Od autorki.

Opowiadanie w pierwotnej wersji można znaleźć również na onecie pod adresem
www.niepoukladane-marzenia.blog.onet.pl
Jednak po tym jak onet się zaczął psuć przeniosłam je tutaj.

niedziela, 22 lipca 2012

06. Nie jestem psycholożką.


Siedzę już w Bełchatowie 2 miesiące bez kilku dni, jeszcze tutaj nie zwariowałam, to jest sukces, ba, to jest sukces na skalę światową. Sezon twa już w najlepsze, z Bartkiem często mijamy się w drzwiach albo ja wychodzę, a on wraca albo na odwrót. Naprawdę zaczęłam się zastanawiać jak oni to wytrzymają: trening, mecz, trening, wyjazd znowu mecz. Kuraś nie miał czasu nawet na podstawowe czynności, padał na łóżko i zasypiał aż robiło mi się go żal. W domu zrobiło się jakoś tak pusto. Halo, halo puste 4 ściany zaraz zacznę gadać do siebie. Nie żartuję, ale czasami mi się to zdarzało. Kuba już dawno wrócił do Kędzierzyna i od tamtej pory widzieliśmy się tylko raz na meczu, kiedy Zaksa przejechała do Bełchatowa. Zawsze jak Bartek siedzi na hali ja często mam nos w książkach zagłębiając się namiętnie w budowę wszelkiego rodzaju rur, tłoków, przepustnic i systemów elektronicznych. No cóż nikt nie mówił, że 3 rok studiów jest łatwy, nawet, jeżeli robisz to, co kochasz. Zastanawiacie się pewnie co słychać u Steryda? Szczerze to nie bardzo wiem, widuję go rzadko o to zawsze wygląda tak samo, kilka uszczypliwości z obu stron, po czym każde idzie w innym kierunku. Ostatnio nawet mam jakieś dziwne wrażenie, że mnie unika. To przez to, że kiedyś idąc alejką w parku już z daleka rozpoznałam jego sylwetkę, po czym on jakoś tak zniknął, no bum i się rozpłynął. Przecież go szukać nie będę. Może mu jakiś ogromny pryszcz wyskoczył i bał się co mu na ten temat powiem. Kuraś chyba już się pogodził z tym, że się nie polubimy, nie każdy na tym świecie musi się przecież kochać.
Dziś była niedziela jedna z niewielu, które mogliśmy spędzić razem z Bartkiem. Przedpołudnie postanowiliśmy poświęcić na doskonalenie umiejętności kulinarnych Bartosza. Nie radził sobie źle, jeden z plusów naszego mieszkania był taki, że w końcu przestał bać się przyrządów kuchennych i zaczął ich używać jak należy.
-Teraz jeszcze roztop trochę masła- podpowiedziałam mu.
Bartek wziął widelec i zaczął pastwić się nad kostką masła roślinnego. Robił to z takim zapałem, że pół wylądowało na podłodze.
-Jestem beznadziejny- rzucił widelcem i usiadł przy stole.
-Wcale nie, myślisz, że mi się takie rzeczy nie zdarzają?- próbowałam go jakoś podbudować.
-Ogólnie jestem beznadziejny- powtórzył.
Coś tu było nie tak. Kurak zaczął na siebie narzekać, on zawsze pozytywnie nastawiony do świata. To musi być coś poważnego. Odłożyłam nóż i usiadłam naprzeciwko niego natarczywie się mu przyglądając, a on co, siedział ze spuszczoną głową i wpatrywał się w swoje palce, które wyginał we wszystkie możliwe strony.
-Bartek co jest?- zapytałam przejęta.
-Żanet powiedz co jest ze mną nie tak?
-Ale w jakim sensie?- to się robi przerażające.
-Czy ty widzisz we mnie faceta? Czy ja ci się podobam?
-Jesteś przecież facetem, na swój sposób jesteś przystojny.
O co mu do jasnej Anielki chodzi? Czy ja się mam zacząć bać?
-Żanet nie rozumiesz. Czy ja cię pociągam?- wydukał tak, że ledwo co to usłyszałam.
Mało nie prychnęłam ze śmiechu, przepraszam nie mogłam się powstrzymać. Jak on niby miał mnie pociągać? Znamy się tyle lat. Chyba nikt po za mną i jego mamą nie zna go tak dobrze.
-Bartek ja cię traktuję jak młodszego brata.
Żaneta myśl, jak z tego wybrnąć. Czemu, kiedy potrzebuję nigdy nic sensownego nie przychodzi mi to tej mojej makówki.
-Czyli nie?- dukał dalej.
-Kurek albo powiesz wprost, o co ci do diabła chodzi albo z tobą nie rozmawiam!- nie wytrzymałam. Ze mną trzeba od razu, a nie jakieś w koło Macieju i tak dalej.
-Przecież mówię wprost!- oburzył się.
-Wcale nie mówisz wprost!- warknęłam na niego.
-Mówię, ale ty mnie nie słuchasz! Pytam się czy cię pociągam?
Boże, czy to jest to o czym myślę? Czy Kurek się we mnie no wiecie.. STOP!! WRÓĆ!! To niemożliwe.
-Bartek czy ty?- no tak teraz to ja zaczęłam się jąkać, to zaraźliwe jest.- No wiesz?
-Co wiem?- spytał
Ech jego inteligencja i kojarzenie faktów mnie powala. Nasza rozmowa zaczęła przybierać jakąś nudną i oklepaną scenę wyjętą z ckliwej komedii romantycznej.
-Czy ty się we mnie zakochałeś?- wypowiedziałam na bezdechu i wlepiłam w niego swój wzrok.
-Ha, ha, ha!!- wybuchnął śmiechem.
Przestaje cokolwiek rozumieć! Czy w tym Bełchatowie w powietrze wypuszczają jakieś opary lansujące mózg? Czego on się śmieje?
-Czemu się śmiejesz? To nie jest śmieszne!
Kuraś nareszcie zamilkł, ale na jego twarzy wciąż malował się promienny uśmiech.
-Właśnie, że jest. A tak w ogóle dlaczego tak pomyślałaś?- spytał podejrzliwie mi się przyglądając.
-Bo zachowywałeś się dziwnie. Co cię naszło na jakieś pytania czy mnie pociągasz?!- zdenerwowałam się lekko.
-Tak tylko chciałem zapytać, a ty od razu jak każda dziewczyna dopowiedziałaś sobie resztę.
Tak , tak oczywiście wszystko moja wina. Zawsze jest wszystko na mnie.
-Ok. skończmy tę rozmowę, przestańmy się wydurniać i pogadajmy poważnie. Bo i tak widzę, że coś jest nie tak- mnie tak łatwo nie oszuka.
-Jak przyjaciele?
-Jak przyjaciele- odparłam.- No mówi wreszcie!- ponagliłam go, bojąc się, by nie zrezygnował z tej rozmowy.
-Wiesz chodzi o to że…
No, nie, on znowu wyłamuje sobie te palce.
-O to, że..- naciskałam
-Wiesz ja dalej jestem, no wiesz…
Tak , tak kurwa wiem! Jestem niczym wróżka Stella i wiem o wszystkim co się działo, dzieje i ma się stać.
-Nie jestem wróżką! Do rzeczy Bartek!- z, nim trzeba ostro.
-Ja ciągle tego nie robiłem- jęknął.
Gdyby człowiek w kilka chwil mógł się skurczyć to z Kurasia zostało, by może kilka centymetrów. A do mnie zaczęło docierać, o co mu chodzi. Wiedziałam o tej jego przypadłości, jeżeli tak ją można nazwać, ale nigdy jakoś Bartek mi się z tego nie zwierzał. Dlaczego to właśnie przy mnie dopadła go ta chwila słabości? Jarosz, gdzie jesteś? RATUJ!! Nie jestem żadną psycholożką czy terapeutką. Jak mam o, nim z tym pogadać?
-Bartek, ale to przecież nic takiego, na ciebie też przyjdzie czas- no cóż chyba forma pocieszania będzie najlepszą formą, z resztą innej nie znam.
-Ale ja się czuję wybrakowany. Pomyśl mam 22 lata, jestem znanym sportowcem, a z nikim się jeszcze nie przespałem. Czuję się, jak idiota. Czasami jak słucham w szatni tych wszystkich historii od chłopaków to aż mi się głupio robi. Nie powiem, im przecież, że jestem prawiczkiem, wyśmiali, by mnie.
-To nie są wyścigi. Jak dla mnie to jesteś wyjątkowy, a to oni są wybrakowani, oni już tego nie mają.
Matko czułam się jakbym pocieszała załamaną przyjaciółkę, a nie ponad 2 metrowego twardego faceta.
-Mi to przeszkadza. Zbyszek co chwila zasypuje mnie informacjami, z kim i, gdzie to robił, a ja mu tylko przytakuję.
Wiedziałam, normalnie wiedziałam, że w tym wszystkim swoje paluchy maczał Bartman!
-Co chcesz być taki jak on?! Droga wolna! Na każdym meczu znalazła bym minimum 30 panienek, które z chęcią zrobiły, by to z tobą nawet na płycie boiska przy pełnych trybunach!- wybuchłam.
-Ja chciał bym to zrobić z kimś, kto jest dla mnie ważny.
Kurek zdecydowanie mnie dobijał. Nie wiem jak wy, ale ja stanowczo wole Bartka wesołego, patrzącego na świat przez różowe okulary, a nie Kurka, z którym szczerze już nie wiedziałam jak mam postąpić.
-To w czym problem? Znajdź sobie kogoś, przestań postrzegać dziewczyny przez pryzmat, że lecą na ciebie tylko ze względu na sławę i kasę. Wiem, że 2/3 tak właśnie robi, ale trzeba zaryzykować, gdzieś tam jest ta jedyna.
Plotę jak jakaś stara baba, no cóż innego mam zrobić. Czemu nie mam żadnej normalnej przyjaciółki, koleżanki, kuzynki kogokolwiek, żeby podesłać Bartusiowi?
-Ja się tak zastanawiałem, że może moglibyśmy, no wiesz tak jak wtedy…
Czy on mówi o tym o czym ja myślę?
-Bartek, jeżeli myślisz, że pójdę z tobą do łóżka z potrzeby serca i współczucia to sorry, ale zapomnij!- nie mam już siły ani się na niego złościć ani śmiać się z jego poronionych pomysłów.
-Wtedy się nam udało- ciągnął dalej.
-Wtedy, wtedy zastanów się, ile mieliśmy lat 15? To był zwykły francuski pocałunek. Każde z nas chciało tego spróbować. Mam ci przypomnieć jak wszystkim odskoczyliśmy od siebie ciesząc się, że już jest po wszystkim?!
-Nie 15, ja miałem 13 lat- poprawił mnie Kuraś.
-Dobrze 13 niech ci będzie. Pocałunek a seks to dwie różne rzeczy.
Ręce i nogi mi przy, nim opadają. Niestety, jak on sobie coś ubzdura to będzie się tego kurczowo trzymał aż jego pomysł sam z siebie nie upadnie.
-Moglibyśmy, chociaż spróbować.
Zaczęłam go podziwiać, kogo innego już dawno zlała bym po psyku za taką propozycję, ale nie Bartka, nie dziś.
-Do tego trzeba, choć trochę pożądania. Wybacz, ale ja do ciebie nic takiego nie czuję. Mógł byś nawet stanąć tutaj nagusieńki a ja nie poczuła bym nic. Jak to miało, by wyglądać, że co będę leżeć pod tobą jak kłoda aż ty wypełnisz swoją powinność?
Szatyn zaczął zastanawiać się nad tym, co ja przyjęłam jako dobrą wróżbę.
-No dobra przepraszam to był głupi pomysł.
Kamień spadł mi z serca, że przejrzał na oczy.
-Nie masz mi tego za złe, prawda?- wypytywał.
-Nie mam ,ale chyba powinnam. Niestety, nie potrafię się na ciebie gniewać o to.
-Ja też cię kocham jak siostrę, ale jak, to jest możliwe, że cię nie pociągam?- uśmiechnął się a w jego niebieskich tęczówkach pojawiła się radość i coś jeszcze.- Chciał bym coś jeszcze sprawdzić.
Wiedziałam, że na tym nie poprzestanie, to było, by do niego nie podobne.
-Bartek nie, nie zgadzam się!- zaczęłam protestować, on jednak zbliżał się do mnie coraz bliżej i bliżej. Wstałam i odsunęłam się do niego aż napotkałam na swojej drodze ścianę, do której dosłownie się przykleiłam.
-Żaneta tylko sprawdzę- przysunął się do mnie na odległość kilku centymetrów. Jego usta zbliżały się z każdą chwilą.
-Kurek nie, słyszysz!- udało mi się powiedzieć, nim poczułam jego wargi na swoich.
Jakoś nie miałam nawet okazji, żeby zamknąć oczy. To było dziwne, nie dziwne to mało powiedziane to było dziwne do kwadratu. Mój najlepszy przyjaciel stał właśnie nade mną i mnie całował, a ja całowałam jego. Poczułam nawet koniuszek jego języka w moich ustach, ale nic więcej. Żadnej euforii, motyli w brzuchu, przyśpieszonego rytmu serca. Nic, zero ani tyci tyci. Nie trwało to długo, Kurek po chwili przestał.
-Rzeczywiście, ja też nic nie czuję- roześmiał się, a ja w tej chwili poczułam, że to był w pewien sposób komplement.-To było dziwne- stwierdził dodatkowo.
-Dziwne i nigdy więcej tego nie rób! Wyleczyłeś się już ze swoich pomysłów? -zapytałam bojąc się co jeszcze przyjdzie mu do głowy.
-Chyba tak.
-Chyba?
-Ok na pewno- przekonywał mnie.
-To dobrze, ale jak będziesz miał znowu wahania nastrojów lepiej zadzwoń do Jarskiego, ja chyba kolejnego wybryku z twojej strony nie przeżyję.
-Jakiego wybryku- w drzwiach pojawił się Steryd z tym swoim przylepionym uśmieszkiem nr 89.
Jeszcze mi jego tutaj teraz potrzeba!!
-Nie nauczyli cię pukać?!
-Hej dziś niedziela, mogła byś być bardziej sympatyczna.
-Nie przypominam sobie, żeby dziś był dzień dobroci dla zwierząt- odpyskowałam mu zaczynając tym samy nasze standardowe już przekomarzania.
W sercu dziękowałam swojemu, szczęściu/ głupocie czy czemuś tam jak to woli, że Bartman pojawił się dopiero teraz. Co, by było, gdyby wszedł do mieszkania kilka chwil wcześniej?


Rozdział pisany na totalnym spontanie, wymuszony wczoraj przez tą, która daje tutaj inspirację dla głównej bohaterki. Tak , tak Żanetko to przez Ciebie jest ten rozdział. Nawet pomysł wątku jest jej, chciałaś to masz. Taka z niej mądrala, ale sama nie napisze nic, tylko wszystko zrzuca na moje barki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz