Od autorki.

Opowiadanie w pierwotnej wersji można znaleźć również na onecie pod adresem
www.niepoukladane-marzenia.blog.onet.pl
Jednak po tym jak onet się zaczął psuć przeniosłam je tutaj.

niedziela, 22 lipca 2012

29. Nowe pokłady nadziei zawsze drzemią w głębi nas.


Kolejne dni to było jedno wielkie piekło. Sama miałam ochotę zniknąć na jakiś czas, ale to wcale niczego, by nie rozwiązało. Nie mogłam przecież uciekać przed tym czego sama byłam częścią. Wszystko zaczęło się po naszym powrocie z Warszawy. W mieszkaniu Bartmanów przywitała nas nie tylko Tyna, ale i Bartek, a to szczególnie mnie zaskoczyło. Ich grobowe miny mówiły jedno: „ Stało się coś złego”. Gdy po dość pobieżnej relacji dowiedzieliśmy się, że Justyna została napadnięta Zbyszek wpadł w szał. Najpierw zaczął krzyczeć, że zabije tego skurwysyna, że specjalnie sam się gdzieś na niego zaczai itd. Potem znów naskoczył na siostrę, że to przez to, że nie była dość ostrożna, ale po chwil sam się zorientował, że te słowa nie były na miejscu. Jego wrzaski trwały i trwały a nasze uspokajające tony na nic się zdały, Bartman musiał wykrzyczeć swoje. Gdy każde z nas myślało, że sytuacja jest opanowana na tyle, że kolejny atak wściekłości siatkarza nam nie grozi, zaczęły się pytania przed, którymi żadne z nas nie mogło uciec a szczególnie Bartek. Tak wszystko wyszło na jaw, Zibi dowiedział się, że szatyn od dawna wiedział czy zajmuje się jego siostra i milczał. Chyba nikt nie chciałby być w skórze Kurka, gdy brunet raz po raz się na nim wyżywał. Normalnie aż się dziwiłam, że nie doszło do żadnych rękoczynów. Zbyszkowi wystarczyło jednak słowne atakowanie siatkarza, zarzucił mu brak lojalności, męskiej solidarności i zaufania, a nawet prawie zerwał ich przyjaźń. Wtedy stało się coś dziwnego, Justyna stanęła w obronie Bartka, nie spodziewałam się tego, Zbyszek, tym bardziej. Zaczęła tłumaczyć, że siatkarz o jej pracy w klubie dowiedział się przypadkiem i że wymusiła na nim obietnicę, że tą wiedzę zachowa wyłącznie dla siebie. Bartmana wcale nie zadowoliły te argumenty, ale musiał się z nimi pogodzić, dobrze wiedział jak to czasami bywa z obietnicami. To wcale jednak nie znaczyło, że o tak wybaczył Kurkowi, co to, to nie. Przez kolejne dni wszyscy chodziliśmy struci. Justyna złożyła doniesienie na policji i prawie pod przymusem została wywieziona do mieszkania Zibiego w Warszawie. Zbyszek twierdził, że nie mógłby spać spokojnie zostawiając nas same, gdy on wraz ze Skrą jechał do Kędzierzyna a ten cały typ nadal chodzi po wolności. Sama przeniosłam się na ten czas do rodziców do Łodzi, by nie przysparzać mu dodatkowych stresów. Z Bartkiem pogodzili się dopiero na imprezie po wygraniu siódmego Mistrzostwa Polski, ale wiedziałam, że dalej ma do niego wielki żal i ten tak szybko nie minie.
Stojąc teraz na Okęciu byłam nadal w szoku, że jednak lecimy we czwórkę. Gdy prawda wyszła na jaw sam Bartek nie miał już ochoty realizować mojego planu. Wyjaśnił mi to, że Justyna podczas szukania u niego pomocy powiedziała mu, że i tak nie jest w stanie mu wybaczyć. Dlatego Kurek stracił cały swój zapał, by walczyć dalej. Może to naprawdę nie był aż tak dobry pomysł, jak mi się wydawało i swatanie ich na siłę nie miało już większego sensu? Tyna również nie była zachwycona takim obrotem sprawy, ale po wielu namowach Zbyszka, który od czasu tego niemiłego zajścia ciągle jej pilnował zgodziła się. Popatrzyłam po nas i nikt nie powiedziałby, że wybieramy się na wakacje. Nasze miny wyrażały bardziej, że czeka nas jakaś niemiła uroczystość. Miałam złe przeczucia, że zamiast wspaniałych chwil może nas czekać najgorszy urlop w życiu. Obym się myliła.

…nie wiem czy słońce, które nas przywitało na Sycylii tak na nas wpłynęło, ale, gdy wysiedliśmy z autokaru zmierzając w stronę hotelu Grand Minareto wreszcie na naszych twarzach pojawiły się nikłe uśmiechy. Po załatwieniu wszystkich formalności nasza czwórka rozdzieliła się, my mieliśmy pokój na czwartym piętrze a pokoje Justyny i Bartka znajdowały się na szóstym w drugim skrzydle hotelu. Gdy zerknęłam na nich stojąc przy windach nic nie wskazywało na, to by coś miało się zmienić w ich stosunkach. Bartek żwawo maszerował z przodu a brunetka wcale nie dotrzymywała mu kroku. Wyglądali jak zupełnie obcy da siebie ludzie.

- Pięknie tutaj – stałam na balkonie naszego skromnego apartamentu spoglądając na widok, który prezentował się bajecznie. Niemal białe plaże, błękitna, spokojna woda Morza Śródziemnego i piękne przygrzewające lekko słońce. Pogoda jak na koniec kwietnia była tutaj wyśmienita a na niebie nie uraczyliśmy jak do tej pory ani jednej chmurki.
- Ciekawe jak wygląda to nocą? – Zbyszek dołączył do mnie oplatając ciasno swoje ramiona na moim pasie całując przy tym w ramię.
- Pewnie jeszcze piękniej niż teraz – szepnęłam, ciesząc się, bo odczułam, że wraca mu humor. – To co dziś robimy? Plaża, basen czy zwiedzamy?
- Plaża obowiązkowo – zdecydowanie podjął decyzję. Wróciłam do pokoju, by się przygotować.
Gotowa nałożyłam na siebie jeszcze zwiewną sukienkę poprawiając troczki od bikini, które niesfornie wystawały spodniej i wręczyłam brunetowi wiklinową torbę z resztą plażowych akcesoriów.
- Poczekasz na mnie przy recepcji? Pójdę po Justynę i Bartka – miałam nadzieję, że ta dwójka nie ma w planach spędzić całego dnia w zamkniętych pokojach.
- Żaneta obiecałaś, że nie będziemy ich niańczyć – westchnął lekko poirytowany.
- Przecież nic takiego nie robię. Idę tylko, im przekazać, że idziemy i zapytać czy do nas nie dołączą – ten chyba coś przeczuwał, że jak zwykle w moich działaniach kryje się drugie dno. – Zibi proszę cię nie złość się – masowałam jego przedramię wpatrując się przekonująco w te zielone tęczówki.
- No dobrze, ale pośpiesz się.
***
Z perspektywy Bartka…

Czuł, że to nie był dobry pomysł z tym wyjazdem. Jeszcze kilka dni temu dał, by się pokroić, za to, by się tutaj znaleźć, ale teraz wszystko wyglądało, inaczej. Zbyszek nadal miał do niego pretensje i choć ich relacje uległy poprawie daleko, im było do tego co udało, im się wypracować przez te 3 lata. Zachowanie Bartmana jeszcze jakoś mógł znieść, ale to co robiła jego siostra łamało mu serce kolejny już raz. Myślał, że po tym incydencie z napaścią przynajmniej trochę się to poprawi niestety Bartmanówna traktowała go z wyraźną rezerwą nie dając mu szans na jakiekolwiek zbliżenie się do jej osoby. Usłyszał pukanie, ruszył niechętnie otworzyć drzwi.
- A co ty się jeszcze nie przebrałeś – Żaneta niczym tajfun pełna pozytywnej energii wpadła do pokoju.
- Widzę, że idziecie gdzieś – Bartek zauważył strój kąpielowy na ciele przyjaciółki. – Plaża czy basen?
- Plaża, chodź z nami, nie będziesz chyba siedział sam – zachęcała go łypiąc przy tym podejrzliwie, już znał ten wzrok.
- Dzięki, ale nie chcę, obiecałem, że nie będę wam psuł wakacji i tak powinienem być wdzięczny, że jednak Zbyszek zgodził się bym z wami poleciał. Idźcie sami, naprawdę nie mam ochoty na nic, nie dziś – przysiadł ponownie na zasłanym łóżku.
- Bartek proszę cię nie poddawaj się, nie teraz. Nadal masz wyśmienitą okazję, by coś zmienić między wami – zaczęła go pocieszać, motywować. Szkoda, że sam nie widział w tym żadnego sensu.
- Nie widzisz jak to wygląda?! – zdenerwował się trochę.
- Widzę, ale może, kiedy Justyna zobaczy, że walczysz mimo tego jak ona cie traktuje to coś się w końcu zmieni z jej strony – nie chciał nawet pomyśleć, że Żanet może mieć rację.
- Skończyły mi się już pomysły jak mam ją do siebie przekonać, próbowałem już wszystkiego.
- Bądź sobą, przecież ona kiedyś cię lubiła tego nie ukryje nawet przed samą sobą, nie wierzę, że ona tego nie pamięta. No chodź z nami, nie pozwolę ci tutaj siedzieć – ciągła go dalej na plażę.
- Nie, wiesz, jak już coś to wolę się przejść trochę po okolicy – musiał wszystko przemyśleć, a plaża pełna turystów raczej nie była do tego dobrym miejscem.
- Dobrze, ale obiecaj mi, że pójdziesz i nie będziesz tu jednak siedział, a wieczorem idziemy wszyscy razem potańczyć i tym razem się nie wykręcisz – pogroziła mu zamaszyście placem i już jej nie było.

…wąskie uliczki pełne starych zabytkowych kamiennych domów, kolorowe kwiaty i umiarkowany gwar turystów ze wszystkich stron świata. Piaskowy kamień pod stopami, drewniane okiennice i zapachy włoskiego jedzenia towarzyszył mu podczas spaceru. Doszedł do niewielkiego placu, na którym znajdował się targ, przy jednym ze stoiska stała ona, wybierała kapelusze. Krótka biała sukienka i rozpuszczone włosy idealnie kontrastowały z jej oliwkową skórą. Gdyby jej nie znał mógłby wziąć ją za rodowitą Sycylijkę. Podszedł do niej powoli, zdecydował, że nie odpuści, że spróbuje ten ostatni raz podczas tych wakacji. Później, jeżeli nic się nie zmieni spasuje i będzie się starał jakoś o niej zapomnieć.
- Ja wybrałbym ten z zieloną wstążką, idealnie pasowałby do twoich oczu wydobywając z nich tą ukrytą zieleń – doradził a ta się odwróciła. Bartek zwrócił się do niej po angielsku, ale podejrzewał, że i tak rozpoznała go po barwie głosu, gdy tylko się odezwał, liczył jednak na to, że może sprzedawczyni jakoś mu pomoże.
- A skąd ty niby wiesz, że mam zielone oczy? – niechętnie zapytała wracając do przeglądania innych fasonów nakrycia głowy.
- Zawsze to wiedziałem, od samego początku, gdy tylko cie zobaczyłem – mówił prawdę, ale czy ona mu uwierzy, choć w jedno słowo.
- Ten młodzieniec ma rację, pasował, by pani ten kolor – kobieta pochwaliła jego wybór.
- Dziękuję, ale wezmę ten z czerwoną wstążką – Justyna na przekór złapała za wskazany kapelusz i włożyła go na głowę.
- W tym też pani do twarzy – zachwalała sprzedawczyni wydając resztę wręczonej sumy.
- Ten też ci pasuje – Bartek nie chciał odpuścić, może był trochę nachalny, ale ruszył za brunetką, która oddalała się od straganu.
- Dlaczego za mną idziesz?! – odwróciła się ze złością. – Chciałam w spokoju pozwiedzać.
- Ja też zwiedzam. Nie ma przeszkody w tym żebyśmy pozwiedzali razem – uśmiechnął się, starał się, by ten uśmiech był szczery. Pamiętał, że za to lubiła go najbardziej.
- Nie będę z tobą gadać. Zrozum zgodziłam się na ten wyjazd dla spokoju Zbyszka. Wcale nie jest mi na rękę, że tu jestem ani, że ty jesteś ze mną – Bartek odniósł wrażenie, że ta złość którą mu prezentuje nie jest aż tak mocna, jakby chciała naprawdę. Tak jakby powód tej irytacji wcale nie był taki jak właśnie mu podała.
- Możemy pozwiedzać w milczeniu – zaproponował.
- Nie odpuścisz? – bardziej stwierdziła niż zapytała i ruszyła przed siebie.
- Nie mam zamiaru – dołączył do niej.
- Miałeś się podobno nie odzywać – przypomniała mu zerkając z ukosa na niego. Dostrzegł w jej oczach rozbawienie. Uśmiechnął się ponownie do niej a ona odpowiedział mu nikłym, ale widoczny ruchem kącików warg ku górze.
***
Z perspektywy Justyny…

Niecierpliwiła się stojąc w lobby hotelowym co chwila nerwowo zerkała na zegarek, który teraz wskazywał 20.54. Wiedziała, że czeka ją wieczór spędzony w towarzystwie Bartka i tak będą wyglądać kolejne dni spędzone na włoskiej wyspie. Tutaj się od niego nie uwolni. Przestała już dociekać, kto tak naprawdę wpadł na pomysł, żeby te wakacje spędzili we czwórkę. Czy był to pomysł Zbyszka czy Żanety, a może ich wspólny? To, że Zbyszek po tym jak wyszło na jaw, że Bartek znał jej tajemnice nadal był przy tym, by jechali razem całkowicie zbiło ją z jakiegokolwiek tropu. Znała brata przecież jak nikt inny i wiedziała, że potrafi bardzo długo trzymać w sobie urazę, a to, że szatyn zachował jej tajemnice dla siebie bardzo go dotknęło. Doskonale pamiętała, że w tej piekielnej kłótni, która się, wtedy wywiązała między siatkarzami stanęła po stronie Kurka i usprawiedliwiała go. Dziwne? Może trochę, ale na pewno nie dla niej. Nie chciała być kolejny raz powodem, dla którego Zbyszek zerwie przyjaźń jaka się narodziła między nim a Bartkiem. Dlatego wzięła całą winę na siebie kompletnie omijając wszystkie szczegóły jak szatyn ją po tym wszystkim traktował. Wyszło jednak na to, że się zgodziła na wyjazd a jak się zgodziła to mogła przecież podejrzewać co ją czeka, a nie teraz się na siebie wściekać. Ale Tyna się wściekała, bo obok Kurka nie da się przejść obojętnie, nie da się go ignorować jeszcze, gdy na każdym kroku jest gdzieś obok. To nie było tak, że przestała pamiętać jak ją traktował, że mu przebaczyła i odsunęła wszystko w niepamięć. Czuła, że coś się dzieje, że coś w środku w niej nie pozwala, by aż tak odpychała go od siebie. Starała się, ale miała chwilę zwątpienia tak jak dziś podczas popołudniowego zwiedzania miasteczka. Poczuła obok siebie znajomą woń perfum, nie musiała się odwracać dobrze wiedziała, kto zaraz przy niej stanie. Szatyn ubrał kremowe jeansy i lnianą białą koszulkę zauważyła, że znów zaczął się uśmiechać tak jak lubi. Tak nadal lubiła ten szczery uśmiech, który wywoływał u niej to przyjemne ciepło. Nie ukrywała tego przed sobą, bo, po co miała się oszukiwać.
- Zakochańce się spóźniają – wskazał na zegarek, gdzie było już 5 minut po umówionej godzinie. – Ślicznie ci w żółtym – zauważył. Na każdym kroku ją komplementował . Zaczęła go nawet podziwiać za taką desperacje i walkę. Czyżby zachowania boiskowe przeniósł również na płaszczyznę osobistą? Sama, gdyby była odtrącana na każdym kroku już dawno, by zrezygnowała On chyba jednak nic sobie z tego nie robił.
- Już idą – zignorowała jego ostatnie słowa i ruszyła w stronę wyczekiwanej pary, która prezentowała się, jak zwykle bosko. – Pięknie wyglądacie – podsuwałam ich strój a szczególnie uważnie przyjrzała się ślicznej sukience Żanety a brata obrzuciła krótkim uśmiechem widząc, że już pierwszego dnia przeholował ze słońcem, bo był lekko czerwony na twarzy. Porwała Makowską pod rękę i wyprzedzając chłopaków o kilka kroków szył przodem zawzięcie plotkując o tym jakie atrakcje na nich czekają. Z godziny na godzinę zaczęła doceniać ten wyjazd. Postanowiła nie rozpamiętywać ostatnich przykrych dni i wydarzeń sprzed kilku miesięcy wstecz. Teraz, tutaj chciała żyć tym co da chwila.

…powoli sączyła kolejnego zamówionego drinka, nie chciała się upić, ale wprawić w lepszy nastrój. Śmiała się co chwila ze Zbyszka, który wraz z blondynką królował na pakiecie wyprobowując na niej wszystkie znane mu tańce. Już dawno nie widziała go tak szczęśliwego i zadowolonego z życia. Miała nadzieję, że to się już nigdy nie zmieni. Ją też nosiło, by ciągle być na parkiecie i oddawać się w tańcu, ale po kilku piosenkach przetańczonych z Zibim oddała go Makowskiej, niech się sobą cieszą. Sama wbijała rytym każdej melodii pod stołem delikatnie stukając obcasami o parkiet.
- Może jednak zatańczymy? – Kurek, który ciągle siedział obok niej kolejny raz proponował taniec. Dobrze pamiętała, że siatkarz nie jest wybornym tancerzem a ona miała ochotę tańczyć niesiona melodią, a nie pilnować każdego kolejnego kroku a z nim tak, to by właśnie wyglądało. Pokręciła tylko przecząco głową, by mu odmówić, zerknęła przy tym na niego widziała, więc, że jest mocno poirytowany jednak nadal twardo siedział przy stoliku. Nagle wstał gwałtownie, myślała, że idzie po kolejnego drinka, ale ten złapała ją za rękę i ciągnął na parkiet a z głośników leciały pierwsze rytym wygrywane przez saksofon. <kilik>
- Słyszysz słowa? – zwrócił się do niej, gdy piosenkarz zaczął śpiewać. Stali teraz na środku parkietu między innym tańczącym parami.
- Tak – potwierdziła. Nie wiedziała co siatkarz ma zamiar zrobić.
- Daj mi, choć ten jeden taniec, potem zostawię cię w spokoju – tym razem nie poczekał na odpowiedź a wymusił na niej pierwsze kroki. To co się stało w ciągu tych czterech kolejnych minut było nie od opisania. Bartek tańczył wyśmienicie, wcale nie tak jak zapamiętała z ich lekcji . Prowadził ją delikatnie, ale zdecydowanie, w jego repertuarze było wszystko, co można było przy tej piosence zatańczyć. To nie był zwykły taniec, w którym dziewczyna wtula się w partnera i kołyszą się tylko do rytmu. To był taniec, gdzie mogła dać się ponieść chwili. Melodia się zmieniła a czar jakoś pozostał.
- Dziękuję, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Teraz już zostawię cię w spokoju – ze smutkiem popatrzył w jej oczy i puścił dłoń.
- Bartek poczekaj! – chwyciła jego rękę w ponowy uścisk. – Może zatańczymy jeszcze do tej piosenki? – sama była zaskoczona tym co powiedziała, ale tak czuła w tej chwili. Chciała odpłynąć w tańcu, bo to dawało jej ukojenie, wewnętrzny spokój i jasny umysł . W tańcu niczego się nie bała i nie rozpamiętywała złych chwil. Wtedy na parkiecie zagrały same emocje, emocje, który chyba rozbudził w niej Kurek.
  
Te z Was, które czytają wszystkie moje opowiadania wiedzą, że często pojawia się tam jakiś motyw muzyczny, dlaczego, bo wiem, że przez muzykę i słowa piosenek można wiele przekazać. Sama kiedyś tak uratowałam swój obecny związek. Chciałam dać jakiś taniec, który pokazał, by jak to wyglądało miedzy naszą dwójką, ale niczego fajnego nie znalazłam, wszędzie było za dużo wygibasów, a to było zbyt nienaturalne. Dlatego mam nadzieję, że wasza wyobraźnia sama wam ukarze jak to było.
Nie przepadałam wcześniej za tą piosenką G. Michaela, ale jakoś chyba do niej dojrzałam, a ona mi tutaj pasuje idealnie. Rozdział wakacyjny miał być jeden, ale jak widać plany uległy zmianie i jeszcze Was tymi wakacjami u mojej kochanej czwórki pomęczę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz