Z perspektywy Bartka…
Nogi same poniosły go w stronę hali. Nie docierało do niego to, że właśnie ominął ważny trening. Szedł tutaj w jednym celu i miał nadzieję go osiągnąć. Od środka miażdżyły go słowa Justyny, że stracił ją na zawsze, że nigdy mu nie wybaczy. Przez myśl przeszło mu również to, że, skoro ona już nigdy nie zechce być z nim to może jednak warto zostać przy Rawickiej i mieć przynajmniej namiastkę tego co mogło połączyć go z Bartmanówną. Odgonił od siebie te myśli tak szybko, jak było to możliwe. Nie będzie się już dłużej oszukiwać. Spróbuje jakoś odbudować zaufanie siostry przyjaciela albo będzie sam. Nie wykorzysta Emilii dla swojej własnej potrzeby serca przecież ona też ma uczucia i, im szybciej zakończy ich związek tym będzie się jej łatwiej pozbierać. Przy drzwiach wejściowych Energii wpadł na Zatorskiego.
-Bartek co ty tu robisz o tej porze? Trening skończył się dobre 40 minut temu.- zatrzymał go.
-Trening, jaki trening?- z początku do Kurka nie docierało to, że opuścił zajęcia. Oprzytomniał dopiero po chwili, że przecież w czasie, gdy chłopaki wylewali siódme poty na Sali on snuł się bez celu po parku i zupełnie nie myślał o swoich obowiązkach.
-Coś się stało, nigdy się tak nie zachowywałeś?- widział, że kolega przejął się jego stanem.
-Wszystko ok., muszę iść- usiłował go zbyć i tak, by nic nie zrozumiał, jeżeli próbowałby się mu jakoś wytłumaczyć.
-Dobra widzę, że i tak nic nie powiesz, ale idź przynajmniej do Nawrockiego i wytłumacz się, on jest wściekły, że odstawiłeś mu taki numer- dał mu radę na odchodne.
Bartek wiedział, że Paweł ma rację. Nawrocki w końcówce sezonu był bardzo drażliwy. Zdziwił się, że jeszcze do niego nie wydzwania, ale po chwili zorientował się, że telefon zostawił w mieszkaniu. Minął gabinet statystyków, w którym zapewne siedziała teraz Emilia porządkując wraz ze swoimi współpracownikami materiały z treningu i zapukał do kolejnych drzwi. Gdy usłyszał głośne ”Proszę” nacisnął klamkę i wszedł do środka.
-Chcesz mnie doprowadzić do rozstroju żołądka lub coś w ten deseń! Siadaj!- Nawrocki wskazał mu fotel naprzeciwko jego biurka a ten potulnie wykonał jego polecenie.- Mogę wiedzieć dlaczego nie było cię na treningu? Nogi ani ręki ci nie urwało, więc to musiało być coś naprawdę nie cierpiącego zwłoki.
-Trenerze ja…- zawahał się. Teraz również rozzłościł się sam na siebie, bo powinien najpierw wymyślić jakiś sensowny powód, a nie pchać się do gabinetu nieprzygotowany.
-Czekam panie Kurek- ponaglił go zerkając na niego z nad jakiś papierów.
-Miałem ważne sprawy rodzinne- to było jedyne co przyszło mu do głowy. Po minie Jacka zorientował się, że takie wyjaśnienia nie zadowoliło go nawet w jednym procencie.
-Jakie ważne powody rodzinne możesz mieć tutaj w Bełchatowie? Gdyby to była prawda to był byś raczej już w samochodzie, który wiózł by cię w stronę Nysy po wcześniejszym telefonie uprzedzającym twoją nieobecność. Nie wiem, co to ma być, ale nie okłamuj mnie więcej. Nikt nie wiedział, gdzie jesteś ani Zbyszek ani panna Emilia naprawdę nas przestraszyłeś. Tak nie zachowuje się profesjonalista- ton jego słów ze zdania na zdanie łagodniał. Kurek czuł, że złość trenera wyraźnie maleje, ale nie mógł sobie odebrać przyjemności, by nie powiedzieć do słuchu to, co się należy siatkarzowi. – Z racji tego, że cieszę się, że nic ci się nie stało to powiedzmy, że w ramach kary dziś i jutro przedłużamy twoje zajęcia o godzinę, 30 minut przed i po treningu. Kamień z serca mi spadł, bo już miałem przed oczami jakiś szpital- Bartkowi ulżyło, spodziewał się dużo surowszej kary.
-Dziękuje- wydukał, na co Jacek uśmiechnął się lekko.
-A teraz zmykaj, pamiętaj, żeby to był ostatni raz- pogroził mu jeszcze palcem nim siatkarz zamknął drzwi za sobą.
Usiadł na krześle w korytarzu i postanowił zaczekać na Emilię. Wiedział, że przejrzenie i uporządkowanie danych zajmowało przeważnie statystykom około godziny miał, więc jakieś 15 minut, by ułożyć sobie w głowie co ma jej powiedzieć. Los mu jednak dziś nie sprzyjał, ponieważ brunetka wyszła właśnie z gabinetu prezesa niosąc jakieś dokumenty. Gdy tylko go zobaczyła uśmiechnęła się pełna seksapilu i ruszyła w jego stronę ponętnie kręcąc biodrami. Bartek starał się nie reagować na te ruchy nie mógł sobie pozwolić, by obudziło się w nim teraz pożądanie. Dotarło do niego, że nic po za tym uczuciem nie łączy go z Rawicką była piękna, miała w sobie to coś, ale on przestał to dostrzegać. Justyna w pewien sposób otworzyła mu oczy.
-Martwiłam się o ciebie- przysiadła mu na kolanach wymuszając pocałunek, który ten oddał bardzo niechętnie po chwili go przerywając.- Proszę cię nie strasz mnie już tak nigdy więcej- chciała dotknąć jego policzka, ale Bartek umiejętnie uciekł przed jej dłonią.
-Musimy porozmawiać- stanowczo stwierdził spychając ją ze swoich kolan tak, że musiała usiąść na krześle obok.
-Kotku może wieczorem, teraz jestem troszkę zmęczona- zaczęła mu się wykręcać, tak jakby przeczuwała co się ma stać.
-Nie wieczorem teraz. Chodź!- wstał i pociągnął Emilię w stronę boiska, tam o tej porze będą sami. Nie chciał wywlekać swoich prywatnych spraw w miejscu pracy, a już na pewno nie pod gabinetem prezesa i trenera. Boisko był jedynym sensownym miejscem jakie przyszło mu teraz na myśl.
-Czuję, że coś jest nie tak, Bartek ja się boję- mówiła do niego piskliwym głosem, jak jakaś maleńka dziewczynka, to go zirytowało wcześniej nigdy się tak nie zachowywała.
-Powiem wprost z nami koniec!- nie widział potrzeby ubierać tego w piękne słowa, bo, czy to coś, by dało jak na końcu i tak wszystko sprowadzi się do jednego.
-Ale jak to koniec, nie rozumiem?- uwiesiła się jego ramienia patrząc mu prosto w twarz. Kurek zdziwił się, bo zamiast smutku czy rozczarowania dostrzegł u niej wściekłość i determinację.
-Normalnie, zrywam z tobą, nie kocham cię i nie widzę sensu byśmy byli nadal razem. Ten związek i tak na dłuższą metę nie miał przyszłości- wytłumaczył, liczył, że teraz go zrozumie.
-Nie musisz mnie kochać, czy ja tego od ciebie wymagam? Bartek jesteś zdenerwowany i pleciesz bzdury, przemyślmy to na spokojnie- próbowała go odwieść od tego czym spowodowała jeszcze większą złość, która aż się w nim gotowała . Myślał, że załatwi to szybko i bezboleśnie, nic jednak na to nie wskazywało.
-Dobrze wiem, co mówię! Nie chciałem, żeby tak się stało, ale tak wyszło. Może w ogóle nie powinienem się z tobą wiązać!- szukał jakiś argumentów. Zrywanie nigdy nie było jego dobrą stroną. Przeważnie miał jakiś powód, by zrywać, teraz też go miał, ale czy powinien o nim mówić?
-Tak nagle ci się odwidziało?! Coś się stało widzę to nie rób ze mnie idiotki!- zaczęła go atakować.
- Nawet, jeżeli coś się wydarzyło to już jest tylko moja sprawa. Nie utrudniaj tego, jesteś dojrzałą kobietą nie zachowuj się, jak dziecko!- postanowił wjechać jej na ambicję może to w jakiś sposób pomoże.
-To ty zachowujesz się, jak dziecko! Myślałam, że potrafisz być odpowiedzialny a tak to, co myślisz, że te zmarnowane przeze mnie miesiące na ciebie zostaną bez konsekwencji?!- krzyczała wbijając mu paznokcie w przedramię.
-Nie rób scen, chciałem to załatwić na spokojnie a ty co robisz. To jest moja wina wiem o tym, ale nie zmuszę się do kochania ciebie kiedy…- zamilkł, zorientował się, że powiedział o jedno słowo za dużo.
-Kiedy co? Miej przynajmniej na tyle odwagi, by to powiedzieć!- zwolniła nieco uścisk.
-Kiedy kocham inną- zdobył się, by to powiedzieć. Jedyną odpowiedzią ze strony Emilii był odgłos trzaskającej dłoni o jego policzek i stukot obcasów, gdy oddalała się w kierunku korytarza.
Nie do końca był zadowolony z tego co zrobił, ale tak podpowiadało mu serce. Może teraz jest ten moment, by zacząć się go słuchać.
Nogi same poniosły go w stronę hali. Nie docierało do niego to, że właśnie ominął ważny trening. Szedł tutaj w jednym celu i miał nadzieję go osiągnąć. Od środka miażdżyły go słowa Justyny, że stracił ją na zawsze, że nigdy mu nie wybaczy. Przez myśl przeszło mu również to, że, skoro ona już nigdy nie zechce być z nim to może jednak warto zostać przy Rawickiej i mieć przynajmniej namiastkę tego co mogło połączyć go z Bartmanówną. Odgonił od siebie te myśli tak szybko, jak było to możliwe. Nie będzie się już dłużej oszukiwać. Spróbuje jakoś odbudować zaufanie siostry przyjaciela albo będzie sam. Nie wykorzysta Emilii dla swojej własnej potrzeby serca przecież ona też ma uczucia i, im szybciej zakończy ich związek tym będzie się jej łatwiej pozbierać. Przy drzwiach wejściowych Energii wpadł na Zatorskiego.
-Bartek co ty tu robisz o tej porze? Trening skończył się dobre 40 minut temu.- zatrzymał go.
-Trening, jaki trening?- z początku do Kurka nie docierało to, że opuścił zajęcia. Oprzytomniał dopiero po chwili, że przecież w czasie, gdy chłopaki wylewali siódme poty na Sali on snuł się bez celu po parku i zupełnie nie myślał o swoich obowiązkach.
-Coś się stało, nigdy się tak nie zachowywałeś?- widział, że kolega przejął się jego stanem.
-Wszystko ok., muszę iść- usiłował go zbyć i tak, by nic nie zrozumiał, jeżeli próbowałby się mu jakoś wytłumaczyć.
-Dobra widzę, że i tak nic nie powiesz, ale idź przynajmniej do Nawrockiego i wytłumacz się, on jest wściekły, że odstawiłeś mu taki numer- dał mu radę na odchodne.
Bartek wiedział, że Paweł ma rację. Nawrocki w końcówce sezonu był bardzo drażliwy. Zdziwił się, że jeszcze do niego nie wydzwania, ale po chwili zorientował się, że telefon zostawił w mieszkaniu. Minął gabinet statystyków, w którym zapewne siedziała teraz Emilia porządkując wraz ze swoimi współpracownikami materiały z treningu i zapukał do kolejnych drzwi. Gdy usłyszał głośne ”Proszę” nacisnął klamkę i wszedł do środka.
-Chcesz mnie doprowadzić do rozstroju żołądka lub coś w ten deseń! Siadaj!- Nawrocki wskazał mu fotel naprzeciwko jego biurka a ten potulnie wykonał jego polecenie.- Mogę wiedzieć dlaczego nie było cię na treningu? Nogi ani ręki ci nie urwało, więc to musiało być coś naprawdę nie cierpiącego zwłoki.
-Trenerze ja…- zawahał się. Teraz również rozzłościł się sam na siebie, bo powinien najpierw wymyślić jakiś sensowny powód, a nie pchać się do gabinetu nieprzygotowany.
-Czekam panie Kurek- ponaglił go zerkając na niego z nad jakiś papierów.
-Miałem ważne sprawy rodzinne- to było jedyne co przyszło mu do głowy. Po minie Jacka zorientował się, że takie wyjaśnienia nie zadowoliło go nawet w jednym procencie.
-Jakie ważne powody rodzinne możesz mieć tutaj w Bełchatowie? Gdyby to była prawda to był byś raczej już w samochodzie, który wiózł by cię w stronę Nysy po wcześniejszym telefonie uprzedzającym twoją nieobecność. Nie wiem, co to ma być, ale nie okłamuj mnie więcej. Nikt nie wiedział, gdzie jesteś ani Zbyszek ani panna Emilia naprawdę nas przestraszyłeś. Tak nie zachowuje się profesjonalista- ton jego słów ze zdania na zdanie łagodniał. Kurek czuł, że złość trenera wyraźnie maleje, ale nie mógł sobie odebrać przyjemności, by nie powiedzieć do słuchu to, co się należy siatkarzowi. – Z racji tego, że cieszę się, że nic ci się nie stało to powiedzmy, że w ramach kary dziś i jutro przedłużamy twoje zajęcia o godzinę, 30 minut przed i po treningu. Kamień z serca mi spadł, bo już miałem przed oczami jakiś szpital- Bartkowi ulżyło, spodziewał się dużo surowszej kary.
-Dziękuje- wydukał, na co Jacek uśmiechnął się lekko.
-A teraz zmykaj, pamiętaj, żeby to był ostatni raz- pogroził mu jeszcze palcem nim siatkarz zamknął drzwi za sobą.
Usiadł na krześle w korytarzu i postanowił zaczekać na Emilię. Wiedział, że przejrzenie i uporządkowanie danych zajmowało przeważnie statystykom około godziny miał, więc jakieś 15 minut, by ułożyć sobie w głowie co ma jej powiedzieć. Los mu jednak dziś nie sprzyjał, ponieważ brunetka wyszła właśnie z gabinetu prezesa niosąc jakieś dokumenty. Gdy tylko go zobaczyła uśmiechnęła się pełna seksapilu i ruszyła w jego stronę ponętnie kręcąc biodrami. Bartek starał się nie reagować na te ruchy nie mógł sobie pozwolić, by obudziło się w nim teraz pożądanie. Dotarło do niego, że nic po za tym uczuciem nie łączy go z Rawicką była piękna, miała w sobie to coś, ale on przestał to dostrzegać. Justyna w pewien sposób otworzyła mu oczy.
-Martwiłam się o ciebie- przysiadła mu na kolanach wymuszając pocałunek, który ten oddał bardzo niechętnie po chwili go przerywając.- Proszę cię nie strasz mnie już tak nigdy więcej- chciała dotknąć jego policzka, ale Bartek umiejętnie uciekł przed jej dłonią.
-Musimy porozmawiać- stanowczo stwierdził spychając ją ze swoich kolan tak, że musiała usiąść na krześle obok.
-Kotku może wieczorem, teraz jestem troszkę zmęczona- zaczęła mu się wykręcać, tak jakby przeczuwała co się ma stać.
-Nie wieczorem teraz. Chodź!- wstał i pociągnął Emilię w stronę boiska, tam o tej porze będą sami. Nie chciał wywlekać swoich prywatnych spraw w miejscu pracy, a już na pewno nie pod gabinetem prezesa i trenera. Boisko był jedynym sensownym miejscem jakie przyszło mu teraz na myśl.
-Czuję, że coś jest nie tak, Bartek ja się boję- mówiła do niego piskliwym głosem, jak jakaś maleńka dziewczynka, to go zirytowało wcześniej nigdy się tak nie zachowywała.
-Powiem wprost z nami koniec!- nie widział potrzeby ubierać tego w piękne słowa, bo, czy to coś, by dało jak na końcu i tak wszystko sprowadzi się do jednego.
-Ale jak to koniec, nie rozumiem?- uwiesiła się jego ramienia patrząc mu prosto w twarz. Kurek zdziwił się, bo zamiast smutku czy rozczarowania dostrzegł u niej wściekłość i determinację.
-Normalnie, zrywam z tobą, nie kocham cię i nie widzę sensu byśmy byli nadal razem. Ten związek i tak na dłuższą metę nie miał przyszłości- wytłumaczył, liczył, że teraz go zrozumie.
-Nie musisz mnie kochać, czy ja tego od ciebie wymagam? Bartek jesteś zdenerwowany i pleciesz bzdury, przemyślmy to na spokojnie- próbowała go odwieść od tego czym spowodowała jeszcze większą złość, która aż się w nim gotowała . Myślał, że załatwi to szybko i bezboleśnie, nic jednak na to nie wskazywało.
-Dobrze wiem, co mówię! Nie chciałem, żeby tak się stało, ale tak wyszło. Może w ogóle nie powinienem się z tobą wiązać!- szukał jakiś argumentów. Zrywanie nigdy nie było jego dobrą stroną. Przeważnie miał jakiś powód, by zrywać, teraz też go miał, ale czy powinien o nim mówić?
-Tak nagle ci się odwidziało?! Coś się stało widzę to nie rób ze mnie idiotki!- zaczęła go atakować.
- Nawet, jeżeli coś się wydarzyło to już jest tylko moja sprawa. Nie utrudniaj tego, jesteś dojrzałą kobietą nie zachowuj się, jak dziecko!- postanowił wjechać jej na ambicję może to w jakiś sposób pomoże.
-To ty zachowujesz się, jak dziecko! Myślałam, że potrafisz być odpowiedzialny a tak to, co myślisz, że te zmarnowane przeze mnie miesiące na ciebie zostaną bez konsekwencji?!- krzyczała wbijając mu paznokcie w przedramię.
-Nie rób scen, chciałem to załatwić na spokojnie a ty co robisz. To jest moja wina wiem o tym, ale nie zmuszę się do kochania ciebie kiedy…- zamilkł, zorientował się, że powiedział o jedno słowo za dużo.
-Kiedy co? Miej przynajmniej na tyle odwagi, by to powiedzieć!- zwolniła nieco uścisk.
-Kiedy kocham inną- zdobył się, by to powiedzieć. Jedyną odpowiedzią ze strony Emilii był odgłos trzaskającej dłoni o jego policzek i stukot obcasów, gdy oddalała się w kierunku korytarza.
Nie do końca był zadowolony z tego co zrobił, ale tak podpowiadało mu serce. Może teraz jest ten moment, by zacząć się go słuchać.
***
Pojechałam na
tor wcześniej niż zwykle. Musiałam odreagować, chociaż te wydarzenia sprzed
kilku godzin nie dotyczyły bezpośrednio mnie wywarły na mnie wpływ. Sama przed
sobą studiowałam jej raz po raz w głowie. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko
działo się pod moim nosem a ja niczego nie zauważyłam. Zbyszek był w jeszcze
gorszym stanie. Pluł sobie w brodę, że jego ukochana siostra posunęła się do
takich czynów. Czuł strach o nią o to co było, by, gdyby na przykład o
wszystkim dowiedział się ich ojciec albo, gdyby co się jej stało. Wiedziałam,
że jeszcze długo sam będzie rozpamiętywał to i obwiniał siebie samego o to co
się stało. Dobrze, że Justyna została z nim teraz, ta wzajemna bliskość była
tej dwójce bardzo potrzebna. Ja sama, za to nie mogła pojąc co wyprawiał
Bartek. Związek z Emilią, oczernianie Justyny a przede wszystkim ukrywanie jej
tajemnicy. Skrajne zachowania i dla mnie oba niezrozumiałe kompletnie. Jedna
czarna plama którą jakoś miałam zamiar wyjaśnić, nawet siłą, jeżeli sam nie
chciałby ze mną rozmawiać. Przejechałam kolejny raz tor i dostrzegłam Dylana,
który stał przy jednym z zakrętów. Zatrzymałam wóz i otworzyłam szybę.
-Widzę, że nie tylko ja przychodzę wcześniej. Wsiadaj, im wcześniej zaczniemy tym szybciej skończymy- poczekałam aż brunet usadowi się wygodnie i zapnie pasy, a potem odpaliłam auto.
-Dobrze, że przesiadłaś się już na rajdówkę mam pewien plan co do dzisiejszej naszej jazdy.
-Co proponujesz?- miałam przeczucie, że Dylan miał zaplanowane coś dużo ciekawszego niż kręcenie się w kółko po torze, który ja i tak znałam na wylot i mogła go przejechać z zamkniętymi oczami.
-Jedziemy w trasę- powiedział z uśmiechem na ustach. Już mnie palce świerzbiły, by po szarżować sobie w otwartym terenie.
-Mogę wiedzieć dokąd?- w głowie przerzuciłam wszystkie najbliższe trasy zastanawiając się którą wybrał dla mnie Levinsky.
-Zobaczysz, pokieruję cię- powiedział tylko a ja musiała się zdać na niego.
Takim o to sposobem znaleźliśmy się pod Tomaszowem Mazowiecki a wokół nas droga pośrodku lasu.
-Nie znam tej trasy- trochę się przestraszyłam, bo zawsze przed jazdą w otwartym terenie miałam jakieś rozeznanie a tutaj nic.
-O to mi chodziło, bałem się, że może Paweł cię tutaj zabierał. Jeżeli jednak tak nie było to będziemy mieli okazję potrenować wreszcie relację kierowca-pilot- zrobiło mi się wstyd, sama prosiłam go byśmy razem jeździli, a potem zaniedbałam to, co jest najważniejsze. Przecież w sezonie nie będzie czasu na trenowanie tego byśmy się potrafili dogadać za pomocą kilku zwrotów.
-Wiem, że powinnam o tym pomyśleć, wybacz wyszło mi z głowy- chciałam przepraszać, ale ten tylko tajemniczo się mi przyglądał.
-Zaczniemy teraz jeszcze jest czas przed pierwszym naszym oficjalnym startem. Posłuchaj ten odcinek, który mamy przed sobą kończy się zakrętem o 60 stopniach, później jest prosta zakończona wzgórzem…- zaczął omawianie charakterystycznych punktów przejazdu, nie było tego dużo. Trasa miała to do siebie, że tworzyła pętlę, więc można było ją przejechać kilkanaście razy bez nadrabiania drogi. Gdy potwierdziłam, że jestem gotowa ruszyliśmy i tak minęła nam wspólnie spędzona godzina.
-No, no muszę powiedzieć, że dorównujesz swojemu bratu, a nawet momentami go przerastasz. Jesteś od niego ostrożniejsza, ale zdecydowania i odwagi ci to wcale nie ujmuje- pochwalił mnie a moje ego urosło. Miło było usłyszeć taki komplement z jego ust.
-Dzięki za te miłe słowa. Wiem, że jeszcze wiele mi brakuje na starty międzynarodowe, ale na krajowym podwórku jakoś daję radę- sama nie wiedziałam, kiedy przyjdzie ten moment, by spróbować swoich sił również zagranicą z bardziej wymagającymi przeciwnikami.
-Tutaj się mylisz, według mnie już jesteś na to gotowa. Jeżeli chcesz to możemy jechać na start przedsezonowy do Berlina- zaproponował.
-Naprawdę dał byś radę to załatwić?- spodobał mi się ten pomysł.
-Żaden problem. Start jest 30 kwietnia i zawody trwają dwa dni. To chyba nie był, by problem z wolnym na uczelni- gdy usłyszałam datę z mojej twarzy entuzjazm ulotnił się w mgnieniu oka- Coś nie tak?- Dylan zauważył, że mój humor uległ pogorszeniu.
-W tym terminie mnie nie ma, jedziemy ze Zbyszkiem na wakacje- odparłam zawiedziona.
-Na wakacje w kwietniu?!- zapytał wyraźnie zaskoczony.
-Przecież wiesz, że on jest siatkarzem, potem ma zgrupowanie reprezentacji i aż do połowy lipca nie będzie miał wolnego. To jest jedyny sensowny termin na teraz- zaczęłam mu się tłumaczyć, sama nie wiedząc po co to robię, a może tłumaczyłam to również sobie?
-No dobra, czyli co, on będzie szlifował swoje umiejętności na kadrze a ciebie przez te wakacje ominie bardzo obiecujący start?- mówił do mnie jakby z pretensją i wyrzutem, że jadę na wakacje zamiast pojechać na te zawody. Jego zachowanie przestało być dla mnie zrozumiałe.
-To nie tak, przecież zaproponowałeś mi to teraz a my wakacje planujemy od marca. Nawet nie wiedziałam, że przyjedziesz, nie miej o to do mnie żalu- trochę mnie zdenerwował tym wypominaniem moich planów.
-Spasuj Żanet. Chodziło mi tylko o to, że ty masz takie samo prawo do walczenie o swoje i swoją pasję jak on. Nie rezygnuj z tego co kochasz i do czego dążysz przez kogoś, kto pojawił się w twoim życiu- może i Dylan miał trochę racji w tym co mówił, ale, oprócz tego jednego startu, który i tak nadarzył się okazjonalnie miałam zaplanowanych jeszcze wiele innych. Ja nie miałam zamiaru definitywnie kończyć z rajdami przez to, że w moim życiu było teraz miejsce na miłość i Zbyszka, dlatego zdziwiła mnie tak reakcja bruneta.
-Nie wiem do czego prowadzi ta rozmowa- zaznaczyłam.- Przecież jemu nie przeszkadza to, że jeżdżę.
-Bo jeszcze nie jeździsz w stu procentach na poważnie- zakończył ten wątek tak szybko, jak go zaczął powodując u mnie mętlik w głowie.
Ta rozmowa dała mi do myślenia, ale nie zaprzątała mojej głowy zbyt długo, nie było ku temu powodu. My jakoś do tej pory łączyliśmy siatkówkę, rajdy i naszą miłość i nic nam nie przeszkadzało w tym połączeniu. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić, że coś mogłoby zniszczyć tę harmonię.
-Widzę, że nie tylko ja przychodzę wcześniej. Wsiadaj, im wcześniej zaczniemy tym szybciej skończymy- poczekałam aż brunet usadowi się wygodnie i zapnie pasy, a potem odpaliłam auto.
-Dobrze, że przesiadłaś się już na rajdówkę mam pewien plan co do dzisiejszej naszej jazdy.
-Co proponujesz?- miałam przeczucie, że Dylan miał zaplanowane coś dużo ciekawszego niż kręcenie się w kółko po torze, który ja i tak znałam na wylot i mogła go przejechać z zamkniętymi oczami.
-Jedziemy w trasę- powiedział z uśmiechem na ustach. Już mnie palce świerzbiły, by po szarżować sobie w otwartym terenie.
-Mogę wiedzieć dokąd?- w głowie przerzuciłam wszystkie najbliższe trasy zastanawiając się którą wybrał dla mnie Levinsky.
-Zobaczysz, pokieruję cię- powiedział tylko a ja musiała się zdać na niego.
Takim o to sposobem znaleźliśmy się pod Tomaszowem Mazowiecki a wokół nas droga pośrodku lasu.
-Nie znam tej trasy- trochę się przestraszyłam, bo zawsze przed jazdą w otwartym terenie miałam jakieś rozeznanie a tutaj nic.
-O to mi chodziło, bałem się, że może Paweł cię tutaj zabierał. Jeżeli jednak tak nie było to będziemy mieli okazję potrenować wreszcie relację kierowca-pilot- zrobiło mi się wstyd, sama prosiłam go byśmy razem jeździli, a potem zaniedbałam to, co jest najważniejsze. Przecież w sezonie nie będzie czasu na trenowanie tego byśmy się potrafili dogadać za pomocą kilku zwrotów.
-Wiem, że powinnam o tym pomyśleć, wybacz wyszło mi z głowy- chciałam przepraszać, ale ten tylko tajemniczo się mi przyglądał.
-Zaczniemy teraz jeszcze jest czas przed pierwszym naszym oficjalnym startem. Posłuchaj ten odcinek, który mamy przed sobą kończy się zakrętem o 60 stopniach, później jest prosta zakończona wzgórzem…- zaczął omawianie charakterystycznych punktów przejazdu, nie było tego dużo. Trasa miała to do siebie, że tworzyła pętlę, więc można było ją przejechać kilkanaście razy bez nadrabiania drogi. Gdy potwierdziłam, że jestem gotowa ruszyliśmy i tak minęła nam wspólnie spędzona godzina.
-No, no muszę powiedzieć, że dorównujesz swojemu bratu, a nawet momentami go przerastasz. Jesteś od niego ostrożniejsza, ale zdecydowania i odwagi ci to wcale nie ujmuje- pochwalił mnie a moje ego urosło. Miło było usłyszeć taki komplement z jego ust.
-Dzięki za te miłe słowa. Wiem, że jeszcze wiele mi brakuje na starty międzynarodowe, ale na krajowym podwórku jakoś daję radę- sama nie wiedziałam, kiedy przyjdzie ten moment, by spróbować swoich sił również zagranicą z bardziej wymagającymi przeciwnikami.
-Tutaj się mylisz, według mnie już jesteś na to gotowa. Jeżeli chcesz to możemy jechać na start przedsezonowy do Berlina- zaproponował.
-Naprawdę dał byś radę to załatwić?- spodobał mi się ten pomysł.
-Żaden problem. Start jest 30 kwietnia i zawody trwają dwa dni. To chyba nie był, by problem z wolnym na uczelni- gdy usłyszałam datę z mojej twarzy entuzjazm ulotnił się w mgnieniu oka- Coś nie tak?- Dylan zauważył, że mój humor uległ pogorszeniu.
-W tym terminie mnie nie ma, jedziemy ze Zbyszkiem na wakacje- odparłam zawiedziona.
-Na wakacje w kwietniu?!- zapytał wyraźnie zaskoczony.
-Przecież wiesz, że on jest siatkarzem, potem ma zgrupowanie reprezentacji i aż do połowy lipca nie będzie miał wolnego. To jest jedyny sensowny termin na teraz- zaczęłam mu się tłumaczyć, sama nie wiedząc po co to robię, a może tłumaczyłam to również sobie?
-No dobra, czyli co, on będzie szlifował swoje umiejętności na kadrze a ciebie przez te wakacje ominie bardzo obiecujący start?- mówił do mnie jakby z pretensją i wyrzutem, że jadę na wakacje zamiast pojechać na te zawody. Jego zachowanie przestało być dla mnie zrozumiałe.
-To nie tak, przecież zaproponowałeś mi to teraz a my wakacje planujemy od marca. Nawet nie wiedziałam, że przyjedziesz, nie miej o to do mnie żalu- trochę mnie zdenerwował tym wypominaniem moich planów.
-Spasuj Żanet. Chodziło mi tylko o to, że ty masz takie samo prawo do walczenie o swoje i swoją pasję jak on. Nie rezygnuj z tego co kochasz i do czego dążysz przez kogoś, kto pojawił się w twoim życiu- może i Dylan miał trochę racji w tym co mówił, ale, oprócz tego jednego startu, który i tak nadarzył się okazjonalnie miałam zaplanowanych jeszcze wiele innych. Ja nie miałam zamiaru definitywnie kończyć z rajdami przez to, że w moim życiu było teraz miejsce na miłość i Zbyszka, dlatego zdziwiła mnie tak reakcja bruneta.
-Nie wiem do czego prowadzi ta rozmowa- zaznaczyłam.- Przecież jemu nie przeszkadza to, że jeżdżę.
-Bo jeszcze nie jeździsz w stu procentach na poważnie- zakończył ten wątek tak szybko, jak go zaczął powodując u mnie mętlik w głowie.
Ta rozmowa dała mi do myślenia, ale nie zaprzątała mojej głowy zbyt długo, nie było ku temu powodu. My jakoś do tej pory łączyliśmy siatkówkę, rajdy i naszą miłość i nic nam nie przeszkadzało w tym połączeniu. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić, że coś mogłoby zniszczyć tę harmonię.
***
Z perspektywy Bartka…
Stał pod drzwiami jej mieszkania w ręku trzymając bukiet z złożony z fioletowych białych i żółtych krokusów. Banalnie, ale na początek postanowił spróbować nawet takiego rozwiązania. Usłyszał po drugiej stronie krzątaninę, a po chwili w progu stała ona. Po płaczu nie było już śladu, ale nie mógł liczyć, by na jej twarzy pojawiło się, choć lekkie uniesienie kącików warg w górę.
-Justyna ja…- rozpoczął, ale zamilkł, gdy zobaczył jej minę.
-Nie chcę twoich kwiatków! Czy nie zrozumiałeś tego co ci powiedziałam? Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!- krzyknęła. Spodziewał się tego, ale miał, chociaż nadzieję, że da mu powiedzieć to, co sobie zaplanował. Zatrzasnęła przed nim drzwi i bez powodzenia raz po raz naciskał dzwonek godząc się z tym, że świadkiem tego może się stać niczego nieświadomy Bartman, ale tak się nie stało. Drzwi nadal pozostały zamknięte i odgradzały go od niej. Powłócząc nogami ruszył na górę do mieszkania. W kuchni zastał Żanetę, dopiero teraz zdał sobie sprawę, że pismo, które wręczyła mu Justyna zostawił na stole. Gdy tam spojrzał zobaczył tylko pusty blat.
-Mam rozumieć, że te kwiatki to dla mnie?- spytała go patrząc na bukiet, który położył na stole.
-Mogą być twoje- bez przekonania wręczył je Makowskiej patrząc na nią z miną zbitego psa.- Mogę wiedzieć, gdzie są te papiery co leżały na stole?- nie wytrzymał musiał dowiedzieć się tego jak najprędzej, co, jeśli przyjaciółka również o wszystkim wie?
-Myślałam, że to jakieś ulotki, wyrzuciłam wszystko do śmieci i zrzuciłam do zsypu. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że miałeś tam coś ważnego?- Bartek nie zauważył, że dziewczyna specjalnie tak odwróciła pytanie, by ten mógł, gdyby tylko chciał powiedzieć prawdę.
-Nie wiem chyba się bez nich obejdzie- nie wiedział czy powinien jej powiedzieć o tym jak postąpił.
-Dobra to teraz mówi skąd te kwiatki?- podejrzewał, że zacznie go o to wypytywać, przecież ostatnio podarował jej bukiet na 18 urodziny.
-Zerwałem z Emilią- wyrzucił to z siebie i tak się dowie o tym prędzej czy później.
-I z tej okazji kupiłeś kwiaty, Bartek ja nie rozumiem?- naciskała blondynka, ale nie udało jej się ukryć tych ogników radości, które zaświeciły się po informacji tego, że pozbył się Rawickiej.
-Kupiłem je dla Justyny, ale ona go nie chciała- nie widział sensu, by to ukrywać. Podjął decyzję i opowiedział jej o wszystkim. Zwierzył się, jak postępował, co myślał i czemu nie potrafił sobie z tym poradzić. Żaneta dzielnie przysłuchiwała się temu w niektórych momentach kręcąc głową.
-To teraz znam wersje obu stron. Cieszę się z tego, że nie różnią się od siebie, przynajmniej wiem, że oboje jesteście ze mną szczerzy- przyznała się powodując wielką dezorientację u Kurka.
-Żanet ja nie rozumiem jak to obie strony?- podejrzewał wprawdzie co ta ma na myśli, ale nie wiedział jakim cudem Żaneta wie o tym.
-Znalazłam ten dokument i wyciągnęłam wszystko od Justyny. Obiecałam, że ci nic nie powiem, ale, skoro ty rozumiesz, że popełniłeś błąd to myślę, że tobie należy się byś wiedział, że ja wiem o wszystkim- przytaknął tylko na te słowa.
-Ja ją kocham teraz wiem to już na pewno czemu byłem aż tak głupi. Wiem, że przyznaje się do tego w najgorszym dla siebie momencie, gdy wszystko wydaje się stracone, ale chciałbym to jakoś naprawić nie wiem tylko jak- zaczął się użalać nad sobą, wszystkie siły psychiczne powoli go opuszczały.
-Może coś wymyślimy, teraz chodź tutaj do mnie, przytul się- wyglądało to trochę śmiesznie jak ponad dwumetrowy facet tuli się do tak drobnej dziewczyny, ale ten uścisk i wcześniejsze zwierzenia zrzuciły ogromny balast z pleców Bartka i na nowo rozbudziła się w nim nadzieja, że może będzie dobrze.
Stał pod drzwiami jej mieszkania w ręku trzymając bukiet z złożony z fioletowych białych i żółtych krokusów. Banalnie, ale na początek postanowił spróbować nawet takiego rozwiązania. Usłyszał po drugiej stronie krzątaninę, a po chwili w progu stała ona. Po płaczu nie było już śladu, ale nie mógł liczyć, by na jej twarzy pojawiło się, choć lekkie uniesienie kącików warg w górę.
-Justyna ja…- rozpoczął, ale zamilkł, gdy zobaczył jej minę.
-Nie chcę twoich kwiatków! Czy nie zrozumiałeś tego co ci powiedziałam? Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!- krzyknęła. Spodziewał się tego, ale miał, chociaż nadzieję, że da mu powiedzieć to, co sobie zaplanował. Zatrzasnęła przed nim drzwi i bez powodzenia raz po raz naciskał dzwonek godząc się z tym, że świadkiem tego może się stać niczego nieświadomy Bartman, ale tak się nie stało. Drzwi nadal pozostały zamknięte i odgradzały go od niej. Powłócząc nogami ruszył na górę do mieszkania. W kuchni zastał Żanetę, dopiero teraz zdał sobie sprawę, że pismo, które wręczyła mu Justyna zostawił na stole. Gdy tam spojrzał zobaczył tylko pusty blat.
-Mam rozumieć, że te kwiatki to dla mnie?- spytała go patrząc na bukiet, który położył na stole.
-Mogą być twoje- bez przekonania wręczył je Makowskiej patrząc na nią z miną zbitego psa.- Mogę wiedzieć, gdzie są te papiery co leżały na stole?- nie wytrzymał musiał dowiedzieć się tego jak najprędzej, co, jeśli przyjaciółka również o wszystkim wie?
-Myślałam, że to jakieś ulotki, wyrzuciłam wszystko do śmieci i zrzuciłam do zsypu. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że miałeś tam coś ważnego?- Bartek nie zauważył, że dziewczyna specjalnie tak odwróciła pytanie, by ten mógł, gdyby tylko chciał powiedzieć prawdę.
-Nie wiem chyba się bez nich obejdzie- nie wiedział czy powinien jej powiedzieć o tym jak postąpił.
-Dobra to teraz mówi skąd te kwiatki?- podejrzewał, że zacznie go o to wypytywać, przecież ostatnio podarował jej bukiet na 18 urodziny.
-Zerwałem z Emilią- wyrzucił to z siebie i tak się dowie o tym prędzej czy później.
-I z tej okazji kupiłeś kwiaty, Bartek ja nie rozumiem?- naciskała blondynka, ale nie udało jej się ukryć tych ogników radości, które zaświeciły się po informacji tego, że pozbył się Rawickiej.
-Kupiłem je dla Justyny, ale ona go nie chciała- nie widział sensu, by to ukrywać. Podjął decyzję i opowiedział jej o wszystkim. Zwierzył się, jak postępował, co myślał i czemu nie potrafił sobie z tym poradzić. Żaneta dzielnie przysłuchiwała się temu w niektórych momentach kręcąc głową.
-To teraz znam wersje obu stron. Cieszę się z tego, że nie różnią się od siebie, przynajmniej wiem, że oboje jesteście ze mną szczerzy- przyznała się powodując wielką dezorientację u Kurka.
-Żanet ja nie rozumiem jak to obie strony?- podejrzewał wprawdzie co ta ma na myśli, ale nie wiedział jakim cudem Żaneta wie o tym.
-Znalazłam ten dokument i wyciągnęłam wszystko od Justyny. Obiecałam, że ci nic nie powiem, ale, skoro ty rozumiesz, że popełniłeś błąd to myślę, że tobie należy się byś wiedział, że ja wiem o wszystkim- przytaknął tylko na te słowa.
-Ja ją kocham teraz wiem to już na pewno czemu byłem aż tak głupi. Wiem, że przyznaje się do tego w najgorszym dla siebie momencie, gdy wszystko wydaje się stracone, ale chciałbym to jakoś naprawić nie wiem tylko jak- zaczął się użalać nad sobą, wszystkie siły psychiczne powoli go opuszczały.
-Może coś wymyślimy, teraz chodź tutaj do mnie, przytul się- wyglądało to trochę śmiesznie jak ponad dwumetrowy facet tuli się do tak drobnej dziewczyny, ale ten uścisk i wcześniejsze zwierzenia zrzuciły ogromny balast z pleców Bartka i na nowo rozbudziła się w nim nadzieja, że może będzie dobrze.
Rozdział troszkę z tych wprowadzających do tego co ma się wydarzyć dalej. Jak
uważnie czytacie to między wierszami można wychwycić pewne sprawy. Wiem, że
zaniedbuje Zbyszka i Żanetę. Obiecuje poprawę w tym aspekcie.
Bartek, oj Bartek wiem, że jego zachowanie was dziwi. Kocha i nienawidzi jednocześnie. Dziwne, ale możliwie, bo jest napisane ma przykładzie moich własnych zachowań. Sama kiedyś potrafiłam mówić kochanej przeze mnie osobie same złe rzeczy, a potem tego żałowałam. Kurek i tak opamiętał się znacznie wcześniej niż ja. On wciąż ma szansę
Bartek, oj Bartek wiem, że jego zachowanie was dziwi. Kocha i nienawidzi jednocześnie. Dziwne, ale możliwie, bo jest napisane ma przykładzie moich własnych zachowań. Sama kiedyś potrafiłam mówić kochanej przeze mnie osobie same złe rzeczy, a potem tego żałowałam. Kurek i tak opamiętał się znacznie wcześniej niż ja. On wciąż ma szansę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz