Z perspektywy Justyny….
Justyna od kilku dni usiłowała jakoś rozpocząć z Zibim rozmowę na temat jej obietnicy, ale za każdym razem tchórzyła. Sam nie wiedziała czego tak naprawdę się boi? Przecież Zbyszek nie zareagował źle na wieści o tym, że jest z Kubiakiem, teraz nawet nie była z Bartkiem. Co nie znaczy, że ich relacje z dania na dzień się nie zmieniły, raczej odwrotnie zaczęły przybierać inną bardzo obiecującą formę. Na razie chciała zwyczajnie wypytać brata jakie ma spostrzeżenie na temat tej deklaracji przed kilku lat. Kiedy już zbierała się w sobie, by przejść do tego wątku albo Bartman nie miał czasu bądź był zmęczony lub zdenerwowany po treningu. Zawsze sama znajdowała jakiś pretekst, by odwieść tę rozmowę. Wiedziała, że Kurek był, by gotowy w każdej chwili pogadać o tym ze Zbyszkiem. Nawet twierdził, że brunet nie będzie miał nic przeciwko temu. Justyna znała jednak swojego brata dużo lepiej niż Bartosz i nie zawsze, gdy on coś mówił to potem tak właśnie się działo. Zibi był skomplikowanym człowiekiem i często jego zdanie i poglądy zmieniały się w zależności od jego nastroju. Wolała uniknąć jakiegoś niekontrolowanego wybuchu, który był, by skierowany w niczego nie winnego Kurka. Nie raz złościła się na Zbyszka, że jest tak słabo zorientowany co się wokół niego dzieje. Czy on nie dostrzegał tego, że z Bartkiem spędza dużo czasu? Kurek często przesiadywał u nich do późnych godzin wieczornych i wcale nie były to wizyty tylko i wyłącznie związane z kumplem z drużyny. Z drugiej strony często spędzali czas we czwórkę, tak jak miało to miejsce jeszcze przed ich wypadem do Stolicy. Od tego czasu minęły ponad dwa tygodnie nawet Żaneta z małą pomocą Bartka zorientowała się co się święci. Obiecała jednak, że pozwoli jej wszystko samej załatwić. Tyna postanowiła, że dziś zrobi kolejne podejście i jak tylko Zibi wróci z wieczornego treningu to mu o wszystkim powie. Przygotowała nawet dla niego zupę pomidorową z ryżem którą tak uwielbiał. Wszystko tak na wszelki wypadek, by jeszcze poprawić mu humor. Usłyszała otwierające się z klucza drzwi i tupot maleńkich łapek Bobka, który pobiegł przywitać się z panem. Chwilę później Zbyszek siedział już przed nią uśmiechnięty od ucha do ucha. Uznała to za dobry znak.
-Zrobiłam pomidorową- powiedziała stawiając przed, nim talerz z gorącym wywarem.
-Chyba czytasz mi w myślach. Ostatni miałem ci właśnie powiedzieć żebyśmy kiedyś zrobili- zanurzył łyżkę w zupie i spróbował. Po jego minie mogła wyczytać, że mu smakuje.
-Zibi możemy pogadać?- zaczęła troszkę niepewnie wpatrując się w brata.
-Coś cię trapi? Nie ma, kto cię podrzucić do tej kumpeli u, której bawisz dziecko?- ten kompletnie źle ją zrozumiał.
Czy mu się dziwiła? Nie. Kiedy dostała pracę w klubie sprzedała mu bajeczkę, że zajmuję się dzieckiem koleżanki z grupy tanecznej, gdy ta jeździ na pokazy. Zibi już nie raz podrzucał ją do tej kamienicy, w której ona rzekomo mieszkała. Tyle tylko, że, gdy BMW znikało za rogiem Tyna przechodziła na drugą stronę ulicy i znikała za drzwiami Marando.
-Nie o to chodzi- starała się przyjąć jakiś beztroski wyraz twarzy, tak, by nie zauważył, że stresuję się tą rozmową.
-No to mów- zachęcił ją, nadal zajadając się zupą.
-Pamiętasz co ci obiecałam, kiedy rozstałam się z Kubiakiem?- spokojnie rozważając każde słowo zadała mu to pytanie. Na dźwięk nazwiska Michała Zbyszek zesztywniał. Nie dziwiło jej to, reagował tak zawsze, odkąd wyszło jak ją potraktował.
-Pamiętam- opowiedział po chwili ciszy jaka zapadła.
-Bo wiesz ja…- urwała nie wiedząc co dalej powiedzieć, choć tyle razy odgrywała tą scenę w myślach teraz wyraźnie zabrakło jej słów.
-Ja uważałam, że to była głupia obietnica- wtrącił.- Uznajmy, że nigdy jej nie było. Masz prawo być, z kim tylko chcesz. Nie daj Boże, jakby był to siatkarz, to ja nie mam nic przeciwko temu. Z resztą wydaje mi się, że mogłabyś sobie kogoś znaleźć, przecież od tamtego czasu nie byłaś z nikim na poważnie. Tylko wybieraj rozważnie, bo jak znów trafi ci się jakiś palant to nogi mu z dupy powyrywam- pogroził palcem uśmiechając się przy tym.
Brunetka siedziała totalnie zszokowana tym co usłyszała. Nie spodziewała się, że z ust jej brata padnie taka, a nie inna odpowiedź. Czuła, że on się zmienił tak bardzo, wydoroślał, zrozumiał wiele spraw, patrzył na świat, inaczej. To już nie był ten sam Zbyszek, z którym widywała się w okresie rozłąki sporadycznie, a ich kontakt często ograniczał się do rozmów telefonicznych.
-Naprawdę tak uważasz?- nie wierzyła do końca.
-Tak, ale pamiętaj, będę mieć go na oku. Oczywiście jak trafi się jakiś godny ciebie.
Chciała mu powiedzieć, że już się taki znalazł. Przecież warto wykorzystać sytuacje, gdy jest w tak wyśmienitym humorze, ale właśnie w tym momencie rozdzwonił się jego telefon.
Po chwili Zbyszek skończył rozmowę, z której wynikało, że chłopaki chcą się wybrać na jakąś imprezę.
-Szkoda, że musisz dziś iść do tej koleżanki. Tak to poszła byś z nami- zaznaczył.- To jak podrzucić cię do tej Łodzi?
-Nie rób sobie kłopotu, mam transport.
-To ja spadam pod prysznic i idę do mojej królewny- uśmiechnął się do niej i zniknął w korytarzu.
Tyna westchnęła, że nie wszystko poszło tak jak chciała, ale najważniejsze już wiedziała i okazało się, że Bartek miał rację.
Justyna od kilku dni usiłowała jakoś rozpocząć z Zibim rozmowę na temat jej obietnicy, ale za każdym razem tchórzyła. Sam nie wiedziała czego tak naprawdę się boi? Przecież Zbyszek nie zareagował źle na wieści o tym, że jest z Kubiakiem, teraz nawet nie była z Bartkiem. Co nie znaczy, że ich relacje z dania na dzień się nie zmieniły, raczej odwrotnie zaczęły przybierać inną bardzo obiecującą formę. Na razie chciała zwyczajnie wypytać brata jakie ma spostrzeżenie na temat tej deklaracji przed kilku lat. Kiedy już zbierała się w sobie, by przejść do tego wątku albo Bartman nie miał czasu bądź był zmęczony lub zdenerwowany po treningu. Zawsze sama znajdowała jakiś pretekst, by odwieść tę rozmowę. Wiedziała, że Kurek był, by gotowy w każdej chwili pogadać o tym ze Zbyszkiem. Nawet twierdził, że brunet nie będzie miał nic przeciwko temu. Justyna znała jednak swojego brata dużo lepiej niż Bartosz i nie zawsze, gdy on coś mówił to potem tak właśnie się działo. Zibi był skomplikowanym człowiekiem i często jego zdanie i poglądy zmieniały się w zależności od jego nastroju. Wolała uniknąć jakiegoś niekontrolowanego wybuchu, który był, by skierowany w niczego nie winnego Kurka. Nie raz złościła się na Zbyszka, że jest tak słabo zorientowany co się wokół niego dzieje. Czy on nie dostrzegał tego, że z Bartkiem spędza dużo czasu? Kurek często przesiadywał u nich do późnych godzin wieczornych i wcale nie były to wizyty tylko i wyłącznie związane z kumplem z drużyny. Z drugiej strony często spędzali czas we czwórkę, tak jak miało to miejsce jeszcze przed ich wypadem do Stolicy. Od tego czasu minęły ponad dwa tygodnie nawet Żaneta z małą pomocą Bartka zorientowała się co się święci. Obiecała jednak, że pozwoli jej wszystko samej załatwić. Tyna postanowiła, że dziś zrobi kolejne podejście i jak tylko Zibi wróci z wieczornego treningu to mu o wszystkim powie. Przygotowała nawet dla niego zupę pomidorową z ryżem którą tak uwielbiał. Wszystko tak na wszelki wypadek, by jeszcze poprawić mu humor. Usłyszała otwierające się z klucza drzwi i tupot maleńkich łapek Bobka, który pobiegł przywitać się z panem. Chwilę później Zbyszek siedział już przed nią uśmiechnięty od ucha do ucha. Uznała to za dobry znak.
-Zrobiłam pomidorową- powiedziała stawiając przed, nim talerz z gorącym wywarem.
-Chyba czytasz mi w myślach. Ostatni miałem ci właśnie powiedzieć żebyśmy kiedyś zrobili- zanurzył łyżkę w zupie i spróbował. Po jego minie mogła wyczytać, że mu smakuje.
-Zibi możemy pogadać?- zaczęła troszkę niepewnie wpatrując się w brata.
-Coś cię trapi? Nie ma, kto cię podrzucić do tej kumpeli u, której bawisz dziecko?- ten kompletnie źle ją zrozumiał.
Czy mu się dziwiła? Nie. Kiedy dostała pracę w klubie sprzedała mu bajeczkę, że zajmuję się dzieckiem koleżanki z grupy tanecznej, gdy ta jeździ na pokazy. Zibi już nie raz podrzucał ją do tej kamienicy, w której ona rzekomo mieszkała. Tyle tylko, że, gdy BMW znikało za rogiem Tyna przechodziła na drugą stronę ulicy i znikała za drzwiami Marando.
-Nie o to chodzi- starała się przyjąć jakiś beztroski wyraz twarzy, tak, by nie zauważył, że stresuję się tą rozmową.
-No to mów- zachęcił ją, nadal zajadając się zupą.
-Pamiętasz co ci obiecałam, kiedy rozstałam się z Kubiakiem?- spokojnie rozważając każde słowo zadała mu to pytanie. Na dźwięk nazwiska Michała Zbyszek zesztywniał. Nie dziwiło jej to, reagował tak zawsze, odkąd wyszło jak ją potraktował.
-Pamiętam- opowiedział po chwili ciszy jaka zapadła.
-Bo wiesz ja…- urwała nie wiedząc co dalej powiedzieć, choć tyle razy odgrywała tą scenę w myślach teraz wyraźnie zabrakło jej słów.
-Ja uważałam, że to była głupia obietnica- wtrącił.- Uznajmy, że nigdy jej nie było. Masz prawo być, z kim tylko chcesz. Nie daj Boże, jakby był to siatkarz, to ja nie mam nic przeciwko temu. Z resztą wydaje mi się, że mogłabyś sobie kogoś znaleźć, przecież od tamtego czasu nie byłaś z nikim na poważnie. Tylko wybieraj rozważnie, bo jak znów trafi ci się jakiś palant to nogi mu z dupy powyrywam- pogroził palcem uśmiechając się przy tym.
Brunetka siedziała totalnie zszokowana tym co usłyszała. Nie spodziewała się, że z ust jej brata padnie taka, a nie inna odpowiedź. Czuła, że on się zmienił tak bardzo, wydoroślał, zrozumiał wiele spraw, patrzył na świat, inaczej. To już nie był ten sam Zbyszek, z którym widywała się w okresie rozłąki sporadycznie, a ich kontakt często ograniczał się do rozmów telefonicznych.
-Naprawdę tak uważasz?- nie wierzyła do końca.
-Tak, ale pamiętaj, będę mieć go na oku. Oczywiście jak trafi się jakiś godny ciebie.
Chciała mu powiedzieć, że już się taki znalazł. Przecież warto wykorzystać sytuacje, gdy jest w tak wyśmienitym humorze, ale właśnie w tym momencie rozdzwonił się jego telefon.
Po chwili Zbyszek skończył rozmowę, z której wynikało, że chłopaki chcą się wybrać na jakąś imprezę.
-Szkoda, że musisz dziś iść do tej koleżanki. Tak to poszła byś z nami- zaznaczył.- To jak podrzucić cię do tej Łodzi?
-Nie rób sobie kłopotu, mam transport.
-To ja spadam pod prysznic i idę do mojej królewny- uśmiechnął się do niej i zniknął w korytarzu.
Tyna westchnęła, że nie wszystko poszło tak jak chciała, ale najważniejsze już wiedziała i okazało się, że Bartek miał rację.
***
Dochodziła 20
siedziałam właśnie nad projektem z elektromechaniki, kiedy usłyszałam ciche
skradanie się przez przedpokój. Widziałam, że to Zbyszek, zapach jego perfum
rozchodził się zawsze po całym Kurkowym mieszkaniu w chwili, gdy tylko się w,
nim pojawiał. Udawałam, że go nie słyszę niech ma radochnę z tej niespodzianki.
Nagle rozległ się huk i z niespodzianki nici.
-Cholera!- mamrotał Zibi a ja wyjrzała ze swojego pokoju patrząc na postać mojego faceta, który potknął się o wielgachne adidasy Kurka.- Czy on tych kajaków nie mógłby trzymać, gdzie indziej?- rzucił jeszcze w stronę obuwia, a potem nachylił się, by mnie pocałować. Nie wiem, czy to było normalne, ale miałam wrażenie, że nasze pocałunki za każdym razem są inne.
-Też się cieszę, że cię widzę- odparłam, kiedy skończyliśmy, całując przy okazji jego policzek, na którym pojawił się już drobny wieczorny zarost.
-Bartek jest?- spytał.
-A myślałam, że przyszedłeś do mnie- założyłam ręce na piersi i udawałam oburzoną.- Przecież dopiero co widzieliście się na treningu.
-Tak, ale Zator dzwonił, myślałem, że już wiesz -wyminął mnie kierując się w głąb mojego pokoju i usiadł na łóżku.
-O czym mam wiedzieć? Albo nie, poczekaj przyniosę coś do picia i potem mi opowiesz-, mimo że na mnie nie patrzył a spoglądał w kierunku notatek i rysunków uśmiechając się z podziwem przytaknął na moje słowa.
Wyciągałam właśnie szklanki, by nalać do nich soku, kiedy poczułam jego dłonie na moich biodrach, a usta na szyi.
-Tak sobie pomyślałem…- całował cal po calu zjeżdżając na linię obojczyka, gdy tylko ręką odsunął moje ramię przykryte przez koszulkę-…, że to już nie ważne co chciał Paweł.
-A co chciał?- starałam się nie pokazywać mu jak każdy kolejny dotyk jego ust rozbudzał we mnie rządzę. Doskonale wiedziałam, że on jest i tak w pełni tego świadom. Odwrócił mnie do siebie przodem, a potem jednym sprawnym ruchem posadził na szafce kuchennej. Dobrze, że w porę zdążyłam odsunąć na bok szklanki, inaczej stłukły, by się w drobny mak.
-Mieliśmy iść na imprezę, ale mam inny pomysł- ręce Zbyszka zawędrowały pod moją koszulkę częściową znikając też za paskiem moich spodni tak, że czułam jego palce na pośladkach. Sama zanurzyłam jedną rękę w włosach a drugą delikatnie przejeżdżałam po ustach bruneta intensywnie wpatrując się w zieleń jego tęczówek.
-O sorry już mnie nie ma- usłyszeliśmy rozbawiony głos Bartka, który udawał, że przysłania z zawstydzenia oczy.- Nie przeszkadzajcie sobie, ja tylko…- zamyślił się na chwilę.- A prysznic biorę i już znikam- Kurek wycofał się do tyłu ciągle mając dłoń na powiekach a my wybuchneliśmy śmiechem wyswobadzając się ze swoich objęć.
-Cholera!- mamrotał Zibi a ja wyjrzała ze swojego pokoju patrząc na postać mojego faceta, który potknął się o wielgachne adidasy Kurka.- Czy on tych kajaków nie mógłby trzymać, gdzie indziej?- rzucił jeszcze w stronę obuwia, a potem nachylił się, by mnie pocałować. Nie wiem, czy to było normalne, ale miałam wrażenie, że nasze pocałunki za każdym razem są inne.
-Też się cieszę, że cię widzę- odparłam, kiedy skończyliśmy, całując przy okazji jego policzek, na którym pojawił się już drobny wieczorny zarost.
-Bartek jest?- spytał.
-A myślałam, że przyszedłeś do mnie- założyłam ręce na piersi i udawałam oburzoną.- Przecież dopiero co widzieliście się na treningu.
-Tak, ale Zator dzwonił, myślałem, że już wiesz -wyminął mnie kierując się w głąb mojego pokoju i usiadł na łóżku.
-O czym mam wiedzieć? Albo nie, poczekaj przyniosę coś do picia i potem mi opowiesz-, mimo że na mnie nie patrzył a spoglądał w kierunku notatek i rysunków uśmiechając się z podziwem przytaknął na moje słowa.
Wyciągałam właśnie szklanki, by nalać do nich soku, kiedy poczułam jego dłonie na moich biodrach, a usta na szyi.
-Tak sobie pomyślałem…- całował cal po calu zjeżdżając na linię obojczyka, gdy tylko ręką odsunął moje ramię przykryte przez koszulkę-…, że to już nie ważne co chciał Paweł.
-A co chciał?- starałam się nie pokazywać mu jak każdy kolejny dotyk jego ust rozbudzał we mnie rządzę. Doskonale wiedziałam, że on jest i tak w pełni tego świadom. Odwrócił mnie do siebie przodem, a potem jednym sprawnym ruchem posadził na szafce kuchennej. Dobrze, że w porę zdążyłam odsunąć na bok szklanki, inaczej stłukły, by się w drobny mak.
-Mieliśmy iść na imprezę, ale mam inny pomysł- ręce Zbyszka zawędrowały pod moją koszulkę częściową znikając też za paskiem moich spodni tak, że czułam jego palce na pośladkach. Sama zanurzyłam jedną rękę w włosach a drugą delikatnie przejeżdżałam po ustach bruneta intensywnie wpatrując się w zieleń jego tęczówek.
-O sorry już mnie nie ma- usłyszeliśmy rozbawiony głos Bartka, który udawał, że przysłania z zawstydzenia oczy.- Nie przeszkadzajcie sobie, ja tylko…- zamyślił się na chwilę.- A prysznic biorę i już znikam- Kurek wycofał się do tyłu ciągle mając dłoń na powiekach a my wybuchneliśmy śmiechem wyswobadzając się ze swoich objęć.
***
Zbyszek
siedział u Bartka, który szykował się na wyjście do klubu a ja usiłowałam
dokończyć projekt ślęczałam przecież nad, nim od kilku dni. Nie mogła jednak
się skupić. Zibi wyraźnie planował na ten wieczór coś wielkiego. W sumie to już
kilkakrotnie próbowaliśmy dokończyć to, co zaczęliśmy w Warszawie, ale zawsze
coś nam przeszkadzało.
-Długo jeszcze?- stanął w drzwiach patrząc na mnie świdrującym wzrokiem. Teraz to już za nic się nie skupię.
-Chodź już prawię kończę, ale masz być grzeczny, przynajmniej, dopóki Bartek jest tutaj- wolałam oszczędzić Kurkowi jakiś ekstremalnych widoków, a, kto wie może i odgłosów.
Usiadł obok mnie sięgając jednocześnie laptop.
-Mogę?- zapytał, nim go otworzył. Nie miałam nic przeciwko, już nie raz, kiedy ja byłam zajęta sprawami związanym ze studiami on w tym czasie surfował po Internecie. Posłałam mu uśmiech potwierdzając zgodę i starałam się wrócić do myśli, która urwała się, kiedy Bartman wszedł do pokoju.
Muszę powiedzieć, że dogadywaliśmy się, Zbyszek wiedział, że studia są dla mnie ważne i, gdy miałam coś na głowie to nie próbował na siłę wymusić na mnie zmiany planów. Wiedział, że jak skończę to będę mieć czas tylko dla nas. Bartek krzątał się już w przedpokoju, a po chwili zastukał w drzwi uchylając je nieznacznie.
-Wychodzę!- i tyle go widziałam dzisiejszego dnia. Próbowałam się rozluźnić i dokończyć zadanie, ale nie mogłam, nie, teraz gdy obecność Zbyszka była tak namacalna. Siedział w rogu kanapy stukając w klawiaturę. Trudno najwyżej zabiorę się, za to jutro.
-Co tam znalazłeś?- szybko przemieściłam się w jego stronę, spojrzałam na ekran, by zobaczyć na jakiej stronie przebywa. Kiedy zobaczyła, że wszedł na mojego Facebook’a roześmiałam się w duchu, za to, że mnie szpieguje. Nie miałam na tym portalu niczego co chciałabym ukryć.
-Byłaś załogowana, sorry nie mogłem się powstrzymać. Dziwi mnie tylko jedno, co ty uważasz w naszym związku za skomplikowane?- to pytanie kompletnie zbiło mnie z pantałyku. O co mu chodzi?! Ja nawet na to nie zwróciłam uwagi.
- Mogę wiedzieć, o co ci chodzi? Nie ruszyłam tej opcji od mojego ostatniego związku. Co za różnica!- teraz to już się wkurzyłam.- Daj mi to!-, nim oddał mi laptop sama już dzierżyłam go w dłoniach i szybko odnalazłam jego profil wśród moich znajomych.
-Mnie się czepiasz, a sam co! Wolny! Może najpierw sam coś byś z tym zrobił a ode mnie wymagasz!- właśnie w tym momencie przypomniały mi się jego słowa wypowiedziane do ojca” Ustatkuję się, kiedy będę miał na to ochotę”. Wybuchłam na dobre. Niestety, tak już jest, kiedy ktoś mnie pożądanie wkurzy.
-A może ty zwyczajnie nie traktujesz nas poważnie, co?!- wiedziałam, że takiej agresji z mojej strony się nie spodziewał.
-Żanet to nie tak- próbował się do mnie przysunąć, ale ja umiejętnie znalazłam się poza zasięgiem jego rąk.
-Tak, a jak. No mów czekam!- ponaglałam go.
Zachowywałam się, jak rozhisteryzowana panienka? Może, ale chciałam wiedzieć, na czym stoję.
-Nie chce cię na nic narażać- zaczął.
Co on pieprzy!
-Co ty pieprzysz? Narażać! Na co, na te twoje głupie fanki? Mam je w dupie, słyszysz?! Nie podoba mi się to, że niby chronisz mnie przed nimi, a co one mi takiego zrobią, co?! Przecież nie napadną na mnie na ulicy. Tobie wcale nie chodzi o to, ty zwyczajnie nie traktujesz mnie poważnie! Przelecisz mnie raz, drugi, trzeci i mnie zostawisz. Minie euforia, nie będę cię już interesować i pójdziesz do innej!- sama nie wiedziała, kiedy w moich oczach zaczęły zbierać się łzy, ale powstrzymałam je. Złość była silniejsza od nich.
-Żaneta proszę cię nie wiesz jak to jest- mówił do mnie nie podnosząc głosu, ale jakoś mnie to nie zadowalało. Przecież Bartman to mistrz grania, także tego aktorskiego. Zdążyłam się o tym przekonać na początku naszej znajomości.
-Nie interesuje mnie to. Sama nie wiem, co to ma być między nami. Ok. spotykamy się, jest miło, ale, gdy jesteśmy w większym gronie ludzi to zdarzy ci się zachowywać jakbym byłą ci obojętna. Mam wrażenie, że nic dla ciebie nie znaczę!
-Zastanowi się co mówisz! Gdyby tak było to wiedz nie zawracał bym sobie tobą głowy! -teraz zauważyłam złość jaka pojawiła się u niego. Dobrze wolę to niż jakiś nieodgadniony wraz twarzy.
-Ja mam się zastanowić! A to twoje: ustatkuję się, kiedy będę miał ochotę!? Wiesz jak ja się, wtedy poczułam, jak zwykła panienka do towarzystwa, którą zostawisz, gdy ci się znudzi! Co to miało, wtedy być? Jak mogłeś jeszcze przy swoich rodzicach!- wstałam rzucając laptop na łóżko i wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami. Nie miałam ochoty na niego potrzeć. Niby takie nic a bolało. Nie potrafiłam, inaczej. Zwyczajnie bałam się, czy to co nas łączy nie jest tylko flirtem i jak mu się znudzę to on mnie zostawi ze złamanym sercem .Zakochałam się w, nim, z każdym kolejnym dniem uczucie, którym go obdarzałam było coraz mocniejsze. A on, nie wiedziałam co tak naprawdę do mnie czuję. Ok. powiedział mi, że się zakochał pierwszy raz od dawna. Może ja wymagam za dużo i histeryzuje bez powodu? Brakowało mi jakiegoś dowodu z jego strony, sama nie wiem jakiego. Może powinnam powiedzieć mu o ty spokojnie, że boli mnie, kiedy puszcza moją rękę, gdy spotykamy większą ilość osób, gdy odsuwa się ode mnie, kiedy pojawiają się kibice. Stałam bezsilna w korytarzu, a gdy usłyszałam, że uchylił drzwi pobiegłam prosto do łazienki. Nie będę teraz ani go oglądać ani z, nim rozmawiać.
-Żaneta otwórz- usłyszałam skruszony głos- Przepraszam nie wiedziałem, że tak to odbierasz. Porozmawiajmy.
-Nie, idź sobie!- ryczałam na dobre, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi łazienki łzy popłynęły mi po policzkach.
-Ale…
-Cicho bądź! Zastanów się nad tym jak ty widzisz nas, nie jestem rzeczą którą się zabawisz, a potem rzucisz w kąt. Jak wymagać to wymagaj również od siebie, a nie tylko ode mnie! – ostatkiem sił krzyknęłam w stronę drzwi, a potem opierając się o kabinę prysznicową schowałam spłakaną twarz w dłoniach.
-Długo jeszcze?- stanął w drzwiach patrząc na mnie świdrującym wzrokiem. Teraz to już za nic się nie skupię.
-Chodź już prawię kończę, ale masz być grzeczny, przynajmniej, dopóki Bartek jest tutaj- wolałam oszczędzić Kurkowi jakiś ekstremalnych widoków, a, kto wie może i odgłosów.
Usiadł obok mnie sięgając jednocześnie laptop.
-Mogę?- zapytał, nim go otworzył. Nie miałam nic przeciwko, już nie raz, kiedy ja byłam zajęta sprawami związanym ze studiami on w tym czasie surfował po Internecie. Posłałam mu uśmiech potwierdzając zgodę i starałam się wrócić do myśli, która urwała się, kiedy Bartman wszedł do pokoju.
Muszę powiedzieć, że dogadywaliśmy się, Zbyszek wiedział, że studia są dla mnie ważne i, gdy miałam coś na głowie to nie próbował na siłę wymusić na mnie zmiany planów. Wiedział, że jak skończę to będę mieć czas tylko dla nas. Bartek krzątał się już w przedpokoju, a po chwili zastukał w drzwi uchylając je nieznacznie.
-Wychodzę!- i tyle go widziałam dzisiejszego dnia. Próbowałam się rozluźnić i dokończyć zadanie, ale nie mogłam, nie, teraz gdy obecność Zbyszka była tak namacalna. Siedział w rogu kanapy stukając w klawiaturę. Trudno najwyżej zabiorę się, za to jutro.
-Co tam znalazłeś?- szybko przemieściłam się w jego stronę, spojrzałam na ekran, by zobaczyć na jakiej stronie przebywa. Kiedy zobaczyła, że wszedł na mojego Facebook’a roześmiałam się w duchu, za to, że mnie szpieguje. Nie miałam na tym portalu niczego co chciałabym ukryć.
-Byłaś załogowana, sorry nie mogłem się powstrzymać. Dziwi mnie tylko jedno, co ty uważasz w naszym związku za skomplikowane?- to pytanie kompletnie zbiło mnie z pantałyku. O co mu chodzi?! Ja nawet na to nie zwróciłam uwagi.
- Mogę wiedzieć, o co ci chodzi? Nie ruszyłam tej opcji od mojego ostatniego związku. Co za różnica!- teraz to już się wkurzyłam.- Daj mi to!-, nim oddał mi laptop sama już dzierżyłam go w dłoniach i szybko odnalazłam jego profil wśród moich znajomych.
-Mnie się czepiasz, a sam co! Wolny! Może najpierw sam coś byś z tym zrobił a ode mnie wymagasz!- właśnie w tym momencie przypomniały mi się jego słowa wypowiedziane do ojca” Ustatkuję się, kiedy będę miał na to ochotę”. Wybuchłam na dobre. Niestety, tak już jest, kiedy ktoś mnie pożądanie wkurzy.
-A może ty zwyczajnie nie traktujesz nas poważnie, co?!- wiedziałam, że takiej agresji z mojej strony się nie spodziewał.
-Żanet to nie tak- próbował się do mnie przysunąć, ale ja umiejętnie znalazłam się poza zasięgiem jego rąk.
-Tak, a jak. No mów czekam!- ponaglałam go.
Zachowywałam się, jak rozhisteryzowana panienka? Może, ale chciałam wiedzieć, na czym stoję.
-Nie chce cię na nic narażać- zaczął.
Co on pieprzy!
-Co ty pieprzysz? Narażać! Na co, na te twoje głupie fanki? Mam je w dupie, słyszysz?! Nie podoba mi się to, że niby chronisz mnie przed nimi, a co one mi takiego zrobią, co?! Przecież nie napadną na mnie na ulicy. Tobie wcale nie chodzi o to, ty zwyczajnie nie traktujesz mnie poważnie! Przelecisz mnie raz, drugi, trzeci i mnie zostawisz. Minie euforia, nie będę cię już interesować i pójdziesz do innej!- sama nie wiedziała, kiedy w moich oczach zaczęły zbierać się łzy, ale powstrzymałam je. Złość była silniejsza od nich.
-Żaneta proszę cię nie wiesz jak to jest- mówił do mnie nie podnosząc głosu, ale jakoś mnie to nie zadowalało. Przecież Bartman to mistrz grania, także tego aktorskiego. Zdążyłam się o tym przekonać na początku naszej znajomości.
-Nie interesuje mnie to. Sama nie wiem, co to ma być między nami. Ok. spotykamy się, jest miło, ale, gdy jesteśmy w większym gronie ludzi to zdarzy ci się zachowywać jakbym byłą ci obojętna. Mam wrażenie, że nic dla ciebie nie znaczę!
-Zastanowi się co mówisz! Gdyby tak było to wiedz nie zawracał bym sobie tobą głowy! -teraz zauważyłam złość jaka pojawiła się u niego. Dobrze wolę to niż jakiś nieodgadniony wraz twarzy.
-Ja mam się zastanowić! A to twoje: ustatkuję się, kiedy będę miał ochotę!? Wiesz jak ja się, wtedy poczułam, jak zwykła panienka do towarzystwa, którą zostawisz, gdy ci się znudzi! Co to miało, wtedy być? Jak mogłeś jeszcze przy swoich rodzicach!- wstałam rzucając laptop na łóżko i wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami. Nie miałam ochoty na niego potrzeć. Niby takie nic a bolało. Nie potrafiłam, inaczej. Zwyczajnie bałam się, czy to co nas łączy nie jest tylko flirtem i jak mu się znudzę to on mnie zostawi ze złamanym sercem .Zakochałam się w, nim, z każdym kolejnym dniem uczucie, którym go obdarzałam było coraz mocniejsze. A on, nie wiedziałam co tak naprawdę do mnie czuję. Ok. powiedział mi, że się zakochał pierwszy raz od dawna. Może ja wymagam za dużo i histeryzuje bez powodu? Brakowało mi jakiegoś dowodu z jego strony, sama nie wiem jakiego. Może powinnam powiedzieć mu o ty spokojnie, że boli mnie, kiedy puszcza moją rękę, gdy spotykamy większą ilość osób, gdy odsuwa się ode mnie, kiedy pojawiają się kibice. Stałam bezsilna w korytarzu, a gdy usłyszałam, że uchylił drzwi pobiegłam prosto do łazienki. Nie będę teraz ani go oglądać ani z, nim rozmawiać.
-Żaneta otwórz- usłyszałam skruszony głos- Przepraszam nie wiedziałem, że tak to odbierasz. Porozmawiajmy.
-Nie, idź sobie!- ryczałam na dobre, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi łazienki łzy popłynęły mi po policzkach.
-Ale…
-Cicho bądź! Zastanów się nad tym jak ty widzisz nas, nie jestem rzeczą którą się zabawisz, a potem rzucisz w kąt. Jak wymagać to wymagaj również od siebie, a nie tylko ode mnie! – ostatkiem sił krzyknęłam w stronę drzwi, a potem opierając się o kabinę prysznicową schowałam spłakaną twarz w dłoniach.
***
Z perspektywy Bartka…
Stał właśnie na skrzyżowaniu czekając aż światło zmieni się na zielone. Odwoził Pawła powrotem do Bełchatowa. Z ich wypadu do klubu prawie nic nie wyszło. Zibi z Żanetą postanowili zostać w domu. Wlazły nie miał ochoty na żadne wyjście a Winiar z Częstochowy nie będzie się tłukł na spotkanie patrząc na to, że dopiero co wrócił do domu z treningu.
-Głupio wyszło z tym wszystkim. Najpierw was zwołuje, a potem sam zmywam się pierwszy.
-Przestań, skoro Ewka mówiła ci, że źle się czuje to zrozumiałe, że wolisz być z nią niż siedzieć z kumplami. Z resztą widzisz jak wyszło. Było nas tylko czworo, a też nie będę już wracał. Możdżon z Novotnym dadzą sobie radę sami.
Barek rozglądał się w około trochę zniecierpliwiony tym oczekiwaniem na zmianę sygnalizacji. Jego wzrok przykuła sylwetka dziewczyny idącej drugą stroną ulicy. Wydawało mu się, że to Justyna, miała dokładnie taką samą kurtkę i czapkę, a do tego chód był podobny. Gdy zobaczył, że zbliża się do drzwi Marando był przekonany, że to jednak nie ona. Wszystko zmieniło się, gdy przy przekraczaniu progu oglądnęła się. To była twarz panny Bartman.
-Bartek zielone- poinformował go Zatorski.- Bartek!- ponowił.
-Co?- Kurek zdezorientowany tym co zobaczył nie wiedział, o co chodzi kumplowi.
-Jedź, zielone- ponaglił go.
-A tak- wcisnął pedał gazu i ruszył. Nie mógł zrozumieć czego był świadkiem przed chwilą. To byłą ona. Nie wierzył, że tak bardzo mógł się pomylić. Tylko, po co ona wchodziła do tego klubu. Przecież to był klub tańca egzotycznego i striptizu, był tam raz dla żartu z chłopakami. Ta myśl nie dawała mu spokoju. Gdy tylko odstawił Pawła do Bełchatowa zawrócił ponownie w kierunku Łodzi. -To nie może być prawda. Zwyczajnie mam już obsesję i mi się przewidziało- powtarzał na głos licząc, że to mu pomoże.
Stał właśnie na skrzyżowaniu czekając aż światło zmieni się na zielone. Odwoził Pawła powrotem do Bełchatowa. Z ich wypadu do klubu prawie nic nie wyszło. Zibi z Żanetą postanowili zostać w domu. Wlazły nie miał ochoty na żadne wyjście a Winiar z Częstochowy nie będzie się tłukł na spotkanie patrząc na to, że dopiero co wrócił do domu z treningu.
-Głupio wyszło z tym wszystkim. Najpierw was zwołuje, a potem sam zmywam się pierwszy.
-Przestań, skoro Ewka mówiła ci, że źle się czuje to zrozumiałe, że wolisz być z nią niż siedzieć z kumplami. Z resztą widzisz jak wyszło. Było nas tylko czworo, a też nie będę już wracał. Możdżon z Novotnym dadzą sobie radę sami.
Barek rozglądał się w około trochę zniecierpliwiony tym oczekiwaniem na zmianę sygnalizacji. Jego wzrok przykuła sylwetka dziewczyny idącej drugą stroną ulicy. Wydawało mu się, że to Justyna, miała dokładnie taką samą kurtkę i czapkę, a do tego chód był podobny. Gdy zobaczył, że zbliża się do drzwi Marando był przekonany, że to jednak nie ona. Wszystko zmieniło się, gdy przy przekraczaniu progu oglądnęła się. To była twarz panny Bartman.
-Bartek zielone- poinformował go Zatorski.- Bartek!- ponowił.
-Co?- Kurek zdezorientowany tym co zobaczył nie wiedział, o co chodzi kumplowi.
-Jedź, zielone- ponaglił go.
-A tak- wcisnął pedał gazu i ruszył. Nie mógł zrozumieć czego był świadkiem przed chwilą. To byłą ona. Nie wierzył, że tak bardzo mógł się pomylić. Tylko, po co ona wchodziła do tego klubu. Przecież to był klub tańca egzotycznego i striptizu, był tam raz dla żartu z chłopakami. Ta myśl nie dawała mu spokoju. Gdy tylko odstawił Pawła do Bełchatowa zawrócił ponownie w kierunku Łodzi. -To nie może być prawda. Zwyczajnie mam już obsesję i mi się przewidziało- powtarzał na głos licząc, że to mu pomoże.
Kłótnia z niczego. Ostatnio oglądam intensywnie jeden hiszpański serial a
tam kłócą się o wszystko i na każdym kroku. Jak widać przeszło na mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz