Od autorki.

Opowiadanie w pierwotnej wersji można znaleźć również na onecie pod adresem
www.niepoukladane-marzenia.blog.onet.pl
Jednak po tym jak onet się zaczął psuć przeniosłam je tutaj.

niedziela, 22 lipca 2012

07.Pokonamy kosmitów.


 Wracałam właśnie z zakupów, byłam na siebie zła. Tak, bo tylko ja mogłam wpaść na pomysł, żeby iść po nie na piechotę, a teraz taszczę dwie ciężkie torby. Niestety, tak to już jest, kiedy mieszkasz z Kurkiem, a jego żołądek przypomina worek bez dna. Nawet zwyczajnych zakupów nie można z tym człowiekiem zrobić, bo zawsze wkłada do koszyka nie to, co trzeba. Wolałam, więc uwinąć się z tym sama. Szłam alejką parku chwytając chyba ostatnie ciepłe promienie słońca tego roku. Była już przecież końcówka listopada, jak nic niedługo zrobi się szaro i ponuro. Z racji tego, że była godzina popołudniowa park był pełen ludzi, jednak tę sylwetkę rozpoznała bym wszędzie, nawet po ciemku. Z naprzeciwka zbliżał się Steryd. Jeszcze jego mi tutaj brakowało! Co on sobie tak ten park upatrzył? Nie ma innych w pobliżu? No dobra, nie oszukujmy się ten jest najbliżej naszego miejsca zamieszkania. Jego osoba z każdym kolejnym krokiem byłą coraz bliżej 300 metrów, 200 i nagle on znowu polazł gdzieś w bok. O nie, kolejny raz nie dam się na to nabrać! Gdzie on znów poszedł? Przyśpieszyłam kroku i w kilka chwil znalazłam się w miejscu, w którym zniknął Bartman, a po, nim nie było ani śladu. Co on David Copperfield !? Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie go nie było. Trudno zagadka zostanie nierozwiązana, ale teraz już mu nie odpuszczę i tak się dowiem co on najlepszego wyrabia. Może się chowa w krzakach, żeby podglądać innych? Kto go tam wie , co siedzi w jego małym móżdżku. A może on to robi specjalnie, żeby mnie jeszcze bardziej wkurzyć, założę się, że mnie widział, a teraz stoi gdzieś za drzewem i się ze mnie nabija. Już miałam iść dalej, kiedy o moją nogę otarł się śliczny mały York. Zaczął się do mnie łasić i opierać głowę o moją łydkę, dając mi tym do zrozumienia, że chce, żeby go pogłaskać. Spojrzałam na alejkę w pobliży nie było nikogo, kto mógł, by być potencjalnym właścicielem psiaka.
-Co piesku, gdzie twoja pani?- przykucnęłam i zaczęłam go drapać za uszami.
Matko jaki słodziak z niego. Zauważyłam granatową obróżkę, do której była przyczepiona plakietka z imieniem pieska „Bobek”. Biedactwo, kto mu dał takie imię?
-Bobik, zgubiłeś się?- spytałam psinkę.
Tak gadałam do zwierząt i nie widzę w tym nic dziwnego. Przecież one rozumieją. Usiadłam na pobliskiej ławeczce, a pies nie odstępował nie na krok.
-I co z tobą zrobimy? Poczekamy tutaj może twoja pani się znajdzie.
Ten mały cwaniak wskoczył mi na kolana i zaczął się tulić do mnie. Nagle zeskoczył i pobiegł w bok zatrzymując się obok swojego właściciela, który stał już niecałe 10 metrów ode mnie. Boże, wygląda na to, że, to jest pies Bartmana! Miałam ochotę przetrzeć oczy ze zdumienia czy mi się to przypadkiem nie przewidziało, ale nie to był naprawdę on.
-Bobek gdzieś ty był!? Tyle razy ci mówiłem żebyś nie biegał niewiadomo gdzie!- zbeształ psa.
Widzicie on też gada do zwierząt, nie jest jeszcze ze mną tak źle. York miał jednak swojego pana najwyraźniej gdzieś, odwrócił się i ani się spostrzegłam a powrotem siedział mi na kolanach. Sama nie wiedziałam co robić? Widać polubił mnie, co nie tyczyło się oczywiście jego pana.
-Pierwszy raz widzę, żeby on się tak do kogoś przymilał- Zbyszek usiadł obok mnie.- Jest strasznie nieufny wobec ludzi.
Czy mi się wydaje czy on pierwszy raz odezwał się do mnie normalnie? Może to pies tak na niego działał.
-Nie wiedziałam, że gustujesz w takich rasach- nie mogłam się powstrzymać. Serio to było zabawne, dwumetrowy facet z psem, którego mógł, by pewnie zmiażdżyć jednym uściskiem.
-A ty jak zwykle musisz być złośliwa- wytknął mi.
Ciekawe od, kiedy mu to przeszkadza? Wcześniej sam mi dogryzał, ile wlezie.
-No przecież, to jest zabawne. Nie wierzę, że sam tego nie widzisz.
No ok. może udam nam się, choć raz pogadać jak cywilizowani ludzie, co mi szkodzi.
-Jakoś tego nie wiedzę. Małe psy po prostu są wygodniejsze w utrzymaniu i szybciej się adaptują- Bobek przeskoczył na jego kolana, a Bartman zaczął pieszczotliwie go głaskać.
Kiedy patrzyłam tak na tę dwójkę ujrzałam bruneta w całkiem innym świetle, wydawał się taki bardziej sympatyczny. Mówię wam to wszystko za sprawą Bobika, pies zniknie, zniknie też ten inny Bartman.
-Raczej spodziewała bym się u ciebie pitbulla, a nie yorka- dalej mnie to dziwiło.
-Nawet mi nie mów te psy są wstrętne. Po za tym mój psiak musi być tak samo piękny, jak właściciel. Laski lecą na słodkie zwierzęta, a nie na te, które wyglądają jak mordercy. Widać działa jak należy- spojrzał na mnie i poruszył znacząco brwiami.
I nici z sympatycznej rozmowy, wrócił dawny Steryd. A ja myślałam, że chce pogadać.
-O co ci chodzi? To on podszedł do mnie, a nie ja poleciałam na niego!? Z resztą kiepski z ciebie właściciel, skoro nawet takiego psa nie potrafisz upilnować!- burknęłam.
-Żanet spoko, żartowałem tylko.
On do mnie powiedział Żanet? Dotychczas zawsze byłam Żyletą. Nic z tego nie rozumiem. Idę, bo jeszcze stanie się coś czego nigdy bym się z niego strony nie spodziewała i stwierdzę, że Bartman vel Steryd jest normalny, a już na pewno normalniejszy.
-Ok. spaceruj sobie, ja idę do domu.
Wstałam, dźwignęłam ciężkie siatki i ruszyłam w kierunku bloku.
-Poczekaj, pomogę ci!- zawołał za mną.
Chyba się przesłyszałam.
-Żaneta stój, słyszysz!- a jednak nie przesłyszałam się.
Stanęłam chyba bardziej dlatego, że byłam w szoku niż, że on mnie o to porosił. Nie zauważyłam nawet, kiedy obie reklamówki znalazły się w jego dłoniach a ja miała na rękach Bobka. Razem wróciliśmy do domu. Był to najdziwniejszy spacer, odkąd pojawiłam się w Bełchatowie.

***
Od mojego spaceru ze Zbyszkiem minęły dwa dni. A tak w ogóle to od, kiedy zaczęłam na niego mówić Zbyszek? Zaczynam się bać, najpierw mówię Zbyszek potem zacznę mówić Zibi, a co będzie później? Dobra przyznam się on jak chce to potrafi być w porządku, ale to wcale nie znaczy, że się do niego przekonałam. Jedna jaskółka wiosny nie czyni jak mówi znane powiedzenie. Dziś Skra grała ważny mecz w Lidze Mistrzów i to nie z, byle kim, bo z Trentino. Bartek od wczoraj był już w Łodzi, a ja dziś tak jak obiecałam miałam dotrzeć na halę. Dowiedziałam się, że kilku kumpli z wydziału również wybiera się na ten mecz. Nie dawali Skrze żadnych szans, ja w sumie też raczej była bardziej za tym, że wygra Trentino. Przyjechałam do Atlas Areny ponad godzinę przed meczem. Ochronie nie było w smak wpuszczać już o tej godzinie kibiców, ale plakietka VIP robi swoje. W korytarzu spotkałam się z Bartkiem.
-I jak nastroje?- spytałam, gdy tylko udało mi się wyrwać z jego uścisku.
-Bojowe. Jak wszystko odpali jak należy to powinno być dobrze- ochoczo stwierdził szatyn.
-Będzie Bartek będzie. Pozdrów chłopaków i powiedz, że trzymam za was wszystkich kciuki- pokazałam mu ściśnięte dłonie na znak potwierdzenia.
-Powiem na pewno, a kciuki się przydadzą.
Humor mu dopisywał, a to był dobry znak mimo tego, że był skoncentrowany to biła od niego pewności siebie, a w starciach z takim przeciwnikiem to już połowa sukcesu.
-Powiedz też, że wierzę, iż pokonacie tych kosmitów- zaśmiałam się.
No dobra może ja sama nie wierzyłam w to aż tak bardzo, ale przecież nie muszę tego okazywać.
-Kosmitów?- Kurek spojrzał na mnie podejrzliwie z szerokim uśmiechem na twarzy.
-No co, czasami czytam fora internetowe, tak o nich kibice piszą. Idź już- pogoniłam go i po kilku sekundach Bartek zniknął mi z oczu.

***
Wszedł do szatni, gdzie panowała nieco nerwowa atmosfera. W powietrzu aż było czuć wolę walki i chęć wygranej. Każdy skupiał się na swój sposób te kilka minut przed rozgrzewką. Jednym nie było to wcale potrzebne, tak jak Winiar z Szamponem żartowali między sobą inni zwyczajnie rozmawiali. Za to Zator, Bartman i Bąku słuchali muzyki ze swoich mp3 a Możdzon siedział oparty o ścianę i z zamkniętymi oczami coś mamrotał do siebie pod nosem.
-Macie pozdrowienia od Żanety. Trzyma za nas wszystkich kciuki- zakomunikował wesoło Kurek.
-Za wszystkich?- spytał dla potwierdzenia Zibi.
-Tak za wszystkich i jeszcze powiedziała, że pokonamy tych kosmitów.
-A, kto to ci kosmici?- Novotny spojrzał zdziwiony na Kurka.
-Kuba jak to, kto, zawodnicy z Trento.
-Mówiłem, że to nasza dziewczyna- zaśmiał się Pliński.- I do tego zna się na rzeczy. Pokonajmy, więc kosmitów.
-Pokonamy!- krzyknęli chóralnie.
Mecz zaczął się po myśli Skry, odrzucili włoskich zawodników od siatki zagrywką, dzięki temu mogli rozgrywać dowolną ilość zagrań każdą strefą. Łódzka publiczność niosła ich niczym na skrzydłach. Nawrocki wprowadzam tylko lekkie taktyczne zmiany, a to na zagrywkę,a, a to na blok. Jednym takim spektakularnym blokiem został zatrzymany Juantorena i to nie przez, byle kogo, bo przez wyrwanego z kwadratu Bartmana. Drugi set toczył się na przewagi, ale pod koniec o te dwie akcje znów byli lepsi zawodnicy z Bełchatowa. Trzecia partia miała pokazać czy drużyna z Trydentu jest w stanie podnieść się i zawalczyć jeszcze w tym spotkaniu, wiele również zależało od tego czy Bełchatowianie, im na to pozwolą. Nic na to jednak nie wskazywało. Skra grała swoje, narzuciła swój rytm. W górze był piłka meczowa, która efektownie w boisko wbił Kurek. *
(moja własna interpretacja meczu, szczerze nie bardzo pamiętam już jak on wyglądał, a i Zibiego trzeba było tutaj wcisnąć :P)
***

Nie wierzę normalnie nie wierzę, oni to zaraz wygrają. Jeszcze tylko dwa punkty, jeszcze tylko jeden. Tak mamy kontrę Bartek obronił piłkę, a potem Falasca wystawił do niego, a on skończył ją w swoim stylu. Skra wygrała! W moich oczach zaświeciły się ogniki radości, już dawno się tak nie cieszyłam. Cała paliłam się, żeby wejść już na płytę boiska i, im wszystkim pogratulować. Wreszcie zobaczyłam Kurka, który przywoływał mnie gestem ręki.
-A widzisz, mówiłam, że wygracie- trzepnęłam go w ramię.
-To tak gratulujesz zwycięzcy, bijąc mnie, miałem nadzieję na cos innego- Bartek już nadstawiał policzek, żeby dostać buziaka. Spełniłam jego prośbę, należało mu się.
-Ja też chcę- usłyszałam od stojącego obok Zatorskiego. Powtórzyłam, więc ten gest również na policzku Pawła.
Ani się obejrzałam a takich gratulacji domagali się prawie wszyscy zawodnicy, ostatni w kolejce ustawił się Bartman.
-Mi też się chyba należy?- spytał cwaniacko.
-No nie wiem, raczej nie zasłużyłeś- droczyłam się z, nim.
-Nie chcesz to nie!- burknął pod nosem i odwrócił się ode mnie.
-Czekaj, no dobra, za ten blok ci się należało!- zawołałam, ale mnie olał.- Bartman, mówię do ciebie!- dalej zero reakcji.
Phi, co mam go niby błagać, nie to nie, łaski bez. Ruszyłam w kierunku reszty chłopaków, ale nie dane mi było odejść nawet kilka kroków. Czyjeś ręce znalazły się na moich ramionach i odwróciły mnie w drugą stronę.
-Więc jak będzie?- patrzył na mnie tymi zielonym oczami i czekał na pocałunek.
-Co jak?- udałam głupią.
-Dobrze wiesz co. No dalej, czekam- stał tak z nadstawionym w moim kierunku policzkiem.
Nie wiem czemu, ale strasznie spodobał mi się ten moment wyczekiwania z jego strony. Wspięłam się na palce i milimetr po milimetrze zbliżałam się do jego twarzy.
-Impreza!! Co w na to?- między nami w jednej chwili pojawił się Kurek.
Zbyszek patrzył na niego wzrokiem seryjnego mordercy, czym jeszcze bardziej mnie rozbawił.
- Powiedziałem coś nie tak? Co tak się na mnie gapisz jakbym ci Bobka zabił?- spytał lekko zdezorientowany Bartosz widząc wkurzonego bruneta.
-Zdaje ci się- Bartman przybrał wyraz twarzy, z którego nic nie można było odczytać- Jeszcze nie skończyliśmy, chcę odebrać swoją nagrodę- szepnął mi do ucha tym seksownym zniżonym głosem, nim znikną razem z Bartkiem w szatni, a mi po całym ciele przeszedł przyjemny dreszcz.

 

Chciała bym wam bardzo podziękować za wszystkie komentarze. Nie spodziewałam się, że to opowiadanie zostanie tak dobrze przyjęte zważając na to, że jest jakie jest. Dziękuje :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz