Od autorki.

Opowiadanie w pierwotnej wersji można znaleźć również na onecie pod adresem
www.niepoukladane-marzenia.blog.onet.pl
Jednak po tym jak onet się zaczął psuć przeniosłam je tutaj.

niedziela, 22 lipca 2012

36. Nikt z nas nie lubi być stawiany pod ścianą.


Z perspektywy Zbyszka…

Nie wyobrażał sobie, że można poczuć aż taką ulgę aż tak wielki ciężar rzucić z siebie w jednej chwili. Gdy usłyszał ze to samochód z numerem 51 uległ wypadkowi poczuł się tak jak zdobywając medal. Żaneta z Dylanem jeździli wozem oznaczonym numerem 19, oznaczało to, że Makowska gdzieś tutaj jest cała i zdrowa. Szybko wyjaśnił ojcu jak wygląda sytuacja i samotnie ruszył na poszukiwania blondynki. Wszędzie panował rozgardiasz i zamieszanie, większość ekip pakowała już sprzęt inni dokonywali drobnych napraw. Teraz ten harmider nie przypominał mu dantejskich scen, ale jeszcze przed paroma minutami tak to właśnie odbierał. Poruszał się między samochodami wypatrując znajomej rajdówki i niebieskiego Subaru, które zawsze stało gdzieś obok. Wreszcie ją zobaczył, stała oparta o bagażnik czyszcząc jeden z kluczy francuskich.
- Widzę, że pani kierowca już po pracy – zaczął wesoło, bo, gdy tylko ją zobaczył i na własne oczy się przekonał, że jest bezpieczna ogarnęło go błogie uczucie szczęścia.
- Zbyszek! – ta wiele się nie zastanawiając rzuciła mu się na szyję. Jej perfumy zmieszanie ze spalinami i zapachem smaru dawały jedyne w swoim rodzaju połączenie. – Co ty tu robisz? – spytała, gdy ponownie stanęła na ziemi.
- Słyszałem o wypadku przestraszyłem się, że to możesz być ty – tłumaczył.
- Ciii….- przyłożyła mu palec do ust. – Już nic nie mów. Nie miałam pojęcia, że podadzą to pod publicznej informacji, inaczej bym zadzwoniła. Tak to niepotrzebnie się martwiłeś.
- Dzwoniłem, ale nie dobierałaś – wyjaśnił. Trzymał jej dłoń w mocnym uścisku dziękując za to, że dane mu jest to robić ,że to nie ona znajduje się teraz w jakimś szpitalu z poważnymi obrażeniami.
- Komórkę zawsze zostawiam w Subaru , to przez, to, jeszcze na nią nie patrzyłam. Zibi naprawdę nie myślałam, że to tak wyjdzie – widział jak bardzo się przejęła. – Naraziłam cię na stres.
- Już dobrze, nic ci nie jest o to jest najważniejsze – sam postanowił ja uciszyć, bo wiedział, że zaraz zacznie się o wszystko obwiniać. – Widzę, że już się zbieracie.
- Tak , zaraz mieliśmy wyjeżdżać – powoli pakowała resztę rozłożonych w około rzeczy.
- Żaneta dobrze, że cię złapałem – podbiegł do nich młody chłopak trzymając w ręku białą kopertę. Zbyszek zdążył zauważyć na niej jakieś wyrazy napisane po angielsku i czarno granatowe logo przedstawiające srebrna felgę. – Prezes kazał ci to przekazać. Wiesz co to? – skinęła głową i przejęła przesyłkę, wyważyła ją chwilę w dłoni, ale nie miała najwyraźniej zamiaru jej otwierać.
-Dzięki Filip – pożegnała chłopaka a kopertę wrzuciła do schowka w samochodzie. Bartmanowi nie umknęło to, że na parę sekund jej twarz przybrała zafrasowaną minę, ale, gdy zwróciła się ponownie w jego stronę na ustach pojawił się uśmiech.
- Co to było? – był trochę ciekawy.
-A nic takiego, zwykłe wytyczne do kolejnych startów – to wyjaśnienie wydało mu się nieco naciągane, bo wyglądała, że mocno ją w pierwszej chwili zirytowało to, że właśnie teraz to dostała, Filip, za to wręczając jej kopertę był niemal w euforycznym nastroju. Zbyszek nie znał się jednak na tym, więc zbyt długo nie zaprzątał sobie tym głowy.
- To co zbierajmy się, idę się przebrać, poszukam Dylana i możemy jechać – szybko zdecydowała.
- Poszukam ojca, przywiózł mnie tutaj, ja wrócę z tobą – nawet nie myślał o tym, że teraz ma ją zostawić, choćby na moment. Strach, choć już wyblakł jeszcze gdzieś się tam w nim tlił. Kiedy wszystko mieli już załatwione ruszyli do Warszawy, gdzie mogli ze sobą spędzić dwa dni tylko we dwoje. Nadrobić ten czas, który przez ich napięte grafiki był im tak brutalnie odbierany.
***
Z perspektywy Justyny…

- Bartek może powinnyśmy zawiadomić twoich rodziców, że przyjeżdżamy? To chyba nie wypada się im tak zwalać na głowę bez zapowiedzi - Justyną szarpały wątpliwości. Wczoraj podjęli z szatynem spontaniczną decyzję, że pojadą do Nysy, a raczej Bartek upierał się, że to kapitalny pomysł, ale dziś już nie przyjmowała tego tak entuzjastycznie, jak jeszcze kilka godzin temu.
- Przesadzasz, po za tym to mój dom, mogę sobie przyjeżdżać, kiedy chcę – oczywiście ten nie dostrzegał w tym niczego złego. A może to Bartmanówna była przewrażliwiona na tym punkcie? Chyba tak ,przecież nie codziennie poznaje się rodzinę swojego chłopaka. Nie była nawet pewna czy rodzice Bartka w ogóle mają o niej jakieś pojęcie. Chciała o to spytać siatkarza, ale uznała, że sie tylko wygłupi, wolała bardziej sposobem podejść go w tej sprawie niż spytać wprost.
- Ty może tak, ale ja jestem dla nich obcą osobą – miała nadzieje, że ta prowokacja przyniesie pożądany skutek.
- Nie jesteś obcą osobą, jestem moją dziewczyna, a rodzice się ucieszą, że wreszcie cię przywiozłem – szybko zripostował a ta przy okazji uzyskała odpowiedź na to, że państwo Kurek jednak wiedzą o jej istnieniu. Chciała o coś jeszcze zapytać ,ale nim otworzyła usta ten odezwał się pierwszy. – Widzisz już dojeżdżamy, nie ma co się martwić na zapas – skręcił w boczną uliczkę i znacznie zwalniając wprowadził Land Rovera na podjazd wyłożony czerwonym kamieniem. Nie zdążyli nawet wysiąść, kiedy z za domu wybiegł młodszy brat Bartka.
- Siema młody – Kurek przybił piątkę z Kubą a ten zaczął z ciekawością przyglądać się Justynie, która stanęła obok nich.
- Kuba jestem – nie czekając na oficjalną prezentacje sam się przedstawił.
- Justyna – brunetka spoglądała na braci, którzy byli bardzo do siebie podobni.
- Wiem, Bartek o tobie mówił, ale wiesz co jesteś dla niego za ładna. Spójrz na mnie, ja to jestem dopiero świetna partia , a on niedługo się zestarzej, wyłysieje, pewnie przytyje i na bank zbrzydnie, nie to, co ja, mi to nie grozi – zachowując całkowitą powagę wygłosił swój monolog.
- Ty nie pozwalaj sobie! – szatyn nie powstrzymując śmiechu jaki ta autoprezentacja brata w nim wzbudziła trzepnął Kubę w tył głowy.
- No, nie dopiero co przyjechał a już mnie bije – Kuba próbował oddać cios Bartkowi, ale te robił uniki.
- Jak zwykle to samo – usłyszała za sobą i odwróciła się, bracia nadal się wygłupiali nie zważając na zbliżającą się postać ich rodzicielki.
- Dzień dobry pani – Tyna jak przystało na dobrze wychowaną osobę zwróciła się do mamy chłopaków.
- Witaj Justynko, nawet nie wiesz jak się cieszę, że odwiedziliście nas z Bartkiem – jej obawy zostały rozwiane, jak widać rodzina Kurków była doskonale poinformowana kim jest , to dodało jej pewności siebie. - Chłopcy możecie przestać się zachowywać tak jakby was wypuścili z zakładu zamkniętego! – krzyknęła na synów. – Bartek zajmij się naszym gościem.
-Mamo jestem pewnie, że ty to zrobisz lepiej od mnie. Z resztą młody mi właśnie przypomniał, że mam z nim porachunki do wyrównania, to nie może czekać – zostawił Tynę na podjeździe a sam z bratem zniknął za rogiem domu.
- Cały Bartek jak zwykle nie pomyślał, że zostawia cię w niezręcznej sytuacji, ale nie bój się ja nie gryzę. Chodźmy może do domu napijemy się czegoś zimnego – pani Kurek odczytała jej obawy czym zaskarbiła sobie jeszcze większą wdzięczność Bartmanówny. To spotkanie było stresujące na szczęście ciepłe przyjecie osłabiło to uczucie.
- Bartek dużo nam o tobie opowiadał, szkoda, że Adam wyjechał na szkolenie również bardzo chętnie, by cię poznał. Cieszę się, że znalazł sobie taką miłą i spokojną dziewczynę – co do tej spokojnej Justyna miała zastrzeżenia i była pewna, że gdyby pani Iwona wiedziała o jej przeszłości nie posiliła, by się tym argumentem, ale to było, minęło. – Czułam, że jednak ta przyjaźń ze Zbyszkiem przyniesie coś dobrego, bo mieliśmy obawy… – zaczęła, ale po chwili chyba zorientowała się, że zagalopowała się za daleko.
- Wiem co pani ma na myśli, dobrze znam swojego brata wiem jaki potrafi być i jak traktuje dziewczyny, ale odkąd Zbyszek jest z Żanetą to wszystko się zmieniło. Chyba nam wszystkim dobrze ten Bełchatów robi – Justyna szybko postanowiła ratować sytuację.
- O tak Żanetka, nasz urwis kochany, musicie tutaj kiedyś we czwórkę przyjechać – zaproponowała.
- Pewnie tak się stanie. Mogłaby mi pani powiedzieć, co to za porachunki oni mają miedzy sobą? - ciekawiło ją to dlaczego Bartek tak szybko zniknął nawet zastanawiała się czy nie zrobił tego specjalnie.
- Chodź sama zobaczysz – wzięła tace z napojami i poprowadziła je przez salon na obszerny taras. Kilka metrów dalej Bartek wraz z Kubą grali w badmintona , z tej krótkiej obserwacji i wynikało, że młodszy z Kurków jest dużo lepszy od Bartka. Po jakiś 15 minutach cieszył się ze zwycięstwa nad starszym bratem, a Bartek był po tym prawie tak samo mocno zmęczony jak po wyczerpującym meczu.
- Musicie mu kategorycznie tego zabronić, on mnie wykończy – siatkarz przysiadł na ławce ciężko dysząc.
- Justyna chodź, zagraj ze mną! – wołała ją Kuba, który jak widać nie miał dość – Nie bój się dam ci fory.
- Nie radzę – roześmiał się szatyn, ale ta go nie posłuchała i już stała naprzeciwko Kuby.
Kiedy późnym wieczorem leżeli wtuleni w siebie jej głowę zalewała fala miłych wspomnień. Wizyta okazała się bardzo sympatyczna a rodzina lekko zwariowana, dokładnie tak jak i sam siatkarz. Ostatnie dni były dla niej jednym wielkim ciepłym wydarzeniem, nie mogła pojąć, że człowiek może być tak szczęśliwy, że miłość może dodać tak wiele sił i optymizmu a tak właśnie teraz się czuła. Wiedziała, że pewnie nie zawsze tak będzie to wyglądać ,ale oboje przeszli z Bartkiem już tak wiele, że chyba żadne wyboje nie zachwieją tego co sobie powoli skrupulatnie budują.
- Zadowolona? – dopytywał szatyn tak jakby idealnie odczytywał jej myśli.
- Bardzo. Chętnie zostanę tutaj jeszcze przez kilka dni, tak jak prosiła twoja mama, mam ochotę poznać twojego tatę – nie mogła odmówić, po za tym była ciekawa czy senior Kurek również pasuje do obrazka nieco postrzelonej rodziny.
- Tylko Kubę muszę gdzieś zamknąć albo przynajmniej zakneblować. Ja naprawdę nie wiem, gdzie on się tych tekstów nauczył – młodszy z Kurów podrywał ją na każdym kroku a Bartek momentami zaczynał być nawet zazdrosny.
- Przecież wiesz, że wolę ciebie – musnęła ustami jego policzek.
- Całe szczęście – ten przechylił głowę tak, że ich czoła się ze sobą stykały.
- Ale, kto wie może za kilka lat, jak już staniesz się stary, gruby i brzydki to…- nie pozwolił jej dokończyć zamykając jej usta nachalnym, ale miłym pocałunkiem.
***
Lipiec minął zdecydowanie za szybko, sierpień też miał już kilka dni za sobą. Siatkarze wrócili na zgrupowanie a Zbyszek wraz z nimi. Choć brunet nie mówił o tym głośno czułam, że się martwi, czas się kurczył, a on nadal nie wrócił do pełnych treningów. Miałam wyrzuty sumienia, że w tych chwilach nie mogę być przy nim, już nie raz się o to kłóciliśmy, niestety w ostatnim czasie więcej się mijaliśmy niż byliśmy ze sobą i oboje znosiliśmy to równie źle. Zbyszek jednak upierał się, że mam startować w zawodach jakby nigdy nic i nie zwracać na niego uwagi, żeby to było takie proste. Dylan również nie zawsze był zadowolony z mojej postawy, często bywałam rozkojarzona, co podczas rajdu groziło wypadkiem. W niektórych chwilach zaczynałam żałować, że to Lewińsky jest moim pilotem, nie lubiłam tej dyscypliny jaką wprowadzał. Wiedziałam, że robi to dla mojego dobra i przynosiło to efekty, ale nie mogłam się do tego przystosować. Czasami tęskniłam za spokojnymi zimowymi miesiącami i błogim lenistwem, ale było to tylko krótkie chwile, przecież kochałam to, co robię i nigdy bym nie zrezygnowała z tego przez moje małe widzi mi się. Dzisiejszy wyścig pod Sanokiem mogłam uznać za udany, trzecie miejsce i odrobiona ogromna strata czasowa spowodowana przez usterkę, to był nie lada wyczyn. Dzięki temu miałam w sobie do teraz takiego powera, że mimo nalegań Dylana to ja siedziałam za kółkiem w drodze powrotnej do Bełchatowa, byłam jak w transie, uwielbiałam ten stan.
- Żanet masz gdzieś kartkę, chciałbym coś zapisać – zapytał brunet.
- Tak w schowku coś powinno być – nawet nie podejrzewałam co stanie się za kilka chwil. Nie zwróciłam za bardzo uwagi, że Dylan zamiast coś zapisywać zamilkł i bez ruchu wpatrywał się w wyciągnięta kartkę papieru, dopiero gdy ponownie się odezwał wszystko zaczęło się układać w jedną całość.
- Kiedy miałaś zamiar mi o tym powiedzieć?! – huknął tak, że aż się wzdrygnęłam, wybuch jego złości bardzo mnie zaskoczył ,zawsze starał się być spokojny.
- O czym? – pytałam, choć zdawałam sobie sprawę, o co mnie pyta.
- Zjedź na pobocze – ton jego głosu oznajmiał, że nie przyjmie żadnego sprzeciwu. Zrobiłam to, o co mnie poprosił.
- Co masz zamiar z tym zrobić?! – przystawił mi prawie pod nos dokument.
- Nic – sama nie wiedziałam czemu zdecydowałam się na tak zdawkową odpowiedź.
- Jak to nic, nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej! Czy ty wiesz jaka to dla ciebie szansa, w ogóle jak mogłaś im już dwukrotnie odmówić?! – nie musiałam na niego patrzeć i bez tego wiedziałam, że jego oczy ciskają gromy w moim kierunku.
- Jak to przeczytałeś, to doskonale wiesz, że nie mogę skorzystać z tej propozycji, bo wyjazd jest na trzy lata. Mam przecież studia – mówiłam do niego spokojnie, ale nie liczyłam, że Lewinskiego uspokoi mój wyważony ton głosu.
- Studia czy Zbyszka? Nie udawaj, że nie wiesz co tam pisze dalej. Kolejnej propozycji już nie dostaniesz, nie jako kierowca krajowy. Nie masz doświadczenia międzynarodowego, za rok nie licz na kolejny dar od losu – dobitnie chciał mi dać do zrozumienia o tym fakcie, tyle że ja o tym już doskonale wiedziałam.
- Ty nic nie rozumiesz. Tak chciałabym się sprawdzić w tym zespole, to dla mnie zaszczyt, ale nie wyjadę. Został mi rok, by zdobyć inżyniera, może później jakoś uda mi się tam dostać – miałam już wszystko przemyślane i liczyłam na łut szczęścia, że za rok może znów dostanę od nich szansę, choć wiedziałam, że taka możliwość będzie niewielka.
- Ty siebie słyszysz? Tutaj jest wyraźnie napisane, że albo teraz albo jak będziesz mieć sukces międzynarodowy. Gdzie ty masz zamiar to zrobić jak ciągle siedzisz w Polsce! – nadal wrzeszczał, przestało mi się to podobać.
- Paweł chciał żebym skończyła studia, miała zawód! – wspominając brata w moich oczach mimowolnie zalśniły łzy.
- Na pewno też chciał tego żebyś coś osiągnęła w tym co tak oboje kochaliście robić, a ty teraz zaprzepaszczasz szansę osłaniając się słabymi argumentami – dobił mnie, niestety miał niemal 100% racji. Miałam tego dość.
- Daj mi to! – wyszarpałam mu z ręki zaproszenie od najlepszego zespołu rajdowego w Stanach i wepchnęłam powrotem do schowka – Nie wtrącaj się, to moje życie i pokieruje, nim tak jak chcę! – odpaliłam ponownie Subaru dając mu do zrozumienia, że rozmowa jest skończona.
- Jeżeli zrezygnujesz twoja kariera stanie w miejscu – odezwał się na koniec . W samochodzie panowała taka cisza, że stała się nie do zniesienia. Mętlik w mojej głowie powiększał się. Trzy lata to stanowczo za dużo, gdyby to był rok mogła bym jeszcze się zastanowić a tak sama nie wiedziałam jak postąpić. Do tej pory byłam przekonana, że dobrze robię ,ale czy Dylan nie miał racji, że bezpowrotnie tracę to, na co czekałam od lat.
***
Z perspektywy Zbyszka…

Zerknął na komórkę, gdzie widniały cztery nieodebrane połączenia z obcego numeru, nie miał zamiaru oddzwaniać, ponieważ podejrzewał, że to jakiś dziennikarz. Odłożył telefon na szafkę a ten rozdzwonił się ponownie. Rozmówca, którego usłyszał po drugiej stronie bardzo go zaskoczył.
- Możemy się spotkać? - usłyszał po krótkim wstępie, który i tak nie był potrzebny, ponieważ poznał go po głosie.
- Jestem teraz w Spale, to raczej nie możliwe – nie miał zamiaru się z nim spotykać.
- Chodzi o Żanetę, to pilna sprawa – nie dawał za wygraną Zbyszek już dawno, by się zdenerwował, że Makowskiej coś się stało, gdyby nie to, że przed chwilą odczytał od niej sms-a.
- Nie możesz mi powiedzieć teraz – był już mocno zirytowany.
- To nie na telefon – odparł zdecydowanie Lewińsky.
- Dobra przyjedź dziś o 20, wyśle ci zaraz adres – zdecydował.
Resztę dnia miał kompletnie rozwaloną, ciągle myślał o tym czego może od niego chcieć Dylan. Resztką sił powstrzymał się przed tym, by zadzwonić do Żanety i wypytać ją, o co może mu chodzić. Dokładnie o umówionej godzinie czekał na niego przed ośrodkiem. Ten zjawił się tak jak obiecał.
- Nie będę niczego ukrywał i spytam wprost, wiedziałeś tym? – gdy tylko usiadł obok niego wyciągnął kartkę papieru i podał mu ją.
- Co, to jest …– Zbyszek tylko omiótł wzrokiem dokument –… i co to ma wspólnego ze mną?
- Przeczytaj to się dowiesz – zrozumiał, że, dopóki sam nie zapozna się z treścią dalsza rozmowa nie ma sensu. Szybko poznał zawartość dokumentu i gdy skończył już całkiem nie wiedział dlaczego ten zwrócił się z tym do niego.
- Wiedziałeś o tym ? – powtórzył Lewińsky, gdy ten złożył dokument.
- Nie – uciął szybko Bartman, nie miał pojęcia dlaczego Żaneta mu o tym nie powiedziała. To była dla niej ogromna szansa.
- Ona nie chce przyjąć tego zaproszenia. Zasłania się studiami, mi się wydaje, że chyba też nie chce ze względu na ciebie, nie wiem dokładnie. Jeżeli nie podejmie jakiejś decyzji to zaprzepaści daną jej szansę – wyjaśnił Dylan .
- Ale tutaj chodzi o umowę na 3 lata, ona chciała skończyć studia - Zibi dobrze wiedział, że blondynce bardzo zależy na wykształceniu.
- Mi też tak powiedziała, ale szczerze nie rozumiem jej. Niestety, jak tak dalej pójdzie to wierz mi ona już nie dostanie kolejnej propozycji. Nie startując tylko w krajowych rozgrywkach, to dla nich będzie za mało na kierowcę w jej wieku, choćby nie wiem jaki miała talent – tłumaczył mu dalej, Bartman zastanawiał się do czego prowadzić ma ta rozmowa.
- Mogę wiedzieć co ja mam z tym wspólnego? – podejrzewał, że w ich spotkaniu brunet pokrył jakiś cel.
- Ja znalazłem rozwiązanie, mogę zapewnić Żanecie miejsce w moim zespole na rok. To gwarantuje jej starty w Nowej Zelandii, Australii i Azji, zdobędzie doświadczenie i spełni warunek Racing Drive, by dostać kolejną szansę od nich. Rok to chyba nie koniec świata, wzięła, by dziekankę i potem wróciła skończyć studia. Potem już moja w tym głowa, by tam w Stanach o niej nie zapomnieli – widać było, że bardzo mu zależy, by Makowska wykorzystała dana szansę.
- Dlaczego to robisz? – zapytał Zbyszek, nie mógł do końca pojąc tej bezinteresownej pomocy – Co chcesz tym osiągnąć?
-Jestem to winien Pawłowi. Nie mam w tym żadnych ukrytych intencji. Pomagałem jemu, kiedy żył, teraz chcę pomóc Żanecie. Spróbuj ją przekonać do tego wyjazdu – ostatnie słowa go zamurowały.
- Czy ty w ogóle masz pojęcie o co mnie prosisz?! – zdenerwował się Zbyszek.
- Ty masz swoją siatkówkę, daj i jej szanse coś osiągnąć. Z resztą zrobisz jak zechcesz – zostawił go samego wracając do samochodu. Myśli chaotycznie zaczęły zalewać jego umysł. Miał nakłonić Żanetę do tego, by wyjechała na rok na drugi koniec świata. Miał sam popchnąć ją do tego, by znikła mu z oczu na tak długi czas. Miał spowodować, że to co jest między nimi zostanie rozdzielone setkami tysięcy kilometrów. Miał pozwolić, że to zbudowali się skończyło. Przecież wiedział, że związek rozdzielony taką odległością nie ma prawa bytu nie z jego i jej charakterem. Wiedział też, że Makowska się na to nie zgodzi.
   
Przyznać się, takiego obrotu sprawy to się żadna z Was nie spodziewała.
Jako, że nie należę do osób, które lubią rozwiązywać coś banalnie to, jak widać żadnego wypadku nie było. Żaneta cała i zdrowa i tak ma być. Namieszałam w tym rozdziale, ale doszłam do tego do czego dążyłam od początku jej historii.
Nie wierzę, że za tydzień prawie się będę tutaj żegnać :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz