Od autorki.

Opowiadanie w pierwotnej wersji można znaleźć również na onecie pod adresem
www.niepoukladane-marzenia.blog.onet.pl
Jednak po tym jak onet się zaczął psuć przeniosłam je tutaj.

niedziela, 22 lipca 2012

14. Nie umawiam się z siatkarzami.


  Z perspektywy Bartka…

Trening powoli dobiegał końca. Bartek miał na dzień dzisiejszy wszystkiego serdecznie dość. Najbardziej irytował go Zbyszek, z którym przez ostatnie 30 minut przyszło mu ćwiczyć przyjęcie i atak. Bartmanowi jadaczka się nie zamykała, ciągle gadał o Żanecie. Kurek cieszył się ich szczęściem, ale nawet najbardziej oddany przyjaciel miałby po dziurki w nosie ciągłego wysłuchiwania jak to jest im ze sobą dobrze. Taki monolog swoim repertuarze prezentował Zbyszek już od kilku dni. Najgorzej było na wyjazdach, kiedy ta dwójka się ze sobą rozstawała. Wreszcie zrozumiał, że zwyczajnie im zazdrości tego szczęścia. Nie była to może żadna chora zazdrość, ale wystarczająco deprymowało go wszystko związane ze świeżo upieczoną parą. Ona za nic nie potrafił zbliżyć się do Justyny. Dziewczyna wyraźnie odnosiła się do niego z dystansem, a sam nie umiał jej w żaden sposób podejść, jeszcze, kiedy w pobliżu przebywał Bartman. Dziś Kurek liczył na to, że uda mi się zamienić z brunetką więcej niż kilka zdań. Tyna po ich treningu 3 razy w tygodniu prowadziła zajęcia z hip hopu na przybocznej do hali salce.
-Idziesz?- zapytał Bartman odkładając piłkę na bok.
-Zostanę jeszcze trochę, potrenuję zagrywkę- wykręcił się szatyn, a Zibi zostawił go samego.
Reszta chłopaków też powoli znikała w korytarzu, który prowadził do szatni. Bartek tak jak powiedział ćwiczył serwis. Nijak mu to wychodziło i w końcu zrezygnowany ostatni raz cisnął piłę w siatkę i udał się pod prysznic. Spojrzał na zegarek, do zakończenia zajęć przez pannę Bartman zostało 20 minut. Kiedy się przebrał udał się do mniejszej sali, gdzie dziewczyna z wielkim zaangażowaniem prowadziła zajęcia pokazując kolejne figury i ruch potrzebne do układu. Była tak zaabsorbowana grupą swoich podopiecznych, że nawet nie zauważyła jak ją obserwuje. Teraz mógł jej się na spokojnie przyglądać. Sam się sobie dziwił, że można tak zainteresować się kimś od pierwszego spotkania. Justyna wpadła mu w oko od samego początku, myślał, że to mu minie, ale nic na to nie wskazywało. Gdyby ktoś go spytał o jej kolor oczu to bez wahania potrafił, by odpowiedzieć, że na pierwszy rzut jej tęczówki wydają się być brązowe, jednak, gdy się przyjrzysz można zauważyć, iż jest to odcień brązu pomieszany z zielenią. Z rozmyślań wyrwał go śmiech dobiegający ze środka sali. Dziewczyna żegnała się ze swoimi podopiecznymi. Kurek ruszył w jej stronę, by się przywitać.
-Pocieszne dzieciaki ci się trafiły- zaczął rozmowę na najbardziej błahy temat jaki przyszedł mu do głowy.
-Może to śmieszne, ale mimo krótkiego czasu polubiłam je- zabrała się za składanie mat, na których dziś ćwiczyli piruety.
-Poczekaj pomogę ci- zaoferował jej pomoc, a potem szybko pozbierał resztę przyrządów.
-Tak w ogóle to, co ty tutaj robisz? Trening skończyliście godzinę temu- zauważyła przyglądając mu się z podejrzliwością.
Bartek był przygotowany na tego typu pytanie. Nie miał zamiaru zostać zaskoczony takim obrotem sprawy, więc odpowiedź miał już przygotowaną.
-Chciałem zobaczyć jak taki trening wygląda, zawsze mnie to ciekawiło- podrapał się po głowie udając zastanowienie.
-Przyznaj się sam byś chciał pewnie spróbować?- lekko trąciła go w ramię.- Niestety, moja grupa wiekowa jest od 8-12 lat chyba się nie nadajesz- teraz już śmiała się w najlepsze.
Chociaż Bartkowi nie odpowiadało to, że z niego żartuje to również się roześmiał. Cieszył się głównie z tego, że pierwszy raz ich rozmowa przebiega bez żadnych zakłóceń.
-Wątpię żebym dał radę coś takiego zatańczyć, prędzej bym się połamał. Już wolę siatkówkę, z resztą tancerz ze mnie żaden- stwierdził nieśmiało.
Oczywiście w tej chwili kłamał jak z nut potrafił tańczyć Już nie jedno wesele było jego do białego rana, ale co mu teraz szkodziło trochę ponaciągać fakty.
-Nie żartuj takich podstawowych tańców też nie umiesz?- załamała ręce.- Czy żaden siatkarz, którego znam nie umie zatańczyć zwykłego 2-1 kiedy go zpoznaję? Zaraz sprawdzimy czy mówisz prawdę czy tylko mnie wkręcasz?- podbiegła do magnetofonu i odnalazła jakąś pasująca piosenkę.
Bartek na to właśnie liczył, że w taki, a nie inny sposób uda mim się do siebie zbliżyć. Stanęła naprzeciwko niego, prawą dłoń umieściła w jego, a lewą położyła mu na ramieniu.
-No, na co czekasz, obejmij mnie w pasie i nie bądź taki spięty!- Kuraś rozluźnił się i zrobił to, o co go poprosiła.- Matko czy w wszyscy musicie być tacy wielcy, jesteś jeszcze wyższy niż Zbyszek- śmiejąc się pokręciła głową.
-To ilu siatkarzy już uczyłaś?- spytał zaciekawiony jej wcześniejszym stwierdzeniem.
-Oj nie ważne- ucięła szybko lekko zmieszana.- Zaczynamy na 3 prawa noga do przodu.
Bartek z początku starał się sprawiać wrażenie ucznia, do którego nic nie dociera i każde jej polecenie wykonywał na opak. Potem zaczął pokazywać, że powoli łapie i po około 30 minutach udało, im się poprawnie zatańczyć.
-I jak?- zapytał, kiedy Justyna stwierdziła, że na dziś wystarczy.
-Myślałam, że będzie gorzej. Nie oszukujmy się oporny z ciebie uczeń i po 10 minutach miałam ochotę cię zabić, że nic nie kapujesz, ale później był już tylko lepiej. Będą z ciebie ludzie. Późno już pora wracać do domu.
-Odwiozę cię- automatycznie zaproponował.
-Nie trzeba, przejdę się, przecież to blisko- szybko odmówiła.
-Przestań, mieszkamy w tym samym bloku, co to za problem- Kurek nie rozumiał tej reakcji jaką mu właśnie zaprezentowała. Przecież podwózka do domu to nic takiego.
-No dobra, tylko się przebiorę. Daj mi 10 minut- zniknęła za drzwiami.
Podróż do domu minęła im głownie na ciszy, bądź kilku zdawkowych odpowiedziach z jej strony. Szatyn nie wiedział co takiego zrobił, że w ciągu tych kilku chwil pojawił się między nimi na nowo ten dystans. Zastanawiał się czy ma jakoś przełamać ten opór czy lepiej zostawić to tak jak jest? Jednak jego natura nie pozwoliła mu na długie milczenie, kiedy żegnali się pod drzwiami mieszkania nie wytrzymał.
-To może pójdziemy do klubu w najbliższym czasie byś mogła sprawdzić to czego się nauczyłem?- spytał i liczył na pozytywną odpowiedź.
-Bartek przepraszam cię, ale ja mam zasady, nie umawiam się z siatkarzami. Przykro mi- wypaliła i zamknęła mi drzwi przed nosem nie dając mu już nic powiedzieć.

***

Z perspektywy Justyny…

Gdy tylko znalazła się w pomieszczeniu i zamknęła drzwi oparła o nie głowę i osunęła się powoli na podłogę. Wszystko co działo się, odkąd wróciła nie kończyło się tak jak sobie zaplanowała. Z pozoru nie można było mieć do niczego zastrzeżeń przecież miała, gdzie mieszkać, szybko znalazła pracę, a nawet dwie. Trzy razy w tygodniu prowadziła zajęcia z dzieciakami, a dwie noce tańczyła w jednym z łódzkich klubów nocnych. Tak to wyglądało z zewnątrz, niestety ona widziała to zupełne, inaczej. Praca z dziećmi była czymś co jej odpowiadało, bo to właśnie w ciągu tych zajęć robiła to, co kocha, nie przynosiła ona zbyt dużych dochodów, a pieniądze były jej teraz potrzebne na gwałt. W klubie też nie płacili takich sum do jakich była przyzwyczajona za wykonywaną właśnie tam pracę. Do tego w Polsce tancerka egzotyczna była stawiana na równi z dziwką i wielu klientów nie rozróżniało tych dwóch pojęć. W Japonii nigdy nie spotkała się z obelgami, chamskimi odzywkami czy wiadomymi propozycjami seksu na 100 czy 200 zł Nie tak to sobie wyobrażała. Czuła, że długo tak nie pociągnie, nie miała w zwyczaju być obrażana na każdym kroku. Wiedziała, że kłopoty w, które się wpakowała jakiś czas temu tutaj nie znikną, ale liczyła na to, że, gdy będzie mieć brata przy sobie to będzie jej łatwiej. Wcale tak nie było, źle czuła się z tym, że musi go okłamywać nie była do tego przyzwyczajona, zawsze ze Zbyszkiem mówili sobie o wszystkim. Raty do spłacenia jednak czekały i nikt za nią tego długu nie odda, a zostało tego jeszcze sporo.
Zauważyła również, że Bartek często szuka z nią bliższego kontaktu. Robił to dyskretnie pewnie z uwagi na Zibiego, ale ona potrafiła wyłapać takie rzeczy po kilku spotkaniach. Sama łapała się na tym, że gdy jest w pobliży tego szatyna o wielkich błękitnych oczach i uśmiechniętej wesołej twarzy przynajmniej na parę chwil zapomina o swoich problemach. Wiedziała jednak, że nie może sobie pozwolić, by ich znajomość przerodziła się w coś więcej. Musiało to pozostać tak jak jest teraz, na luźnej niezobowiązującej więzi. Doskonale pamiętała obietnicę jaką złożyła nie tylko sobie, ale i bratu i tę ich rozmowę tuż przed jej maturą. Przyrzekła wtedy że już nigdy nie będzie się spotkać z żadnym z siatkarzy, a już na pewno nie z siatkarzem, który jest jego przyjacielem, bo to nie przyniesie nic dobrego co najwyżej kolejny raz sprowadzi na wszystkich kłótnie i nieporozumienia. Tak było za pierwszym razem, nie mogła się łudzić, że tym razem będzie, inaczej. Coś co było niepozorną sprzeczką przerodziło się w konflikt trwający od lat. Do dziś nie może sobie wybaczyć, że po części z jej winy piękna przyjaźń między Zbyszkiem a Michałem przestała istnieć. Teraz obaj pałają do siebie tylko i wyłącznie nienawiścią. Bała się, że z Bartkiem może skończyć się tak samo, do tego nieodwracalnie wmieszali, by we wszystko Makowską, więc nie tylko przyjaźń została, by wystawiona na próbę, ale też dopiero co zbudowany związek brata.

***

Siedzieliśmy razem ze Zbyszkiem i oglądaliśmy film, a raczej ja próbowałam oglądać. Niestety, on skrupulatnie mi to uniemożliwiał. Jego ręka w tej chwili jeździła właśnie po moim udzie, od kolana w stronę biodra.
-Zbyszek przestań, usiłuję oglądać!- skarciłam go lekko, ale on oczywiście nic sobie z tego nie robił.
-Ja też oglądam- zaczął, a ja spojrzałam na niego i postukałam się w czoło na te słowa.- No co oglądam, ty jesteś bardziej interesująca niż film.
Tak wyglądały często nasze wieczory od kiedy postanowiliśmy być razem. Były to chwile nieziemskie, dla kogoś niby takie nic, ale dla nas znaczyły wiele. Nie spieszyliśmy się do niczego. Nie żebym nie chciała, ale jakoś oboje chyba odczuwaliśmy, że jeszcze nie pora , po co wszystko przyśpieszać, kiedy oczekiwanie może być takie ekscytujące. Dla mnie ten stan, w którym się teraz znajdowałam mógłby trwać wiecznie, ale oprócz uczuć do Zibiego musiała jeszcze znaleźć czas na takie przy ziemskie sprawy jak nauka i zbliżająca się coraz bardziej sesja. Dlatego każdą chwilę podczas jego wyjazdów poświęcałam na siedzenie w książkach i notatkach. Dziś znów zaplanowaliśmy obejrzenie czegoś, ale Bartman miał najwyraźniej całkiem inne plany. Odgarnął włosy z mojej szyi i zaczął całować miejsce pod uchem.
-Zwariuję z tobą! Jeszcze mi tamta malinka do końca nie zeszła a ty widzę masz zamiar zrobić mi następną. Oj, nie mój drogi nie będę chodzić całą w tych różowych plamach na sobie!- odsunęłam się na bezpieczną odległość, co oczywiście nic mi nie dało, bo Zibi momentalnie przyciągnął mnie do siebie.
-Co ja mam zrobić, że tak na mnie działasz, to nie jest moja wina. Nie złość się już tak, przecież i tak jest zimno nikt nie zauważy, założysz jakiś golf czy coś.
No tak Bartman na każdą sprawę miał gotową odpowiedź. Nie umiałam się mu opierać, może kiedyś się nauczę, ale nie teraz. Znów przyssał się do mnie a ja mogłam tylko zamknąć oczy i oddać się przyjemności.
W tym właśnie momencie do domu wszedł Bartek. Może wszedł do złe słowo, on przemknął przez korytarz bez ani jednego słowa wyminął salon nie zaglądając do niego i nim frontowe drzwi się zatrzasnęły zamknął się już w swoim pokoju.
-Coś mu się stało, nie dość, że się nie odezwał to jeszcze nie zahaczył nawet o kuchnię co robi zawsze, kiedy wraca wieczorem- wyprostowałam się patrząc nerwowo w stronę korytarza.
-Na treningu był normalny- stwierdził Zbyszek.
-Idę z nim pogadać, może to coś poważnego- podniosłam się z kanapy i wyłączyłam TV. Zibi też zaczął się zbierać, widział, że przejęłam się stanem Kurka i przypuszczał, że nie odpuszczę, dopóki nie dowiem się co się stało.
Odprowadziłam go do drzwi z wyraźnym ociąganiem całując na pożegnaniem. Ten pocałunek przeciągnął się w czasie, bo jakoś nie mogliśmy się rozdzielić. Jego dłoń objęła mnie w pasie trzymając mocno bym ja mogła wspiąć się na palce i złączyć swoje usta z jego. Wczepiłam palce w jego włosy i gładząc go po głowie zjechałam na kark, by ponownie wrócić do włosów bruneta powodując tą czynnością leki nieład w jego fryzurze. Zbyszek na koniec przygryzł moją wargę lekko ją ciągnąc i ucałował jeszcze raz delikatnie, po czym zniknął za drzwiami.
Ja sama ruszyłam do pokoju Bartosza. Leżał na łóżku z uniesioną książką tak, że zasłaniała całkowicie jego twarz.
-Nie zjesz kolacji?- zaczęłam od neutralnego tematu, bo może nic takiego się nie stało a ja mam jakąś paranoje.
-Nie jestem głody- burknął nadal zasłaniając się opasłym tomem.
Teraz już wiedziałam, że coś jest nie tak.
-Stało się coś?- nie pozbędzie się mnie tak łatwo.
-Nie wszystko ok.- nadal udawał zaczytanego.
-Przestań się zgrywać przecież widzę! Do tego, o ile dobrze pamiętam ostatnio czytałeś Księcia Półkrwi, trochę to dziwne, że znów masz w rękach Czarę ognia.
Kurek odłożył książkę i spojrzał na mnie oczami pełnymi smutku i rozczarowania, ta radość którą zawsze prezentował w swoim niebieskim spojrzeniu zniknęła.
-Słyszałaś większą głupotę od słów: „ Nie umawiam się z siatkarzami”- powiedział tym razem tempo wpatrując się w sufit.
-Tak kiedyś ktoś mi powiedział, że pewnie brunet nie umawia się z blondynkami- próbowałam zażartować, ale Bartek nawet nie zareagował, jeszcze spojrzał na mnie z wyrzutem. Podeszłam, więc go, inaczej.
-Bartek nie wszystkie wypowiadane słowa są prawdziwe i nie każda deklaracja trwa wiecznie- ten tylko przewrócił oczami.
-Ty nie widziałaś z jakim przekonaniem ona wypowiadała te słowa.
Nie mogłam patrzeć teraz na Kurka było mi go strasznie żal. Jaki ten los jest niesprawiedliwy, kiedy u mnie i Zibiego wszystko układało się, jak tylko mogło najlepiej , świat Bartka przechodził niemałe trzęsienie ziemi.
-Chodzi o Justynę, prawda?- spytałam, mimo iż wiedziałam, że odpowie mi twierdząco.
-Nie rozumiem tego! Czy tylko ja mam takiego pecha w życiu? Żaneta zrób coś, spróbuj się dowiedzieć dlaczego ona tak postępuję, przecież to nie moja wina, że jestem siatkarzem- teraz już desperacko błagał mnie o interwencję w tej sprawie.
-Bartek jakoś temu zaradzimy, zobaczysz wszystko się poukłada. Teraz chodź coś zjeść, nie pójdziesz spać na głodniaka- usłuchał mnie, po chwili zwlekł się z łóżka i ruszył za mną do kuchni.
Zaczęłam się o niego martwić, widać, że wzięło go na dobre, myślałam ze wszystko odbędzie się gładko, ale wyglądało na to, że będzie zupełnie odwrotnie. Coś się takiego stało, że Justyna powiedziała mu właśnie coś takiego? Postanowiłam pomóc Bartkowi przecież to mój przyjaciel. Będę musiała rozgryźć pannę Bartman, ona nie była zagadką tylko dla Bartosza, ja również nie wiedziałam o niej za wiele. To się miało jednak niedługo zmienić.

   
Rozdział wcześniej, bo byłam chora. Teraz jednak zastanawiam się czy dobrze zrobiłam publikując go, może powinnam poczekać do lipca i napisać coś lepszego?

Mam problemy z Kurkiem, nie wiem czy taki obrót sprawy się wam podoba? W ogóle nic nie wiem. Dobra nic już nie mówię na ten temat.


Doba spadam odszukać to, co pomoże mi, by pisać tu lepiej .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz