w jego rogu. Jego usta rozpoczęły szaleńczą wędrówkę znacząc ślady na jej ciele. Powolne ruchy szatyna rozpalały ją coraz bardziej. Odgięła głowę do tyłu i przymknęła powieki dając dojść do głosu tylko zmysłowi dotyku. Woda z jego włosów skapywała na jej rozgrzany brzuch i piersi. Sama masowała jego ramiona ślizgając się palcami po ich wilgotnej fakturze. Ponownie ich usta się złączyły, tym razem co chwila przerywali pocałunki, by patrzeć sobie w oczy. W błękitnych tęczówkach Bartka miłość mieszał się z ogromnym pożądaniem.
-Kocham cię – szepnęła, po czym lekko za pomocą stóp zsunęła jego bokserki.
- Ja ciebie bardziej – otrzymała w odpowiedzi a później bez żadnego ostrzeżenia poczuła jak znalazł się w niej, to spodobało jej się najbardziej. Jego ruchy z początku dość powolne i ostrożne tak jakby badał, na co może sobie pozwolić z każdą kolejną minutą przybierały na sile i dochodziły do odpowiedniego rytmu. Woda cicho pluskała między ich rozpalonymi ciałami powodując, że rozkosz wzmagała się tylko na sile. Nie wiedziała jak długo to trwało, nim dosięgli szczytu, ale nadal miała ochotę na więcej. Leżeli na jednym z leżaków okryci szlafrokami, które wcześniej tutaj przyniosła.
- Nie wracajmy do domu – poprosiła. Sama nie miała żadnych planów na najbliższe dni. – Zostańmy tutaj.
- Może nie tutaj, ale już wiem, gdzie się zatrzymamy – stwierdził tajemniczo otulając jej ramiona.
***
Kilkanaście dni później…
Z perspektywy Zbyszka…

Monotonia powoli zaczynała go dobijać. Może i był przyzwyczajony do tego, że wiele dni w jego życiu wyglądało tak samo, ale proces rehabilitacji w porównaniu z treningami to była zupełnie inna bajka. Kilka razy prawie całkiem się załamał. Od rana do późnych godzin wieczornych miał zajęcia : basen, masaże oraz siłownia. Nie obciążał dolnych partii ciała, ale ciągle musiał utrzymać organizm w jako takim trybie treningowym. Myślał, że wszystko pójdzie szybciej, że mięsień zacznie zrastać się w ekspresowym tempie i już po paru dniach nie będzie tak odczuwał tej kontuzji. Bardzo się pomylił w tych przekonaniach, przy każdym ruchu a już tych gwałtownych szczególnie czuł szarpnięcia. Miewał nawet takie chwile, że był przekonany, że zamiast wszystko polepszać to tylko pogarszał sytuacje. Siedział w rodzinnym domu zdany na pomoc rodziców, sam nie mógł jeszcze prowadzić samochodu wiec ojciec odwoził go na wszystkie zaplanowane zajęcia. Było mu ciężko szczególnie przez to, że Makowska, choć bardzo się starała nie miała dla niego czasu. Od finałów w Gdańsku widzieli się tylko raz przez kilka godzin. Wiedział, że rachunki telefoniczne już dawno przekroczyły jakąkolwiek granicę, ale nie było dnia, by ze sobą nie rozmawiali przynajmniej godzinę. Starał się, wtedy nie okazywać jak ciężko mu bez niej, przekonywał ją, że nic mu nie jest i, żeby aż tak bardzo się nim nie przejmowała. Nie mógł pozwolić, by zaniedbywała przez niego treningi. Wiedział, że, gdyby sytuacja się odwróciła to wyglądało, by to identycznie i Żaneta, choćby nie wiadomo co wypychała, by go siłą na trening czy mecz. Akurat w tym aspekcie byli bardzo do siebie podobni, więc nie skarżył się na nic, by nie przysparzać jej jeszcze większych rozterek, zwłaszcza, teraz gdy szło jej coraz lepiej i wygrała dwa z ostatnich czterech startów.
Siedział na kanapie w salonie przed telewizorem i oglądał jedną z powtórek meczu Ligi światowej.
- Zbyszku powiedz mi jak wygląda sprawa twojego transferu? – ojciec dosiadł się do niego przyciszając jednocześnie pilotem głos odbiornika.
-Jeszcze nie zdecydowałem – miał kilka propozycji, ale nie potrafił podjąć decyzji, trochę też nie chciał.
- Pamiętasz jak się umawialiśmy, Bełchatów nie wchodzi w grę – przypomniał mu senior Bartman.
- Tato wiem, nie musisz mi o tym ciągle przypominać – zdawał sobie sprawę, że opcja, by zostać na kolejny sezon w Bełchatowie była najgorszą z możliwych. Wszyscy dobrze wiedzieli, że wybrał Skrę głównie z powodów finansowych po jego niezbyt udanych zagranicznych wojażach.
- Musisz niedługo zdecydować – ojciec naciskał – Nie czekaj do ostatniej chwili – miał rację, ale Zbyszkowi jakoś ciężko mu się było do tego przyznać.
- Zdecyduje nie martw się, dobrze wiem do, kiedy mam czas podjąć decyzję – przekonywał go, czuł jednak ciężar mijającego czasu, który z dnia na dzień się kurczył.
- Mam nadzieję, że powodem twoich wahań nie jest Żaneta? – ojciec wkraczał na grząski grunt. – Musisz wybrać to, co najlepsze dla ciebie, ona albo to zaakceptuje albo… - Zibi miał ochotę mu odpyskować, ale właśnie w tym momencie przerywając Leonowi z kuchni wyłoniła się mama a jej twarz była blada i jakby przestraszona.
- Zbyszku, gdzie Żanetka miała ten dzisiejszy rajd? – spytała jakby nigdy nic, ale ten czuł, że już coś wisi w powietrzu.
- Mamo już ci mówiłem tutaj niedaleko pod Garwolinem , dlatego po wszystkim miała po mnie wpaść – nie podejrzewał co za chwilę usłyszy. – Mamo czy coś się stało? Masz jakąś dziwną minę - ciągle patrzył na rodzicielkę, która nerwowo zwijała w rękach ściereczkę.
-Tam był wypadek mówili w radio przed chwilą – po tych słowach poczuł, że serce mu stanęło i aż pociemniało mu przed oczami. – Nie mówili, kto to, tylko że jeden z samochodów koziołkował i rozbił się o drzewo, poszkodowanych wiozą do szpitala – docierało do niego co drugie słowo. Mechanicznie sięgnął po telefon i wybrał numer blondynki, niestety nie odpowiadała.
- Nie odbiera – powiedział prawie bezgłośnie. Mama zauważyła jego strach i podbiegła do niego próbując dodać mu otuchy ściskając jego rękę.
- Zadzwoń może do Bartka – podpowiedziała.
- To nic nie da, przecież on jest z Justyną w Sopocie na pewno nic nie wie. Nie chcę go martwić bez potrzeby. To niemożliwe, żeby jej się coś stało – przekonywał sam siebie. – Pojadę tam! – zerwał się gwałtownie znów odczuwając kontuzjowaną łydkę.
- W takim stanie nigdzie nie pojedziesz! – zaprotestował ojciec, ale brunet był głuchy na te protesty i kuśtykając do drzwi zgarnął kluczyki od BMW z szafki.
- Mówiłem coś! Nie pojedziesz słyszysz? Jeszcze sam spowodujesz wypadek, ja cię odwiozę – ostatnie zdanie zadziwiło Zibiego, ale nie protestował i oddał ojcu kluczyki.
Zakorkowana o tej porze Warszawa nie była ich sprzymierzeńcem, na każdym skrzyżowaniu Zbyszek tracił wiele cierpliwości . Przekonał się, że w tym stanie sam nie zajechał, by daleko, ale denerwowała go również prędkość z jaką prowadził Leon. Choć na wolnych odcinkach przekraczał setkę dla niego było to zdecydowanie za wolno. Nie potrafił odgonić od siebie najczarniejszych scenariuszy, że to auto Makowskiej uległo wypadkowi. W lokalnym radio jeszcze raz ponowiono komunikat, nie dowiedział się z niego niczego nowego. Poważne obrażenie kierowcy i pilota, brak ofiar śmiertelnych, to było tyle co musiało mu na tę chwilę wystarczyć. Czuł, że ojciec ma ochotę strzelić mu wykład typu, że miał racje z tym, iż rajdy wcale nie są tak bezpieczne, jak Makowska twierdziła, ale zachowywał milczenie. Próbował się do niej dodzwonić, niestety nadal bezskutecznie. Powtarzał w myślach, że to na pewno nie ona, że nic się jej nie stało, ale strach rósł z minuty na minutę, a gdy wreszcie dotarli na miejsce przybrał niewyobrażalny rozmiar. Zbyszek nie bardzo wiedział, gdzie ma się udać i kogo pytać o pomoc, wreszcie zaczepił pierwszą napotkaną osobę w kombinezonie podobnym do tego jaki nosiła blondynka.
- Przepraszam nie wiesz, kto uległ temu wypadkowi ?– oczekiwanie na odpowiedź, mimo że trwało sekundy dla niego było wiecznością.
-Ekipa 51 – usłyszał i z nadmiaru emocji musiał przytrzymać się ojca, który stał obok niego.
   
Tak zła, niedobra ja. Wiem, że jestem wredna z urywaniem w takim momencie, ale tak jakoś wyszło. Ups… Może jednak przeżyję i pozwolicie mi dodać kolejny rozdział. A tak na poważnie to nie lubię tej części. Sama nie wiem czemu wcale nie chodzi o zakończenie, ogólnie ten rozdział jest jakiś taki dziwny.
Widzę, że niektóre z was zaciekawiło pojawienie się tutaj Magdy. W tym opowiadaniu już się nie pojawi, ale rozwiniecie wątku LŚ planuję na „Pogmatwanym”, więc tam spotkamy się jeszcze z bohaterami „Niepoukładanych”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz